„Rzuć wszystko” i kup akcje rynków rozwiniętych

Tak przynajmniej twierdzą eksperci od funduszy inwestycyjnych. Jeśli jakieś akcje mają stracić przez koronawirusa, to z rynków wschodzących – przekonują. Amerykańska gospodarka pozostaje wciąż silna.

Aktualizacja: 07.02.2020 16:31 Publikacja: 07.02.2020 13:30

„Rzuć wszystko” i kup akcje rynków rozwiniętych

Foto: AFP

GG Parkiet

Styczeń był udanym miesiącem dla zarządzających portfelami funduszy. Średni wynik sięgnął 1,2 proc. Zarobił każdy z portfeli – najwięcej propozycje DM BOŚ. Po czterech miesiącach to właśnie DM BOŚ ma najwyższą stopę zwrotu, sięgającą 7,8 proc. Blisko 7 proc. ma na koncie DI Xelion. Trzecie miejsce, z wynikiem 6,5 proc., należy do BM BNP Paribas, a czwarte zajął zespół mBanku, który wypracował 4,5 proc.

Ryzyko jest, ale jakie?

Miesiąc temu niektórzy zarządzający zachęcali do funduszy złota. Rynki finansowe szybko zapomniały jednak o ryzyku eskalacji konfliktu na Bliskim Wschodzie, ponieważ pojawiło się zupełnie nowe – koronawirus. Część inwestorów stara się jakoś oszacować jego skutki, a część przekonuje, że konsekwencje przewidzieć trudno i lepiej poczekać na sygnały płynące z danych gospodarczych. Te na razie są mocne i oczywiście o recesji, która straszyła jeszcze latem zeszłego roku, nie ma dziś mowy. W związku z tym panuje przekonanie, że zniżki akcji lepiej wykorzystać do zakupów, choć oczywiście nie na wszystkich rynkach. Wzrost obaw na świecie może bowiem spowodować przepływ kapitału z rynków wschodzących na rozwinięte. Taki rozwój sytuacji oznaczałby zarazem, że prognozy na ten rok, według których to właśnie kraje wschodzące, w tym Polska, miały pokazać siłę, szybko stały się nieaktualne. Zdaniem większości zarządzających taki będzie luty. Najbardziej ostrożny pozostaje Piotr Święcik, dyrektor biura doradztwa i funduszy inwestycyjnych w Citi Handlowym, utrzymując kapitał głównie w obligacjach. Po przeciwnej stronie można postawić propozycje Michała Pietrzycy, analityka DM BOŚ, który zdecydował się ulokować wszystkie środki w akcjach. Na podobny krok zdecydował się nie tylko on.

Ucieczka do akcji

Dlatego w portfelu funduszy „Parkietu" na luty zmieniło się naprawdę dużo. Przede wszystkim gigantycznie wzrósł udział funduszy akcji rynków rozwiniętych. W styczniu zajmowały one 17 proc. portfela. Tym razem jest to ponad 35 proc. Poza tymi funduszami tylko jedna grupa odnotowała wzrost udziału, tj. fundusze akcji małych i średnich spółek. Zarządzający liczą na kontynuację odrabiania strat przez „misie" na fali środków płynących z PPK. Zwyżka jest jednak nieznaczna i sięga 3,3 pkt proc. Na luty całkowicie zniknęły fundusze surowców, które – co warto odnotować – w styczniu wypadły całkiem nieźle, wnosząc około 0,2 pkt proc. do łącznego wyniku. Na luty skurczył się jeszcze udział akcji rynków wschodzących oraz większości kategorii obligacji.

Polskie obligacje pod presją inflacji

Lukas Cinikas analityk rynków finansowych, biuro maklerskie BNP Paribas

W stosunku do naszego poprzedniego portfela zwiększamy ekspozycję na rynki instrumentów udziałowych, wykorzystując ostatni ruch korekcyjny na krajowych i bazowych indeksach akcji. Największym zagrożeniem pozostaje niepewność co do możliwej skali dalszego rozprzestrzeniania się koronawirusa. Jednakże, jak pokazuje historia, w długim terminie wpływ epidemii na rynek akcji pozostaje nieznaczny. Zakładając więc, że podobnie jak w przypadku poprzednich tego typu zdarzeń rozprzestrzenianie się wirusa zostanie opanowane, niepewność na rynkach finansowych może być jedynie krótkoterminowa, a ostateczny wpływ na wyceny indeksów nieduży. W części akcyjnej postanowiliśmy dodać fundusz małych i średnich spółek. Poprawa salda napływów do funduszy inwestycyjnych i PPK oraz czynniki sezonowe wskazują na możliwe relatywnie lepsze zachowanie „misiów" względem WIG20 w najbliższych miesiącach. Zmieniliśmy też nastawienie do krajowych obligacji skarbowych i pozostawiamy jedynie marginalny udział funduszu obligacji polskich długoterminowych. Ryzyko stanowi tu dynamika inflacji, której szczytu oczekujemy w I kwartale.

