Giganci walczą o klientów

Nowe produkty, większa sieć dystrybucji, akcje marketingowe. Globalne TFI ruszyły nad Wisłą z jesienną ofensywą.

Aktualizacja: 14.02.2017 17:10 Publikacja: 08.11.2012 13:00

Joanna Stec-Gamracy, prezes BlackRock w Polsce

Joanna Stec-Gamracy, prezes BlackRock w Polsce

Foto: Archiwum

Franklin Templeton z okazji swojego 15-lecia na polskim rynku wprowadził do sprzedaży w Polsce trzy nowe fundusze. Przy okazji rozszerzył sieć dystrybutorów o BNP Paribas. Nowe rozwiązanie – dywidendowe jednostki uczestnictwa do działających już funduszy – wprowadził Schroders. Fidelity nawiązało współpracę z PKO BP i BNP Paribas i również obchodziło urodziny, tyle że trzecie, jednego z funduszy.

Jeżeli cofniemy się jeszcze o parę miesięcy, to oprócz kolejnych jubileuszy uwagę zwraca fakt, że w sierpniu Fidelity wprowadziło do oferty fundusze zabezpieczone przed ryzykiem kursowym dla klientów inwestujących w złotych, a w lipcu na polskim rynku pojawił się zupełnie nowy gracz – Generali PPF Invest.

Gra warta świeczki?

A wszystko to w momencie, gdy krajowe TFI mają spore problemy z przekonaniem inwestorów detalicznych do powierzenia im swoich pieniędzy (wyjątek stanowią fundusze dłużne). Czyżby zagraniczni giganci (aktywa Franklina to ponad 731 mld dolarów) wyczuwali woltę na krajowym rynku funduszy?

Gdy w lipcu tego roku czeskie Generali PPF Invest pojawiło się w Polsce, Alexandra Hájková, członek zarządu spółki, przekonywała, że nasz rynek jest bardzo perspektywiczny – średnia wartość inwestycji w fundusze w Unii Europejskiej wynosi 53 proc. PKB, podczas gdy w Polsce jest to zaledwie 7?proc.

Generali PPF Invest nie podaje wartości swoich aktywów ani planów, jakie ma w tym zakresie. Wiadomo jedynie, że w tym momencie spółka współpracuje tylko z jednym dystrybutorem – firmą Partners Financial Services Polska, a największym powodzeniem wśród polskich inwestorów cieszą się jej programy systematycznego oszczędzania.

Rok temu, gdy do Polski weszło Fidelity, przedstawiciele firmy zapowiadali, że liczą na pozyskanie 1 mld dolarów aktywów w ciągu pięciu lat. Dla porównania, w ciągu 15 lat obecności w Polsce, Franklin zgromadził niewiele ponad połowę tej kwoty, bo 566?mln dolarów, co i tak stanowi 47 proc. aktywów zagranicznych sprzedawanych nad Wisłą.

Powoli do celu

Zanosi się więc raczej na powolne budowanie polskiego biznesu niż na szybkie sięgnięcie do portfeli inwestorów. – Nasza aktywność wiąże się z dostosowywaniem do trendów panujących w Polsce, jednak z wykorzystaniem doświadczeń zdobytych za granicą. Zaproponowaliśmy ostatnio fundusze dłużne wypłacające dywidendę, bo cieszą się dużą popularnością na świecie. Na polskim rynku brakuje tego typu rozwiązań, a mogą być bardzo konkurencyjne wobec dających tutaj wysokie oprocentowanie depozytów bankowych, zwłaszcza że mogą przynieść kupon nawet powyżej 6 proc. rocznie – mówi Beata Idem, szefowa Schrodersa w Polsce.

Zagraniczne TFI próbują więc trafić w upodobania polskiego inwestora, który od miesięcy stawia przede wszystkim na bezpieczeństwo. Aktywa polskich funduszy dłużnych to obecnie 22 proc. całego rynku, w przypadku funduszy zagranicznych jest to ponad 43 proc.

Dlatego nie tylko rozszerzają ofertę funduszy bezpiecznych, lecz dodatkowo ograniczają ryzyko kursowe (patrz rozmowa). Dane gromadzone przez Analizy Online potwierdzają słuszność takiej strategii. W połowie tego roku już ponad 25 proc. aktywów ulokowanych przez polskich inwestorów w funduszach zagranicznych trafiło do strategii zabezpieczonych walutowo. Cztery lata temu było to zaledwie 10 proc.

Słuszna strategia

Jak widać, polityka „drobnych kroczków" i szybkie dostosowywanie oferty przez globalnych graczy, którym na sercu leży polski inwestor (odpowiadający jedynie za dziesiąte procentu całego biznesu) przynosi efekty.

W połowie roku (ostatnie dostępne dane) osoby fizyczne trzymały w krajowych funduszach 65 mld zł, czyli 6,5 proc. wszystkich oszczędności, a w funduszach zagranicznych 3,7 mld zł, czyli 0,4 proc. wszystkich oszczędności, podają Analizy Online.

Przewaga krajowych TFI jest więc ewidentna, choć dynamika przemawia już na korzyść zagranicznych instytucji – podczas gdy w ciągu roku udział krajowych funduszy w oszczędnościach Polaków spadł o 1,5 pkt proc., udział funduszy zagranicznych pozostał na tym samym poziomie.

[email protected]

Pytania do Joanny Stec-Gamracy, prezesa BlackRock w Polsce

Czy większa aktywność nad Wisłą zagranicznych instytucji zarządzających funduszami w ostatnich tygodniach może świadczyć o jesiennej ofensywnie tego typu instytucji? Czy fundusze zagraniczne właśnie teraz, kiedy na polskim rynku funduszy panuje zastój – mają szansę na zwiększenie swoich udziałów w rynku?

