Daleka droga do trwałej poprawy nastrojów na GPW

Porównanie obecnej sytuacji z podobnym schematem rozwoju wydarzeń z przełomu lat 2008 i 2009 sugeruje, że nawet jeśli WIG20 naruszy poziom oporu na wysokości 2450 pkt, to groźba powrotu trendu spadkowego nie zniknie

Aktualizacja: 24.02.2017 05:04 Publikacja: 05.11.2011 14:50

Daleka droga do trwałej poprawy nastrojów na GPW

Foto: Archiwum

Mijający tydzień stał na warszawskiej giełdzie pod znakiem łagodnej korekty październikowego wyskoku notowań. Indeks WIG20 wahał się wokół poziomu 2400 pkt. Dla optymistów było to zbieranie sił przez atakiem na poziom oporu, jaki na wysokości 2450 pkt tworzy lokalny szczyt z końca sierpnia (właśnie wtedy wyczerpało się paliwo do odrabiania drastycznych strat z pierwszej połowy sierpnia). Dla pesymistów niezdecydowanie na rynku to oznaka nie tyle mobilizacji, ile raczej strachu przed konfrontacją z silnym oporem.

W sferze fundamentalnej korektę październikowej zwyżki można traktować jako zadumę inwestorów nad tym, na ile uzasadnione jest obstawianie pozytywnych scenariuszy. Przede wszystkim dość naiwne wydaje się przeświadczenie, że kryzys zadłużenia w strefie euro jest blisko końca dzięki niedawnym ustaleniom przywódców UE. Wręcz przeciwnie, można się spodziewać coraz większych problemów z dopinaniem budżetów przez mocno zadłużone kraje z grupy PIIGS. Powodem jest słabnąca koniunktura gospodarcza, czego dowodzą najnowsze, podane w mijającym tygodniu, odczyty wskaźników PMI. Przykładowo we Włoszech obrazujący koniunkturę w przemyśle indeks runął do poziomu najniższego od połowy 2009 r. Spadek PMI, z jakim od marca mają do czynienia Włosi, jest równie gwałtowny jak pod koniec 2008 r. Pogłębia się też recesja?w hiszpańskim przemyśle (PMI na poziomie 43,9 pkt, głęboko poniżej granicy 50 pkt). To gospodarki bez porównania większe niż grecka, więc i skala problemów może być odpowiednio większa.

Spowolnienie a kwestia budżetów i stóp

Jeśli pod uwagę weźmiemy fakt, że poprzednia cykliczna faza osłabienia gospodarczego wywołała potężne napięcia budżetowe, obniżając dochody finansujące obsługę długu, to trwające obecnie kolejne osłabienie nieuchronnie musi te problemy jeszcze nasilić. Jednocześnie oszczędności budżetowe – choć na długą metę jak najbardziej pożądane – na krótką metę paradoksalnie jeszcze bardziej przyczyniają się do utraty tchu przez gospodarki i zmniejszania się dochodów. Nic dziwnego, że widząc, co się święci, EBC pod kierownictwem Włocha Mario Draghiego zdecydował się nieoczekiwanie na cięcie i tak niskich już stóp. Niestety, obniżki kosztów pieniądza przekładają się na gospodarkę zwykle z wielomiesięcznym opóźnieniem.

Na marginesie, ciekawe, kiedy pod presją ze strony słabnącej koniunktury na Zachodzie na cięcie stóp zdecyduje się nasza rodzima Rada Polityki Pieniężnej. Czy będzie czekała do momentu, kiedy także polski PMI runie poniżej 50 pkt, przed czym jak na razie skutecznie się jeszcze broni (patrz ramka)? W ostatnich latach decyzje RPP były wyraźnie opóźnione względem EBC. W 2008 r. nasza Rada obniżyła stopy dopiero w grudniu, podczas gdy EBC na kryzys zareagował agresywnie już w październiku. Z kolei cykl podwyżek RPP rozpoczęła w styczniu br., podczas gdy EBC zrobił to już w kwietniu 2010 r. Pytanie, ile tym razem wyniesie opóźnienie RPP względem EBC? Trzeba zwrócić uwagę, że podczas gdy władze monetarne zwlekają z decyzjami, rynkowe stopy procentowe idą w górę, a zjawisko to przypomina nieco wydarzenia z jesieni 2008 r. W ciągu nieco ponad dwóch tygodni trzymiesięczna stawka Wibor skoczyła z 4,76 do 4,92 proc.