Albo mocne zyski, albo dotkliwe straty

Michał Pietrzyca analityk, DM BOŚ

Portfel zyskał w styczniu 3 proc. Ponownie go przemodelowuję. Strach wywołany koronawirusem wpłynął istotnie na najryzykowniejsze aktywa, ale pod koniec stycznia gracze wykorzystali go jako pożywkę do wzrostu. Pojawili się pierwsi „łapacze okazji", czyli przecenionych spółek i ciekawych funduszy, którzy już w ostatnim tygodniu stycznia zaczęli dominować nad podażą. Z tego względu stawiam na wymienione powyżej fundusze, które idealnie wykorzystują, bardzo często z sukcesem, takie stany rynku, z jakimi mamy właśnie do czynienia. Pamiętajmy jednak, że obawy związane z koronawirusem nadal są w grze, ale tymczasowo uśpione. Jeszcze się ten temat i cały wachlarz ryzyk nie zakończył, gdyż liczba nowych infekcji prawdopodobnie nie osiągnęła swojego ekstremum. Apetyt na ryzyko może szybko prysnąć i wówczas wskazane fundusze zgodnie ze swoimi profilami ryzyka zanotują prawdopodobnie dotkliwe straty. Niemniej stawiam na obecnie rozgrywane momentum rynku byka i dominację bardzo dobrych nastrojów na giełdach akcji.

Silnie rosnące wyceny budzą obawy

Piotr Święcik dyrektor biura doradztwa i funduszy inwestycyjnych, Citi Handlowy

Rozpoczęcie nowego roku wydawało się bardzo emocjonujące już w pierwszym tygodniu stycznia, gdy doszło do gwałtownego pogorszenia sytuacji geopolitycznej w regionie Bliskiego Wschodu. Szybko okazało się, że to jednak nie koniec turbulencji. Wybuch epidemii koronawirusa w Chinach przełożył się na skokowy wzrost zmienności – indeksy akcji, przede wszystkim w Azji, gwałtownie straciły na wartości. Umacniał się za to dług – skala spadku rentowności na niektórych rynkach może robić wrażenie, szczególnie zwraca uwagę sytuacja w USA, gdzie dochodowości dziesięciolatek zbliżają się po raz kolejny w ciągu ostatnich 12 miesięcy do historycznych rekordów. Spadki cen akcji, przede wszystkim jeśli chodzi o parkiety krajów rozwiniętych, okazały się póki co krótkotrwałe. Silny wzrost zmienności w połączeniu z błyskawicznie rosnącymi wycenami w sektorze IT budzi jednak nasze obawy co do kontynuacji trendu. W tym otoczeniu wciąż utrzymujemy alokację portfela opartą głównie na instrumentach dłużnych.

Przesuwamy kapitały do funduszy akcji

Jędrzej Janiak analityk, F-Trust

Optymizm rynkowy w styczniu był rekordowo wysoki i potrzebny był czynnik, który skłoni inwestorów do realizacji zysków. Tym katalizatorem decyzyjnym okazał się koronawirus, który zasiał sporo zamieszania, w szczególności na rynkach azjatyckich. Notowania na głównych rynkach w Chinach były wstrzymane na czas Nowego Roku, zatem opóźniona reakcja zapewne może jeszcze powodować niższe wyceny funduszy z tego regionu. Świat wydaje się bardziej odporny na różnego rodzaju wstrząsy, co obrazowane jest liczbami dni korekt giełdowych w razie wystąpienia nieprzewidzianych zdarzeń, takich jak epidemie czy ataki terrorystyczne. Liczymy, że podobnie będzie tym razem i po kilku tygodniach strachu ponownie wejdziemy na ścieżkę wzrostu, a całą sytuację z punktu widzenia inwestora będziemy z czasem mogli określać jako okazję inwestycyjną. Czy tak będzie, czas pokaże, póki co trzeba podjąć decyzję i ryzyko. Zatem konsekwentnie przesuwamy kapitał z funduszy dłużnych do akcji. Powiększamy pozycję w Skarbcu Emerging Markets Opportunities oraz w Caspar Globalnym. Stosunek funduszy dłużnych do akcji wynosi 30/70.

