„Ostatnie spadki na światowych giełdach odbiły się także na kondycji warszawskiego parkietu. Nastroje popsuła m.in. obawa o wzrost napięcia między USA oraz Chinami. Wzrastająca zmienność wzbudza niepokój wśród nabywców funduszy inwestycyjnych. To z kolei powoduje wzrost odpływów z TFI. Warto wspomnieć, że w lutym oraz marcu zarejestrowano odpływ z funduszy akcji o wartości prawie 1 mld zł. W ciągu dwóch miesięcy odpłynęło także około 200 mln zł z funduszy mieszanych oraz 250 mln z funduszy absolutnej stopy zwrotu. W tym samym czasie do rozwiązań błędnie uważanych za bezpieczne wpłynęło ponad 0,5 mld zł" – podsumowuje Piotr Żółkiewicz. Z drugiej strony fundusze pieniężne i gotówkowe w lutym oraz marcu notowały wzrost o ponad 4,1 mld zł. Reakcja inwestorów indywidualnych jest pokłosiem traumy z lat 2007 – 2009. Obecnie wielu inwestorów woli „chuchać na zimne". „Drobni inwestorzy cały czas mylą zmienność z ryzykiem. W krótkim terminie obligacje charakteryzują się mniejszą zmiennością niż akcje, jednak w długim, wieloletnim terminie to akcje są bezpieczniejszą inwestycją gdyż korzyści z dużo większych stóp zwrotu zdołają przeważyć niedogodności związane z wahliwością ich cen. Skala odpływów zmusza fundusze inwestycyjne do sprzedaży akcji, co odbija się na wycenach spółek. Obecna sytuacja rynkowa powoduje pojawienie się okazji inwestycyjnych, jednak dotyczy to tylko wybranych spółek" – komentuje Żółkiewicz.

Zauważa, że brak napływu nowego kapitału na warszawską giełdę jest szczególnie widoczny wśród małych oraz średnich spółek. „Ogólna niechęć inwestorów do tego segmentu powoduje, że wiele przedsiębiorstw jest wycenianych za ułamek ich prawdziwej wartości. Nie jest trudno znaleźć rozwijające się spółki, które płacą dywidendę wyższą niż 10 proc. rocznie czy też są wyceniane po 2-3 krotności ich zysku netto oczekiwanego w 2019 roku. Ponieważ rynek nie działa w próżni, sytuację starają się wykorzystywać właściciele giełdowych spółek oraz fundusze private equity, ogłaszając wezwania w celu skupienia wszystkich akcji i wycofania spółek z giełdy" podsumowuje Żółkiewicz.

Przyznaje, że słabemu obrazowi giełdy nie pomagają także zamieszania wewnątrz samych spółek. Przykładem może być GetBack, określany przez niektórych jako „Amber Gold II". GetBack ma do spłacenia prawie 2,6 miliarda złotych obligacji oraz współtworzył fundusze sekurytyzacyjne o wartości kolejnych kilku miliardów. Papiery wartościowe i dłużne GetBacka kupiło blisko 10 tys. inwestorów indywidualnych i 178 instytucji. „Należy dodać, że nierozważnych instytucji – gdyż już przez IPO GetBacku można było mieć wątpliwości co do jego modelu biznesowego i zaangażowanych osób, więc niektóre domy maklerskie w ostatniej chwili zrezygnowały z uczestniczenia w tym debiucie. Obecnie GetBack nie jest w stanie regulować swoich długów co potęguję panikę wśród inwestorów indywidualnych i gwarantuje, że kwiecień będzie kolejnym miesiącem dużych odpływów z funduszy akcji i tym razem także obligacji korporacyjnych" - wskazuje Żółkiewicz.

Zdaniem zarządzającego inwestorzy zamiast skupiać się tylko na zmianach cen indeksów giełdowych powinni spojrzeć na wyniki poszczególnych spółek. Obecne wyceny na polskim rynku są umiarkowanie atrakcyjne dla długoterminowego inwestora, natomiast można znaleźć pojedyncze okazje pozwalające podwoić kapitał w 4 lata. „Rynkowa przecena poprawia relację między wartością wewnętrzną, ryzykiem i rynkową wyceną. Dlatego okresy giełdowej dekoniunktury powinny być wykorzystywane do nabywania akcji bardzo dobrych spółek. Wspomniana strategia jest skuteczna, o czym świadczą wyniki inwestycyjne najbogatszego na świecie inwestora, Warrena Buffetta, który nigdy nie sugerował się zachowaniem indeksów giełdowych, a skupiał się wyłącznie na wynikach poszczególnych firm" – podsumowuje Żółkiewicz.