Zdaniem Michaela Gayeda, stratega w firmie inwestycyjnej Pension Partners, może to zwiastować  duży ruch zarówno w Stanach Zjednoczonych jak i na nowych rynkach.

Różnica między wspomnianymi indeksami wynosi ponad 3000 punktów bazowych, co oznacza, że rynki wschodzące  wyceniają duże wydarzenie, które jeszcze nie nastąpiło i mogą być  gotowe na rajd w górę.

Podczas rosyjskiego kryzysu z 1998 r. , kiedy tamtejszy rząd okazał się niezdolny do wykupu obligacji,  spread w pierwszym półroczu wynosił  grubo powyżej 3700 punktów bazowych, przypomina Gayed. Zastrzega jednak, że tak duża różnica  w pewnym momencie może się zmniejszyć pod wpływem większej korekty na rynku amerykańskim i mniejszym spadku na rynkach wschodzących.

- Rynki wschodzące, które średnio w tym roku tracą ponad 10 proc., wyceniły nieco bardziej negatywne wydarzenia niż miało to miejsce na rynku amerykańskim a więc są mniej podatne na negatywne niespodzianki - przekonuje strateg Pension Partners. Podkreśla, że  amerykański rynek akcji  w znacznym stopniu zignorował wiele niepomyślnych informacji, jak spadające ceny surowców, spadki na rynkach wschodzących i  skok rentowności obligacji skarbowych, ale kiedy zda on sobie sprawę, co się stało na rynku długu  można spodziewać się bardzo szybkiego dostosowania w dół.

Gayed twierdzi,że to co dzieje się na amerykańskim rynku przypomina okres przed wielkim krachem z 1987 roku, kiedy ceny obligacji poszły w dół i inwestorzy uciekali też z rynku akcji. Jego zdaniem  dla inwestorów zainteresowanych wejściem na rynki wschodzące,  by skorzystać na ewentualnym odbiciu, dobrą okazją mogą być płynne giełdy. Sam zaryzykowałby  na parkietach BRIC (Brazylia, Rosja,Indie, Chiny) , gdzie wskaźniki spadły bardziej i z których względnie szybko można się wycofać.