Najważniejsza jest dywersyfikacja

Zespół doradztwa, mBank

Zapewne nie będzie zaskoczeniem, że również w tym miesiącu nie dokonaliśmy zmian w taktycznej alokacji naszego portfela. Po raz kolejny mamy do czynienia ze sporą zmiennością rynków, tym razem spowodowaną nową odmianą wirusa, który rozprzestrzenia się z terenu Chin. Pomimo katastroficznych doniesień medialnych warto przypomnieć, że (w momencie pisania komentarza) indeks globalnych rynków akcji MSCI World jest w okolicach poziomów, na których rozpoczął rok 2020. Próba oszacowania wpływu koronawirusa na rynki finansowe jest skazana na niepowodzenie. Mając codziennie dostęp do kilkudziesięciu nowych analiz banków inwestycyjnych, zauważamy, że w ostatnich tygodniach spora część analityków została specjalistami epidemiologami – choć nie mamy wątpliwości, że ich wiedza w tym zakresie pozostaje ułomna. Nie bagatelizujemy sytuacji, która z medycznego punktu widzenia jest zapewne poważna, ale nerwowe reagowanie na tego typu doniesienia najczęściej nie przynosi dobrego efektu. Dywersyfikacja w tym przypadku po raz kolejny okazuje się najmocniejszą stroną naszego portfela. Część pozycji akcji wciąż jest na plusie od początku roku (amerykańskie), część na minusie (rynki wschodzące). Przy wyraźnym spadku rentowności bardzo dobre zyski pokazały zaś obligacje.

Kapitał może uciekać do USA

Kamil Cisowski dyrektor analiz i doradztwa inwestycyjnego, DI Xelion

Wybuch epidemii koronawirusa sam w sobie nie jest naszym zdaniem czynnikiem, który jest w stanie powstrzymać hossę w USA, natomiast jest wystarczającym pretekstem do przeceny, a przede wszystkim zmienia perspektywy tegorocznych stóp zwrotu dla poszczególnych rynków. Wierzymy, że Stany Zjednoczone staną się miejscem ucieczki kapitału w przypadku dalszego rozwoju epidemii, pod znakiem zapytania stanęły szanse na to, by rynki wschodzące zachowywały się przez resztę roku lepiej niż rozwinięte, nawet pomimo dywergencji, która już wytworzyła się w styczniu. Wpływ wirusa na gospodarki w Azji wciąż pozostaje naszym zdaniem niedoszacowany, może być potencjalnie kilkakrotnie większy niż w przypadku SARS. W związku z tym zrezygnowaliśmy w portfelu z funduszu akcji azjatyckich oraz ekspozycji na obligacje rynków wschodzących, która została zastąpiona rozwiązaniami oferującymi w tym momencie atrakcyjniejszy stosunek potencjalnych stóp zwrotu do ryzyka.

Pytania do... Karola Matczaka dyrektora Departamentu Doradztwa Inwestycyjnego w mBanku

Inwestorzy rozmyślają nad tym, jak koronawirus wpłynie na koniunkturę gospodarczą, porównując sytuację np. do epidemii SARS. A pan?

Skutków koronawirusa nikt nie jest w stanie przewidzieć. Jak to bywa w takich momentach, dziś wszyscy nagle stają się ekspertami w dziedzinie wirusów, gdy dochodzi do trzęsień ziemi, w dziedzinie trzęsień ziemi itd. Jeśli ktoś jest analitykiem, to trudno mu powiedzieć, że czegoś nie wie. A my nie wiemy. Skutków nie potrafią oszacować nawet potężne zespoły od zarządzania kryzysowego w Chinach, a zatem i nikt na świecie też nie. Czy to ma wpływ na realną gospodarkę? Na razie raczej nie. Przeróżne kataklizmy zdarzają się co jakiś czas, jak np. katastrofa w Fukushimie. Jeśli dostrzeżemy wpływ wirusa w jakichkolwiek danych, to będziemy się zastanawiać nad portfelem, ale prognozowanie jego wpływu dziś jest czystym hazardem.

