Uzdrawianie Hiszpanii może zająć kilka lat

Wszystko wskazuje na to, że niedzielne wybory parlamentarne wyniosą do władzy prawicę. Nikt jednak nie będzie zazdrościć zwycięzcom. Przed nimi bolesne cięcia, recesja i możliwy kryzys bankowy

Aktualizacja: 24.02.2017 03:36 Publikacja: 19.11.2011 00:16

Hubert Kozieł

Hubert Kozieł

Foto: Archiwum

Gospodarcze skutki siedmiu lat rządów w Hiszpanii socjalistycznego premiera José Luisa Rodrigueza Zapatero są dość katastrofalne. W 2004 r., gdy zdobywał on władzę, hiszpański PKB wzrósł o 3,3 proc., bezrobocie wynosiło 11 proc., a deficyt finansów publicznych zaledwie 0,3 proc. PKB. W tym roku według prognoz Komisji Europejskiej wzrost gospodarczy wyniesie zaledwie 0,7 proc., a deficyt finansów publicznych 6,6 proc. PKB. Bezrobocie sięgnęło rekordowego poziomu 21,5 proc., a wśród ludzi młodych wynosi aż 48 proc. Hiszpania jest powszechnie uznawana za słabe ogniwo strefy euro, a inwestorzy zastanawiają się, czy i kiedy pójdzie ona śladami Włoch czy nawet Grecji.

Oczywiście głęboki kryzys w Hiszpanii to nie tylko wina Zapatero. To skutek pęknięcia bańki na rynku nieruchomości, która narastała przez lata, to też wina prowadzących nieprzejrzyste interesy regionalnych kas pożyczkowych (cajas) oraz zawirowań w światowej i europejskiej gospodarce. W powszechnej świadomości Hiszpanów Zapatero jest jednak osobą współwinną gospodarczego załamania. Wszystkie sondaże wskazują więc, że w niedzielnych wyborach chadecka Partia Ludowa i jej lider Mariano Rajoy zmiażdżą rządzących socjalistów. Ma tego świadomość również Zapatero – dlatego zamiast niego partię prowadzi do wyborów były wicepremier Alfredo Rubalcaba. Inwestorzy spodziewają się zatem, że nowy rząd zostanie utworzony przez Partię Ludową. Co przyniesie on hiszpańskiej gospodarce? Czy poradzi sobie bez międzynarodowej pomocy finansowej i nie sprowadzi kolejnego nieszczęścia na strefę euro?

Trudne zadanie dla następcy

– Na pewno zadanie Rajoya będzie bardzo trudne. Musi on ściąć deficyt finansów publicznych, tak jak to zaplanował poprzedni rząd, znaleźć dodatkowe oszczędności i jeszcze zrobić to, gdy Hiszpanii grozi wieloletnia recesja – mówi „Parkietowi" Ben May, ekonomista z firmy badawczej Capital Economics.

Posprzątać po Zapatero będzie trudno, ale socjalistyczny rząd w ostatnim roku sprawowania władzy nieco ułatwił następcom zadanie. Pod presją rynków i Komisji Europejskiej Madryt dokonał w ostatnich dwóch latach serii cięć wydatków i podwyżek podatków. Ograniczył też inwestycje i uporządkował sytuację w sektorze finansowym, skłaniając cajas do łączenia się lub podwyższania kapitału, część z nich nacjonalizując (koszt pomocy dla cajas wyniósł około 50 mld euro, choć spodziewano się, że sięgnie nawet 120 mld euro). Sytuacja przypomina tę na Węgrzech w 2010 r., gdzie lewicowy gabinet najpierw doprowadził gospodarkę do ruiny, a w ostatnich latach swych rządów zdecydował się na bolesne cięcia fiskalne i przegrał z tego powodu wybory. Mariano Rajoy, w przeciwieństwie do obecnego węgierskiego premiera Viktora Orbana, nie budzi jednak niepokoju inwestorów, gdyż jest politykiem bardzo umiarkowanym.

– Rajoy do pewnego stopnia będzie kontynuował politykę rządu Zapatero, czyli dalej prowadził konsolidację fiskalną. Tego chcą inwestorzy. Nie spodziewajmy się, że jego wybór będzie jakąś dramatyczną zmianą dla Hiszpanii. Ma on niewielkie pole manewru i nie jest charyzmatyczną osobą, która zdołałaby porwać swoją wizją inwestorów i sprawić, by masowo kupowali oni hiszpański dług. Po wyborach nie będzie więc rewolucji – mówi „Parkietowi" Carsten Brzeski, ekonomista z banku ING.

