Polska daje zarobić

To zaskakujące, jak różną opinię o Polsce mają Polacy i inwestorzy zagraniczni. O ile w tej pierwszej grupie dominuje krytycyzm, to inwestorzy postrzegają nasz kraj dobrze, a często mam wrażenie, że wręcz entuzjastycznie.

Aktualizacja: 15.02.2017 05:45 Publikacja: 01.03.2013 05:00

Artur Gromadzki, Chief Investment Officer – Global Equities w Caspar Asset Management Invest

Artur Gromadzki, Chief Investment Officer – Global Equities w Caspar Asset Management Invest

Foto: Archiwum

Do świadomości wielu ludzi na Zachodzie, a nawet w Azji, dotarło, że Polska ustrzegła się wielkiego kryzysu z lat 2008–2009. Co więcej, zdają sobie oni sprawę, że byliśmy jedynym krajem w Europie, który tego uniknął i podczas gdy łamały się wówczas największe ekonomiczne potęgi, polska gospodarka rosła w imponującym tempie. Inwestorzy to pamiętają i doceniają, a co ważniejsze budzi to ich szacunek i zainteresowanie naszym krajem. Dzisiaj, choć polską gospodarkę trapi więcej problemów niż dwa–trzy lata temu, to jednak wśród inwestorów docenia się, że nasz kraj nie jest w żaden sposób wciągnięty w obecny kryzys systemu finansowego.

Po pierwsze, i najważniejsze, nie jesteśmy członkami Club Med, czyli europejskich państw basenu Morza Śródziemnego, które są w ogromnych tarapatach. Po drugie, nie jesteśmy w strefie euro, więc nie jesteśmy bezpośrednio zaangażowani w konieczność jej ratowania. Oznacza to, że nie musimy partycypować w kosztach, które wśród inwestorów nie cieszą się specjalną popularnością, a co ważniejsze budzą sceptycyzm w ocenie skuteczności tych, niemałych przecież, wydatków.

Polska gospodarka jest dzisiaj klasyfikowana na dwudziestym miejscu na świecie (wg. MFW) i wobec poważnych problemów wielu innych krajów można być niemal pewnym, że będziemy się po tej drabince wspinać wyżej.

Popularność Polski wzrosła w ostatnim roku dzięki mistrzostwom Europy w piłce nożnej. Reklama, jaką zrobiliśmy sobie, organizując tę imprezę jest niebywała i jak mi się wydaje w Polsce nie w pełni doceniana. Tymczasem w ostatnich miesiącach od dziesiątków ludzi słyszałem, że nasz kraj okazał się, czego zupełnie się nie spodziewali, bardzo sprawnym organizatorem trudnej imprezy o zasięgu globalnym. A Polacy – pozytywnie nastawionymi do świata, przychylnymi i radosnymi ludźmi. Słyszałem tę opinię od nieskorych do wygłaszania entuzjastycznych sądów Szwajcarów, słyszałem od Francuzów i Niemców. Opinia ma już wymiar globalny, bo wygłaszano ją i w Stanach Zjednoczonych, i w wielu krajach azjatyckich. Na przykład w Malezji i innych państwach ASEAN mecze były transmitowane w telewizji i cieszyły się ogromną popularnością, przez co w świadomości Azjatów wbiły się nie tylko nazwa naszego kraju, ale także miast, w których rozgrywano mecze.

Polska jako jeden z nielicznych europejskich krajów daje zarobić. Lokata w Stanach Zjednoczonych pieniędzy nie przynosi, w Szwajcarii jest jeszcze gorzej, bo tam są negatywne stopy procentowe. W Polsce 5 proc. nie jest problemem, a świetny zarobek dają też polskie obligacje. Ten zysk osiąga się w kraju postrzeganym jako stabilny politycznie. Choć dla mieszkańców Polski to zaskakujące – temperatura sporu politycznego osiągnęła przecież nieznany u nas od lat poziom – to na zewnątrz obowiązuje inny obraz. Mamy rząd, który sprawuje władzę drugą już kadencję i będzie to robił przez kolejne trzy lata. Przeprowadza się reformy, które dla nas może postępują zbyt wolno, ale na świecie docenia się konsekwencję w ich wprowadzaniu.

Inwestor zagraniczny docenia nasz dobrze rozwinięty i świetnie funkcjonujący rynek kapitałowy. Obowiązujące na nim regulacje i baczne oko Komisji Nadzoru Finansowego oszczędziło inwestorom poważniejszych skandali i nadużyć, co redukuje ryzyko inwestowania na polskim rynku. Mamy w Polsce blisko 770 spółek notowanych na giełdzie (GPW + NewConnect) – to więcej niż w Niemczech, gdzie notowanych jest około 670 przedsiębiorstw. Polacy odkryli więc zalety giełdy i lepiej niż Niemcy zrozumieli, że rynek jest znakomitym, znacznie lepszym niż bank, źródłem finansowania. Jak mawiają w Szwajcarii, „bank da ci parasol, gdy świeci słońce, ale zabierze go w czasie deszczu". Akcjonariusze są z reguły dużo bardziej cierpliwi i musi być naprawdę koszmarna ulewa, aby wyrywali parasol.

