Górniczy związkowcy zarzucają ministrowi energii „niezrozumiałą opieszałość" i ślą pisma do premiera. Jednak minister energii Krzysztof Tchórzewski – jak ustaliliśmy – ma kilka powodów, dla których rozpoczęcie negocjacji z Brytyjczykami jest mu nie na rękę.

Przede wszystkim reaktywacja kopalni przez zagranicznego inwestora byłaby jasnym sygnałem, że zamknięcie Krupińskiego było błędem. Jastrzębska Spółka Węglowa zatrzymała wydobycie w Krupińskim i przekazała go do Spółki Restrukturyzacji Kopalń w celu likwidacji na początku 2017 r. Zarząd JSW tłumaczył wówczas, że przez ostatnie 10 lat w zakład wpompowano ponad 1 mld zł, a i tak nie osiągnął on efektów, które dawałyby szansę chociażby na zwrot inwestycji. Kopalnia wydobywała głównie węgiel energetyczny, ale na obszarze przyległym do jej koncesji rozpoznane jest złoże droższego węgla koksowego. Jednak wtedy JSW, wykończona kryzysem na rynku węgla, nie miała pieniędzy, by w nie zainwestować. Zarząd wspominał też o pewnych geologicznych trudnościach. Poza tym na zamknięcie kopalni naciskały banki, trzymające obligacje JSW. Dziś nawet w samej jastrzębskiej spółce można usłyszeć głosy, że przy dzisiejszych cenach węgla Krupiński miałby szansę wyjść na plus.

Z naszych ustaleń wynika też, że resort energii podejrzliwie patrzy na brytyjskiego inwestora. Panuje tam przekonanie, że Tamar Resources powiązany jest z niemieckim HMS Bergbau, który chce wydobywać węgiel tuż obok Krupińskiego, wykorzystując jego infrastrukturę. Resort energii do niemieckiej inwestycji podchodzi natomiast z dużą rezerwą.

– Nie mamy żadnych relacji z HMS Bergbau – przekonuje nas jednak George Rogers, dyrektor zarządzający Tamar Resources.

Reaktywacja kopalni mogłaby ponadto pokrzyżować plany JSW, której spółka zależna JSW Innowacje planuje zagospodarować teren po kopalni Krupiński. Znajdzie się tam miejsce na działalność produkcyjną i handlową, a także na osiedle mieszkaniowe. Plan rewitalizacji terenów powęglowych ma pomóc obecnej partii rządzącej wygrać wybory samorządowe na Śląsku.