Niepokoić może jednak to, że obietnice wyborcze są dość mało konkretne. Rajoy zapowiada, że za jego rządów Hiszpania odzyska najwyższy rating kredytowy AAA. Nie chce podnosić podatków i obniżać płac w budżetówce, zamierza skupić się głównie na cięciu „niepotrzebnych" wydatków. Obiecuje, że rządowe agencje będą karane za nadmierne wydatki, a państwowe firmy prywatyzowane (jeśli radzą sobie na rynku gorzej od prywatnej konkurencji). Rząd pod jego wodzą postawi też ustawową tamę wydatkom samorządów. Gospodarka będzie natomiast stymulowana za pomocą ulg podatkowych dla przedsiębiorstw, zachęcających do zatrudniania nowych pracowników.

Przedsmak polityki, którą Partia Ludowa będzie prowadziła w całym kraju, dają jej działania w 11 regionach, którymi rządzi. Regiony w Hiszpanii mają duże uprawnienia i odpowiadają za jedną trzecią wydatków państwa. Tam już zaczęto poważne cięcia. Na przykład region Kastylia-La Mancha chce zmniejszyć swój deficyt budżetowy z zeszłorocznych 6,5 proc. PKB regionu do 1,3 proc. PKB w 2013 r., i to bez podwyżek podatków. Władze wielu samorządów rządzonych przez chadeków walczą też ze związkami zawodowymi i przeprowadzają redukcje zatrudnienia w budżetówce (np. Madryt toczy z tego powodu boje ze związkami nauczycieli).

Dalsze cięcia w i tak już obolałej gospodarce rodzą jednak niebezpieczeństwo recesji. – Wielu inwestorów obawia się, że Hiszpania znajdzie się w podobnej sytuacji jak Grecja, czyli straci korzyści wynikające z cięć budżetowych, dlatego że osłabi się gospodarka – wskazuje Olaf Penninga, zarządzający funduszem w Robeco Group.

– Konsolidacja fiskalna wywarła już zły wpływ na hiszpański rynek pracy – twierdzi Antonio Pascual, ekonomista z Barclays Capital.

W III kwartale gospodarka Hiszpanii nie rozwinęła się w ogóle, po 0,2 proc. wzrostu w poprzednich trzech miesiącach. Trzeci kwartał oznaczał też spadek zatrudnienia w sektorze publicznym o 40 tys. etatów. Komisja Europejska spodziewa się, że wzrost gospodarczy w końcówce roku wyniesie zaledwie 0,1 proc. Według prognoz KE zarówno w 2011 r., jak i w 2012 r. hiszpański PKB ma wzrosnąć tylko 0,7 proc., gdy rząd Zapatero spodziewał się odpowiednio 1,3 oraz 2,3 proc. Spowolnienie na świecie uderza w popyt na hiszpańskie dobra eksportowe, a oszczędności fiskalne osłabiają i tak już kiepski popyt wewnętrzny. W II kwartale liczba bankructw spółek wzrosła o 20 proc. (licząc rok do roku), do 1494. Analitycy tłumaczą to m.in. tym, że rząd i samorządy z powodu cięć budżetowych znacznie zmniejszyły liczbę przetargów. Rajoy chciałby jednak przeprowadzić jeszcze głębsze oszczędności. Pierwszy okres jego rządów może być więc dla Hiszpanii bolesny.

– Pierwsza połowa 2012 r. będzie bardzo ciężka, gdyż będą potrzebne brutalne cięcia. Może to być najgorsze półrocze w tym kryzysie. Partia Ludowa musi również dokonać reform, które uczynią Hiszpanię bardziej konkurencyjną. Na razie mało elastyczne prawo pracy, nadmiar regulacji i płace powiązane z inflacją tę konkurencyjność osłabiają. To będzie bolesny proces, ale jeśli zostanie dobrze przeprowadzony, Hiszpania wyjdzie z tego mocniejsza i pomoże strefie euro – uważa Pablo Vazquez, szef hiszpańskiego think tanku FEDEA.