W porównaniu z wieloma innymi krajami Polska ma też stosunkowo wysoką, jak na wschodzący rynek, kapitalizację spółek publicznych wobec wielkości PKB. Wprawdzie w Wielkiej Brytanii, kolebce kapitalizmu, kapitalizacja rynku do PKB wynosi 120 procent, ale już w Niemczech 33 procent. A w Polsce 27 procent. To więcej niż na przykład w Turcji. Można się spodziewać, i inwestorzy są tego pewni, że tak duża ilość polskich firm na giełdzie to wylęgarnia sukcesu, a niektóre niebawem staną się ważnymi graczami nie tylko na rynku lokalnym, ale także w Europie. Ich wycena będzie rosła, co pomoże rozwiązać problem dużych globalnych inwestorów, którym dzisiaj jest niewielka ilość spółek notowanych na warszawskim parkiecie o kapitalizacji przekraczającej miliard dolarów. Ostatni raport MSCI do analizy polskiego rynku bierze pod uwagę jedynie 23 spółki. Dla największych inwestorów jest to wybór ograniczony.

Inwestorzy zagraniczni ze szczególną uwagą przyglądają się temu, co w Polsce dzieje się w sprawie wydobycia gazu łupkowego. W pamięci mają Stany Zjednoczone, gdzie gaz łupkowy zmienił bilans energetyczny USA i uniezależnił ten kraj od importu. Cena gazu w Stanach Zjednoczonych jest dziś najniższa na świecie i w związku z tym lokują się tam najbardziej energochłonne sektory przemysłu. Ocenia się, że w następnych kilku latach wartość inwestycji związanych z tanią energią może przekroczyć w USA 90 mld dolarów. Gdyby u nas osiągnęła cząstkę tej wartości, byłoby to niezwykle silnym impulsem dla całej naszej gospodarki.

Inwestorzy doceniają postęp, który zrobiła polska kadra menedżerska. Dzisiaj jest ona nie tylko świetnie przygotowana merytorycznie, ale posiadła też umiejętność przekonującej prezentacji swoich atutów. Właściciele firm i top menedżerowie są także znacznie bardziej otwarci niż 10–15 lat temu. Choć ta otwartość nadal ma swoje granice. W Polsce rozmawia się inaczej niż w krajach tzw. starej Unii, a różnica jest szczególnie duża na tle Amerykanów. W Stanach Zjednoczonych najważniejsze jest zaufanie, jeśli pierwsze rozmowy inwestora z zarządem zbudują nić porozumienia, jeśli inwestor nabierze pewności, że zmierzamy w tym samym kierunku, że doświadczenie, pomysły, sposób działania właściciela firmy lub zarządu mogą być dla przedsiębiorstwa korzystne, to wszystko inne schodzi na drugi plan. Szczegóły są mniej ważne, wszyscy skupiają się na głównych założeniach strategii i długoterminowym horyzoncie czasowym. W Polsce natomiast nadal jest sporo nieufności, wszędzie dopatruje się podstępu, furtki, przez którą inwestor zamierza zedrzeć skórę z właściciela.

To trochę tak, jak z legendarnymi polskimi toaletami. W tej dziedzinie też zrobiliśmy wielki postęp, ale od światowego standardu nadal dzieli nas spory dystans. Na Zachodzie w miejscach publicznych buduje się toalety w taki sposób, aby można było dotrzeć do pisuaru, otwierając jak najmniejszą, najlepiej, gdy nie ma ich wcale, ilość drzwi. Kiedyś były one zaporą przed niemiłymi zapachami, ale dzisiaj, przy tak ogromnym postępie techniki sanitarnej, drzwi do toalety stały się niepotrzebną przeszkodą i źródłem zarazków, bo setki ludzi zmuszonych jest do ich dotykania. Z powodu polskiego prawa budowlanego droga do pisuaru to w dalszym ciągu droga przez mękę. Sprawdziłem to na niedawnej konferencji dla inwestorów odbywającej się w imponującym budynku Giełdy Papierów Wartościowych.

Dostrzegam jeszcze jedną różnicę przy porównaniu polskiej i zachodniej kadry menedżerskiej. Polscy prezesi są znacznie bardziej czuli na krytykę, choćby najlżejszą, i starają się na nią natychmiast reagować – nawet jeśli dotyczy drugorzędnych, nieistotnych szczegółów. I wszelkie uwagi odbierają bardzo osobiście. Są chyba związani ze swoimi firmami w sposób znacznie bardziej emocjonalny niż ma to miejsce w Europie Zachodniej i Stanach Zjednoczonych. Wydaje się, że w polskim biznesie emocje odgrywają jeszcze dużą, znacznie większą rolę niż na Zachodzie. I to nie tylko w krajach o kulturze protestanckiej. Przecież jednak nie we wszystkim musimy być tacy sami.

Felietony
Nowa epoka w prospektach?
Felietony
Altcoiny – między potencjałem a ryzykiem
Felietony
Dyskretny urok samotności
Felietony
LSME – duże wyzwanie dla małych spółek
Felietony
Złoty wciąż ma potencjał do aprecjacji, ale w wolniejszym tempie
Felietony
Jak wspominam debiut WIG20