Małe spółki nie mogą się porządnie odbić

Niebezpieczeństwo pogorszenia koniunktury gospodarczej w naszym kraju pod wpływem rosnących kosztów pieniądza i słabnącego wzrostu na Zachodzie, w pewnym stopniu ignorowane przez kursy dużych spółek i indeks WIG20, znajduje odzwierciedlenie przede wszystkim w notowaniach mniejszych firm, z reguły bardziej wyczulonych na tendencje ekonomiczne. Co prawda od września sWIG80 próbuje z mozołem naśladować rosnące szybko indeksy giełdowe na rynkach dojrzałych, ale na razie efekty tych wysiłków są mizerne. Zwyżka o 8 proc. wobec wcześniejszego spadku o 24 proc. od początku sierpnia i o 34 proc. od szczytu hossy nie robi wrażenia, zwłaszcza że w jej trakcie nie udało się sforsować żadnego istotnego średnioterminowego poziomu oporu. Pierwszym sygnałem załamania się tej mozolnej wspinaczki byłoby przełamanie krótkoterminowej linii trendu wzrostowego, jakiej sWIG80 kurczowo się trzyma od sześciu tygodni.

Korekta wzrostowa indeksu „maluchów" nie robi wrażenia także w zestawieniu z korektami poprzedniej bessy trwającej od połowy 2007 r. do lutego 2009 r. Najsilniejsza z nich – od połowy stycznia do połowy lutego 2008 r. – podniosła sWIG80 o 16 proc., czyli dwa razy bardziej niż obecny ruch zwyżkowy, a mimo to był to jedynie chwilowy epizod w trakcie wielomiesięcznego trendu spadkowego.

Analogie z kryzysem z 2008 roku

Porównania z historią są zresztą przestrogą także w przypadku spisującego się znacznie lepiej indeksu WIG20. Obecna sytuacja w dużym stopniu przypomina wydarzenia z przełomu lat 2008 i 2009. Także wtedy mieliśmy do czynienia z podwójną korektą spadków, na którą złożyło się najpierw odbicie pierwotne (koniec października 2008 r. oraz druga połowa sierpnia br.), a potem odbicie wtórne (grudzień 2008 r. oraz okres od początku października br.). Rzecz w tym, że trzy lata temu ani pierwotne, ani następujące wkrótce po nim wtórne odbicie nie doprowadziły do trwałego zatrzymania trendu spadkowego – już pod koniec stycznia 2009 r. WIG20 ustanawiał nowe minima.

Analogia z końcówką 2008 roku podpowiada jednocześnie, że bacznie obserwowany przez inwestorów, wspomniany na początku poziom oporu na wysokości 2450 pkt jest odpowiednikiem oporu na szczycie wspomnianego pierwotnego odbicia z końca października 2008 r. (1903 pkt). Wówczas WIG20 zdołał co prawda naruszyć tę barierę (znalazł się najwyżej od niemal trzech miesięcy), ale zaraz potem kupujący całkowicie zrezygnowali z walki, a indeks jak po sznurku zaczął podążać w kierunku dołków bessy. Czy idąc tropem tamtych wydarzeń należy teraz zakładać, że WIG20 odniesie co prawda sukces w walce z oporem na wysokości 2450 pkt (tak jak w 2008 r. indeks znalazłby się wówczas najwyżej od ok. trzech miesięcy), ale będzie to sukces krótkotrwały, po którym nadejdzie fala wyprzedaży pod wpływem „otrzeźwienia" optymistów?

W ramach tej analogii przywołajmy jeszcze na chwilę indeks małych spółek. Kluczowa wydaje się obserwacja, że kiedy WIG20 atakował na początku stycznia szczyt pierwotnego odbicia, sWIG80 zupełnie nie podzielał optymizmu swego „większego" brata i przymierzał się raczej do pogłębiania dołków niż ustanawiania maksimów. Aby można było odtrąbić koniec hossy, sWIG80 musiałby nie tylko nadążać za rosnącym WIG20, ale nawet go prześcigać. Na razie szeroki rynek pozostaje relatywnie słaby.

Analizy rynkowe
Bessa w pełnej okazałości
Gospodarka krajowa
Stopy nie muszą przewyższyć inflacji, żeby ją ograniczyć
Analizy rynkowe
Spadki na giełdach boleśnie uderzają w portfele miliarderów
Analizy rynkowe
Dywidendy nie takie skromne
Analizy rynkowe
NewConnect: Liczba debiutów wyhamowała
Analizy rynkowe
Jesteśmy na półmetku bessy. Oto trzy argumenty