Zadowolić rynki

Nacisk, jaki Rajoy kładzie na cięcia fiskalne, jest m.in. skutkiem sytuacji na rynku. Chociaż przez ostatnie miesiące Hiszpania była traktowana przez inwestorów lepiej niż Włochy, to teraz sytuacja może się zmienić. Rynki wierzyły w zapewnienia rządu Zapatero, że przeprowadza on reformy fiskalne z sukcesem. Uspokajająco brzmiały zapowiedzi, że w tym roku deficyt finansów publicznych zostanie ścięty do 6 proc. PKB (z 9,3 proc. w 2010 r.), a w przyszłym do 4,4 proc. PKB. Komisja Europejska ogłosiła jednak w zeszłym tygodniu, że hiszpański deficyt wyniesie w 2011 r. najprawdopodobniej 6,6 proc. PKB, a w 2012 r., jeśli nie będzie dodatkowych oszczędności budżetowych, 5,9 proc. PKB. W poniedziałek rentowność hiszpańskich obligacji dziesięcioletnich przekroczyła więc poziom 6 proc. W piątek wynosiła już 6,8 proc. To już bardzo blisko newralgicznego poziomu 7 proc., po jakim Grecja, Irlandia i Portugalia musiały prosić o pomoc.

Ze względu na trudną sytuację gospodarczą w Hiszpanii zadowolenie rynków będzie trudne. O ile gabinet Zapatero dokonał w ostatnich latach rządów oszczędności fiskalnych wynoszących około 10 mld euro, o tyle rząd Rajoya będzie musiał zaoszczędzić blisko 30 mld euro, by ściąć deficyt do zaplanowanych przez poprzednika 4,4 proc. PKB w 2012 r. To zadanie może go przerosnąć, a rynki są niecierpliwe. – Istnieje duże prawdopodobieństwo, że Hiszpania pójdzie w ślady Włoch. Powodem wzrostu presji rynków na Madryt mogą być zawirowania w strefie euro – twierdzi Phyllis Reed, strateg z Kleinwort Benson Bank.

– Obecnie postawa rynków wobec Hiszpanii jest dość spokojna w porównaniu z postawą wobec Włoch, ale myślę, że może się to zmienić w nadchodzących miesiącach, a nawet tygodniach. Perspektywa głębokiej recesji jest powodem, by być o Hiszpanię zaniepokojonym – wskazuje Stephane Dao, główny ekonomista ds. europejskich banku UBS.

– Jeśli Hiszpania nie będzie w stanie zmniejszać deficytu budżetowego zgodnie z planem, może to zniszczyć zaufanie sektora prywatnego do jej obligacji. Jeżeli deficyt będzie zbliżony do 7 proc. PKB, to może się to okazać bardzo problematyczne – prognozuje Harvinder Sian, strateg z Royal Bank of Scotland.

Hiszpania jest wciąż jednak w nieco lepszej sytuacji niż Włochy. Jej dług publiczny sięga około 60 proc. PKB, gdy w przypadku Włoch jest to aż 120 proc. PKB. Włochy muszą do końca roku wykupić obligacje i bony skarbowe warte 37 mld euro, gdy w Hiszpanii ta kwota sięga ok. 15 mld euro. W Madrycie, w odróżnieniu od Rzymu, nie doszło też do kryzysu politycznego. Po wyborach są natomiast szanse na stabilny rząd, który będzie mógł się skupić na przeprowadzaniu cięć fiskalnych.

– To, że w ostatnich dniach rosła rentowność hiszpańskich obligacji, nie oznacza, że sytuacja tego kraju dramatycznie się pogorszyła. One po prostu rosły dla wszystkich państw oprócz Niemiec – uspokaja Brzeski.

Bankowy niepokój

Chociaż lewicowy rząd zdołał uporządkować sytuację cajas, perspektywy hiszpańskiego sektora finansowego wciąż nie są optymistyczne. Testy wytrzymałościowe przeprowadzone przez Europejski Urząd ds. Bankowości (EBA) wykazały, że największe banki z Hiszpanii powinny zebrać 26 mld euro dodatkowego kapitału. Deklarują one, że poradzą sobie bez pomocy rządowej i same zdołają zebrać potrzebną kwotę. Testy EBA mogą się okazać jednak nie dość wnikliwe. W październiku agencja Standard & Poor's obniżyła ratingi dziesięciu hiszpańskich pożyczkodawców (w tym takich instytucji, jak Banco Santander i BBVA), Fitch – sześciu. Analitycy obu agencji ratingowych wskazują, że recesja oraz kryzys w strefie euro uderzą w wyniki tych instytucji. S&P przewiduje, że problematyczne aktywa banków mogą wzrosnąć do 296–313 mln euro, co stanowi blisko 30 proc. hiszpańskiego PKB.

