Mowa tutaj o perspektywie od pięciu do maksymalnie 20 lat. Autor spodziewa się prawdziwej rewolucji, której początek w zasadzie już trwa. Paliwem owej rewolucji jest cyfryzacja i usieciowienie. Rozwój internetu i technologii bazodanowych, a przede wszystkim coraz łatwiejszy dostęp do nich przy pomocy urządzeń mobilnych sprawiły, że jesteśmy w stanie komunikować się ze sobą w czasie rzeczywistym, i to bez względu na to, w którym miejscu globu się znajdujemy. Motorami napędowymi tej rewolucji mają być startupy typu fintech. To one już pracują nad rozwiązaniami, które pozwalają, przykładowo, przy użyciu technologii blockchain przesyłać błyskawicznie nośniki wartości między rozproszonymi odbiorcami. To one próbują włączyć do świata finansów tych, którzy dotychczas byli z niego wykluczeni, bo tradycyjne banki nie interesowały się tymi, którzy zasobów mają niewiele lub wcale. Zdaniem Skinnera fintechy namieszają w świecie finansów przynajmniej tak, jak Uber w branży taksówkowej, a Airbnb w hotelarskiej. Bankowość przyszłości to w jego opinii otwarte platformy wymiany, wyposażone w czytelne i proste w obsłudze aplikacje. Tak jak Uber, nie mając żadnej taksówki, połączył tych, którzy potrzebują podwózki, z tymi, którzy mają samochody i trochę czasu, tak owe platformy połączą tych, którzy mają gotówkę, z tymi, którzy jej potrzebują. Autor stawia mocną tezę, że banki, które tej zmiany nie zrozumieją i się nie zaadaptują, podzielą los dinozaurów. Pewnie wielu, zwłaszcza bankierów, z tą wizją się nie zgodzi. Ale muszę przyznać, że lektura wciąga. Nie są to wyssane z palca prognozy, ale scenariusze bazujące na już zidentyfikowanych procesach rozwoju technologii. Jeśli Chris Skinner ma rację, to chyba nie trzeba nikomu mówić, jak taką wiedzę wykorzystać...