Bartosz Marczuk: Zniechęcanie pracowników do PPK nie przejdzie

#PROSTOzPARKIETU. Bartosz Marczuk: jeśli 40–50 proc. pracowników zostanie w PPK, uznamy to za dobry wynik

Publikacja: 02.10.2019 18:07

Gościem Grzegorza Siemionczyka w środowym programie „Prosto z parkietu” był Bartosz Marczuk, wicepre

Gościem Grzegorza Siemionczyka w środowym programie „Prosto z parkietu” był Bartosz Marczuk, wiceprezes Polskiego Funduszu Rozwoju.

Foto: parkiet.com

Ponad 4 tys. dużych firm od lipca może podpisywać umowy o zarządzanie pracowniczymi planami kapitałowymi. Mają na to jeszcze niespełna miesiąc. Ile firm już wywiązało się z tego obowiązku, a ile czeka na ostatnią chwilę?

Według najnowszych danych, z wtorkowego popołudnia, takie umowy zawarło około 1600, czyli około 40 proc. firm. Tych umów przybywa jednak coraz szybciej.

Jaka wyłania się z tego struktura rynku PPK? Podmiotów, które mogą prowadzić PPK, jest 19, do tego jeszcze PFR TFI.

Od samego początku założyliśmy, że PFR TFI, czyli tzw. instytucja wyznaczona, nie będzie zaburzała rynku. Nie chcemy się narażać na zarzuty, że wykorzystujemy swoją pozycję do tego, aby podpisywać umowy o zarządzanie i prowadzenie PPK np. ze spółkami skarbu państwa. Nie zabiegamy aktywnie o klientów, choć prowadzimy rozmowy z firmami, które się do nas zgłaszają. Jak dotąd najwięcej umów zawierają największe podmioty, takie jak PZU i Pekao, co jest zrozumiałe, biorąc pod uwagę ich szeroką sieć dystrybucji. Ale wszystkie instytucje, które weszły na rynek PPK, mają już jakieś umowy o zarządzanie.

W PPK pojawiły się już jakieś pieniądze?

Pierwsze wpłaty wpłynęły w sierpniu, we wrześniu jest ich już nieco więcej. Ale to są na razie niewielkie kwoty, kilkadziesiąt tysięcy złotych. Umowa między firmą a instytucją finansową o zarządzanie PPK to pierwszy etap, drugim jest umowa o prowadzenie PPK. Dopiero wtedy firma zgłasza listę pracowników, którzy będą w PPK odkładali. Takich umów jest w rejestrze niespełna 10.

Czyli szacunki, wedle których na uczestnictwo w PPK decyduje się nieco ponad 60 proc. pracowników, o których pisaliśmy w środę, opierają się na danych z tych kilku firm?

Tak, nie ukrywamy tego. Partycypacja na poziomie około 60 proc. dotyczy bardzo niereprezentatywnej próby firm.

Załóżmy, że w całej próbie dużych firm wskaźnik partycypacji w PPK będzie podobny. To byłby satysfakcjonujący wynik?

To byłby wręcz oszałamiający rezultat. Przypomnijmy, że w Wielkiej Brytanii, gdzie program podobny do PPK ruszył 11 lat temu, partycypacja w pierwszym etapie wynosiła około 55 proc., dopiero z czasem wzrosła do blisko 90 proc. Ale Brytyjczycy są bardziej obyci z rynkiem kapitałowym i dużo zamożniejsi niż Polacy, mają więc z czego odkładać. Nie mają z kolei takich jak Polacy doświadczeń z OFE i związanych z tym obaw dotyczących długoterminowego oszczędzania. W tym kontekście partycypacja na poziomie 60 proc. to byłby bardzo dobry wynik. Ale nie zakładamy, że on się utrzyma. Uczestnictwo na poziomie 40 proc. byłoby satysfakcjonujące. Wystarczy spojrzeć na liczby. Uprawnionych do oszczędzania w PPK będzie docelowo 11,5 mln Polaków. Partycypacja na poziomie 40 proc. oznaczałaby, że około 5 mln pracowników odkłada dodatkowo na jesień życia.

Z drugiej strony w uzasadnieniu do ustawy o PPK była mowa o partycypacji na poziomie 75–80 proc. A biorąc pod uwagę to, że pracownicy są do tego programu automatycznie zapisywani i muszą się pofatygować, żeby się wypisać, partycypację na poziomie 60 proc. można uznać za rozczarowującą.

