Taki udział nie wystarczy, by rozpocząć proces przymusowego wykupu akcji od akcjonariuszy mniejszościowych. W połowie września Stanisław Bieńkowski , główny akcjonariusz Stelmetu kontrolujący 81,2 proc. kapitału i głosów na walnym zgromadzeniu, ogłosił wezwanie na wszystkie akcje spółki. Oficjalnie zamierzał przenieść 80,25 proc. akcji spółki z kontrolowanego przez siebie funduszu Rainbow Fund 2 FIZ bezpośrednio na własny rachunek (posiada w ten sposób 0,95 proc. akcji). Zgodnie z obowiązującymi przepisami, taka zmiana wymagała ogłoszenia wezwania na wszystkie akcje Stelmetu. Początkowo zaoferował 7,74 zł za akcję, by ostatecznie podnieść cenę, tuż przed końcem zapisów, do 8,40 zł. Celem wzywającego było wycofanie walorów spółki z obrotu na warszawskiej giełdzie.

Stelmet zadebiutowała na warszawskiej giełdzie, oferując akcje po 31 zł. W ramach oferty pozyskała ponad 182 mln zł, przy czym 45 mln zł stanowiły wpływy, które trafiły do spółki ze sprzedaży papierów nowej emisji. Pieniądze pozyskane z emisji zarząd zamierzał przeznaczyć na przejęcia innych firm produkcyjnych lub dystrybucyjnych, ale tych zapowiedzi nie zrealizował. Poinformowano jedynie rynek o niewiążących rozmowach z kilkoma podmiotami, jednak nie przyniosły one efektów. Ostatecznie zdecydowano o pozostawieniu środków w kapitale obrotowym spółki.

Od debiutu wartość rynkowa akcji Stelmetu spadła o prawie 75 proc., osiągając niedawno nawet poziom poniżej 7 zł. Na zamknięciu środowej sesji akcje spółki wyceniane były po 8,35 zł.

Grupa Stelmet jest największym w Polsce i w Europie pod względem wolumenu produkcji pionowo zintegrowanym producentem i dystrybutorem drewnianej architektury ogrodowej.