Rajoy zapowiada, że jedną z pierwszych jego decyzji będzie skłonienie banków do dokonania nowej rynkowej wyceny problematycznych aktywów i wzmocnienia swojej kondycji – niewykluczone, że z pomocą Europejskiego Funduszu Stabilności Finansowej (EFSF). Analitycy ostrzegają jednak, że taka operacja byłaby bardzo ryzykowna. – Czyszczenie systemu jest teraz bardzo trudne. Gdyby banki musiały dokonać takich odpisów od swoich aktywów powiązanych z rynkiem nieruchomości, toby z miejsca zbankrutowały. Nie możemy tego ryzykować. Trzeba znaleźć jakieś pośrednie rozwiązanie pomiędzy spisaniem tych aktywów na straty a pozwoleniem na ich dalsze zaleganie w bilansach – uważa Juan José Toribio, ekonomista z madryckiej IESE Business School.

Część pożyczkodawców lobbuje więc za stworzeniem „złego banku", który przejąłby problematyczne aktywa. – Jeśli „zły bank" będzie prawidłowo stworzony i zarządzany, to będzie on bardzo dobrym pomysłem – twierdzi Juan Maria Nin, wiceprezes Caixabanku, czwartego pod względem wielkości banku w Hiszpanii. Rajoy twierdzi, że jest otwarty na to rozwiązanie, choć nie jest ono jego pierwszym wyborem.

Niektórzy analitycy wskazują jednak, że sytuacja w sektorze bankowym może się wymknąć spod kontroli. – Hiszpański sektor finansowy wzbudza niepokój. Inwestorzy spodziewają się, że banki będą potrzebować poważnego dokapitalizowania, ale nikt nie wie, jak duże sumy mogą wchodzić w grę. Prawdopodobnie większe, niż rząd poświęcił na ratowanie cajas. Pamiętajmy, że w przypadku Irlandii wstępne szacunki dotyczące wielkości państwowej pomocy dla banków okazały się zdecydowanie zbyt optymistyczne. Tymczasem Hiszpania przeszła bardzo podobną drogę jak Irlandia. W obu krajach pękła bańka na rynku nieruchomości, a banki były mocno zaangażowane w aktywa powiązane z tym rynkiem – mówi May.

Nowy hiszpański premier może się więc zmagać ze skutkami kryzysu przez całą swoją kadencję. – Nie wiadomo, kiedy dokładnie Hiszpania się podniesie, ale raczej miną lata, zanim się to stanie – mówią analitycy. – Nie zazdroszczę Rajoyowi – dodaje jeden z nich.

 

Kalendarium kryzysu

III kw. 2008 Hiszpańska gospodarka wpada w recesję po pęknięciu bańki na rynku nieruchomości, która narastała przez dekadę

styczeń 2009 Agencja Standard &?Poor's jako pierwsza pozbawia Hiszpanię najwyższego ratingu AAA. Rząd Zapatero tworzy pakiet stymulacyjny wart 5 proc. PKB i ratuje Caja Castilla-La Mancha

maj 2009 Rząd tworzy FROB, specjalny fundusz dysponujący 99 mld euro, który ma ratować cajas zagrożone bankructwem

I kw. 2010 Hiszpania wychodzi z recesji, ale stopa bezrobocia przekracza 20 proc.

kwiecień 2010 Kryzys w Grecji sprawia, że Hiszpania znajduje się pod presją inwestorów. Różnica między rentownością hiszpańskich i niemieckich obligacji dziesięcioletnich powiększa się w ciągu miesiąca z 67 do 224 pb.

maj 2010 Po wielu miesiącach zaprzeczania, że krajowi grozi kryzys zadłużeniowy, Zapatero ogłasza pierwszy pakiet oszczędnościowy. Jest on wart 1,5 proc. PKB i w ciągu następnych miesięcy zostanie powiększony do 5 proc. PKB. Rząd ratuje CajaSur oraz inicjuje działania, w wyniku których w ciągu roku liczba cajas zmniejszy się z 45 do 17.

styczeń 2011 Parlament przegłosowuje podwyższenie wieku emerytalnego z 65 do 67 lat, najwyższego w Europie

III kw. 2011 Wzrost gospodarczy się zatrzymał, a krajowi grozi nowa recesja.

20 listopada 2011 Przedterminowe wybory parlamentarne według sondaży kończące rządy lewicy. Różnica w rentowności hiszpańskich i niemieckich dziesięciolatek zbliżony jest do 500 pb.

[email protected]

Analizy rynkowe
Bessa w pełnej okazałości
Gospodarka krajowa
Stopy nie muszą przewyższyć inflacji, żeby ją ograniczyć
Analizy rynkowe
Spadki na giełdach boleśnie uderzają w portfele miliarderów
Analizy rynkowe
Dywidendy nie takie skromne
Analizy rynkowe
NewConnect: Liczba debiutów wyhamowała
Analizy rynkowe
Jesteśmy na półmetku bessy. Oto trzy argumenty