Partycypacja, o której była mowa w uzasadnieniu, to jest długoterminowy cel. Jest kilka powodów, aby sądzić, że z początku będzie ona niższa. Po pierwsze, prawdopodobnie jeszcze nie wszyscy zdają sobie sprawę z ogromnych korzyści, jakie daje oszczędzanie w PPK. Przypomnę, że ktoś, kto będzie odkładał 2 proc. swojego wynagrodzenia, średnio drugie tyle otrzyma od pracodawcy i państwa. To jest jak lokata oprocentowana na 100 proc. Drugi powód jest taki, że po doświadczeniach z OFE Polacy mają nadszarpnięte zaufanie do systemu oszczędzania organizowanego przez państwo. Boją się, że pieniądze zostaną im zabrane.

A może niektórzy pracodawcy zniechęcają pracowników do uczestnictwa w PPK? Z perspektywy firm PPK to kolejny czynnik podwyższający koszty pracy, które i tak szybko rosną. A wkrótce będą rosły jeszcze szybciej za sprawą podwyżek płacy minimalnej oraz zniesienia limitu składek na ZUS.

Co do zasady organizacje pracodawców wykazały się w odniesieniu do PPK dużą dojrzałością. Wszystkie organizacje zrzeszone w Radzie Dialogu Społecznego udzieliły temu programowi wsparcia, chociaż rzeczywiście dla pracodawców stwarza on dodatkowe koszty. Słyszymy, że niektórzy pracodawcy są do PPK sceptycznie nastawieni, ale inni uważają, że to jest bardzo dobry program, bo zdają sobie sprawę z tego, że będzie on na dłuższą metę korzystny dla całej gospodarki, a więc też dla nich. Jak dotąd mieliśmy jeden przypadek firmy, co do której mieliśmy podejrzenie, że zniechęcała pracowników do udziału w PPK. Prezes PFR Paweł Borys zadecydował, aby zawiadomić o tym inspekcję pracy i w tej chwili w tej firmie trwa kontrola.

Nie obawia się pan, że tworzenie PPK, wraz z szybkimi podwyżkami płacy minimalnej i zniesieniem limitu składek na ZUS, tak podwyższy koszty pracy na etatach, że pracodawcy będą nakłaniali pracowników do przechodzenia na samozatrudnienie?

Jeśli chodzi o płacę minimalną, niespecjalnie się tego obawiam. Proszę pamiętać, że ona ma dojść do 4000 zł brutto w 2024 r., za pięć lat. To jest dość długi czas na dostosowanie się. Poza tym nawet gdybyśmy podążali dotychczasową ścieżką i utrzymywali stosunek płacy minimalnej do średniej na poziomie 50 proc., to i tak płaca minimalna w 2024 r. doszłaby do 3500–3700 zł. Sprawa limitu składek na ZUS jest faktycznie bardziej dyskusyjna i ta dyskusja toczy się nawet wewnątrz rządu, czego premier Mateusz Morawiecki nie ukrywa. W tym przypadku koszty dla pracodawców, szczególnie tych większych, będą bowiem bezpośrednie i namacalne.

Czy te firmy, które oferują pracownikom pracownicze programy emerytalne i w związku z tym nie muszą prowadzić PPK, nie są na uprzywilejowanej pozycji? W przypadku PPE nie ma automatycznego zapisu, więc koszty są dla pracodawców mniejsze niż w przypadku PPK.

Trzeba szanować to, że te firmy podjęły same wysiłek oferowania produktu oszczędnościowego swoim pracownikom. Tym bardziej że składki na PPE płacą tylko pracodawcy, nie ma dopłat od rządu. W tym świetle pierwszym wymiernym sukcesem PPK jest to, że przed wejściem w życie ustawy około 500 dużych firm zdecydowało się na zaoferowanie pracownikom PPE. Takich firm jest dziś łącznie około 2000. Jako ludzi odpowiadających za PPK interesuje nas głównie to, czy Polacy mają dodatkowe oszczędności na jesień życia. To, czy mają je w PPK czy PPE, jest kwestią drugorzędną.

Pracownicze plany kapitałowe
Trudne pięć lat, ale PPK powoli rosną
Pracownicze plany kapitałowe
PPK są dla giełdy skromnym wsparciem
Pracownicze plany kapitałowe
Wartość aktywów PPK szybko rośnie. Czy to zachęci nowych uczestników?
Pracownicze plany kapitałowe
W PPK przydałyby się zmiany
Materiał Promocyjny
Nowy samochód do 100 tys. zł – przegląd ofert dilerów
Pracownicze plany kapitałowe
Niewiele wypłat na hipotekę i leczenie
Pracownicze plany kapitałowe
Dobre wieści z rynku PPK. Aktywa w górę. Teraz to już 10 mld zł