Raczej nie nazwałabym tego w ten sposób. Zmiany na rynku funduszy zagranicznych wiążą się z dostosowywaniem oferty do oczekiwań polskich inwestorów. Podobnie jak polskie TFI, my również obserwujemy napływ przede wszystkim do funduszy dłużnych. Problemem, który z naszej perspektywy należało rozwiązać, było wyeliminowanie ryzyka kursowego, którego z założenia przy bezpiecznych inwestycjach powinno nie być. Sposób zabezpieczenia zależy od zarządzającego, zwykle są to swapy stopy procentowej lub transakcje przeciwstawne. Stosując zabezpieczenie walutowe dążymy do tego, aby stopa zwrotu funduszu wyrażona w złotych nie różniła się więcej niż 1–1,5 pkt. proc. od wyniku w walucie bazowej – dolarze. Teraz, dzięki dużej różnicy pomiędzy wysokością stóp procentowych w USA i w Polsce i aprecjacji złotego do dolara, dzięki zabezpieczeniu kursowemu jesteśmy w stanie zarobić dodatkowe 3–4 proc. w skali roku (bez zabezpieczenia drożejący złoty narażałby inwestorów na straty). Rynek jest generalnie słaby, w tym kontekście napływy do naszych funduszy dłużnych, tzw. fixed-income fundus, są duże.

Jak duże?

Nie chcę podawać konkretnych kwot, są to dla nas znaczące wpływy. Awersja do ryzyka jest spora również wśród inwestorów kupujących fundusze zagraniczne (zazwyczaj zamożnych klientów private bankingu). Oni również mają złudny problem natury psychologicznej – opory przed „wyprowadzeniem" pieniędzy za granicę. Tymczasem mówimy o funduszach, których współczynnik zmienności jest niższy od 3 proc. w skali roku, stopy zwrotu są nawet dwucyfrowe, a zysk wypłacamy w złotych.

Fundusze zagraniczne to chyba przede wszystkim dobry sposób na zakup akcji spółek notowanych na rynkach wschodzących. Tym bardziej że zarządzający funduszami, przekonują, iż teraz jest dobry moment na inwestycje np. w Turcji czy w Brazylii.

Uogólniając, rzeczywiście tak jest, jednak inwestycje w egzotyczne akcje za pośrednictwem funduszy zagranicznych zawsze wymagały przyjęcia dość długiej perspektywy inwestycyjnej. Teraz, przy bardzo zmiennym rynku, horyzont jest jeszcze dłuższy. Inwestycje w akcje są dzisiaj dla doświadczonych inwestorów, świadomych związanego z nimi ryzyka.

Oferta warta uwagi, przede wszystkim dla bogatych

Podstawową różnicą pomiędzy tradycyjnymi otwartymi funduszami inwestycyjnymi oferowanymi przez rodzime TFI a funduszami zarządzanymi przez zagraniczne firmy inwestycyjne jest minimalny próg wejścia, obowiązujący klientów tych drugich instytucji. Uczestnictwo w większości funduszy otwartych inwestujących w Polsce jest ograniczone wartością jednej jednostki uczestnictwa, która kosztuje ok. 100-200 zł. W przypadku funduszy zagranicznych minimalna wpłata wynosi znacznie więcej, z reguły równowartość kilku tysięcy dolarów.

Uczestnicy funduszy zagranicznych ponoszą znacznie niższe koszty inwestycji. Opłata za zarządzanie w najdroższych polskich funduszach to nawet 4-5 proc. aktywów. W funduszach zagranicznych jest dwukrotnie mniejsza i wynosi średnio ok. 2 proc., co oznacza wyższe zyski dla inwestorów. Wynika to z wartości aktywów, którymi zarządzają fundusze zagraniczne.

Problem z inwestycją w fundusze zagraniczne w Polsce wiąże się z ogromną ofertą tego typu produktów – ok. 600-700 funduszy jest notyfikowanych (dopuszczonych) przez KNF, jednak nie wszystkie są rzeczywiście sprzedawane w Polsce. Oprócz tego poszczególne fundusze, choć zbliżone pod względem strategii (inwestujące np. w obligacje rynków wschodzących) są ze sobą często nieporównywalne ze względu na różne klasy jednostek uczestnictwa – płacące stały kupon lub nie, denominowane w różnych walutach itp. Dlatego głównym kanałem dystrybucji dla zagranicznych TFI jest bankowość prywatna. Bez wsparcia doradcy rozeznanie w ofercie i wybór właściwego funduszu nastręcza sporych trudności.

Najlepsze fundusze zagraniczne od początku roku dały zarobić przeszło 60 proc. (denominowane w euro fundusze akcji tureckich). W tym samym czasie za pośrednictwem krajowych TFI można było zarobić najwyżej 10 pkt proc. mniej. Co ciekawe również w funduszu akcji tureckich denominowanym w euro (por. wykres).

Analizy rynkowe
Bessa w pełnej okazałości
Gospodarka krajowa
Stopy nie muszą przewyższyć inflacji, żeby ją ograniczyć
Analizy rynkowe
Spadki na giełdach boleśnie uderzają w portfele miliarderów
Analizy rynkowe
Dywidendy nie takie skromne
Analizy rynkowe
NewConnect: Liczba debiutów wyhamowała
Analizy rynkowe
Jesteśmy na półmetku bessy. Oto trzy argumenty