Jak oceniacie dane z gospodarki w USA?

Jest bardzo silna. Z rynku pracy nie płyną żadne ostrzeżenia, by coś miało się przegrzać. W gospodarce amerykańskiej nie było widać niepokojącego spowolnienia. Wracając do koronawirusa, statystyki mówią, że w przypadku pojawienia się jakichś epidemii rynki akcji średnio zyskiwały 3 proc. w ciągu trzech miesięcy, a w sześć miesięcy 8,5 proc. To podpowiada, że lepiej w takich sytuacjach dobierać akcje. Tym bardziej że USA są wciąż motorem napędowym dla świata, w odróżnieniu od np. rynków wschodzących.

W USA sporo działo się wokół Tesli, której notowania wystrzeliły, a jeszcze niedawno niektórzy wieszczyli bankructwo spółki. Co z pozostałymi firmami technologicznymi?

Tesla to jeden z powodów, dla których my nie próbujemy grać na spadki akcji. To przykład transformacji w gospodarce trwającej lata. Dziś dzieje się to w przemyśle motoryzacyjnym, wcześniej obejmowało inne sektory, jak telekomunikacja czy bankowość. Tesla ma ten plus, że znajduje się na rynku amerykańskim, który chłonie wszystko, ma masę kapitału i pewnie przez długi czas będzie jeszcze w stanie wybaczać dużo. Jest to rynek, który potrzebuje takich technologicznych spółek wzrostowych. Z tym nie ma co się kłócić, tylko trzeba na tym jakoś korzystać. W naszym zespole zastanawialiśmy się, które spółki technologiczne stają się już biznesem bardziej cyklicznym, jak np. Apple, którego telefony użytkownicy wymieniają co kilka lat. Tesla na pewno jeszcze należy do grupy spółek, które dopiero zdobywają rynek i odbiorców.

Na GPW ostatnio rządzą małe i średnie spółki, ale w waszym portfelu się nie pojawią?

Od dłuższego czasu masa osób mówi, że polskie „misie" są tanie, a pierwsze jakiekolwiek oznaki siły od razu są ubierane w hossę. Zwykle jednak mówią tak zarządzający, którzy sami zarządzają takimi funduszami. Co jest naturalne – każdy widzi wartość w tym, na czym najbardziej się zna. Gdy akcje „misiów" spadają, wielu przekonuje, że to okazja, gdy wzrosną, że jeszcze nie jest drogo. Pytanie, czy te osoby kiedyś powiedziały – „sprzedaj »misie«"? Ale tak jak mówię, jest to naturalne. Patrząc z punktu widzenia klienta private banking, na żadną spółkę „misiową" czy fundusz, wybrany po przeczytaniu gdzieś, że jest tanio, nie ma miejsca. Na świecie jest wiele tanich rzeczy – ziemniaki, fiaty multipla. Ale czy to oznacza, że koniecznie trzeba je kupić? Pamiętajmy przy tym, że większość z nich nie spełnia kryterium płynności i innych jakościowych. To nie znaczy, że nie ma wartości w „misiach" – jest, niektóre spółki są mocno niedowartościowane. Ale potrzeba sporo czasu i wiedzy, aby „coś" znaleźć. Odpowiedzmy sobie jednak na pytanie: po co inwestujemy? Obstawianie zmiany trendów jest bardzo ryzykowne, prościej jest się ich trzymać. To, że akurat teraz „misie" zachowują się dobrze, to fakt, ale zarazem pokłosie tragicznej sytuacji poprzednich latach. Czy to moment zmian? Gospodarka zwolniła, choć rynek pracy wciąż jest silny, a ostatnio inflacja zaskoczyła in plus. Jest to mieszane środowisko. Polska giełda ma jednak problem strukturalny. Rynek kapitałowy został bardzo mocno poturbowany przez zabawy z OFE, poprzez wieloletnią politykę GPW i masę różnych rzeczy. Czy jest tanio? To po prostu wycena dużego ryzyka, jakim obarczone są polskie spółki. Owszem, nic nie spada wiecznie i „misie" też w końcu urosną. Niektóre pewnie okażą się hitami. Widzimy pewne pozytywne oznaki i bacznie się im przyglądamy. Obawiamy się jednak, że kapitał do nich zacznie płynąć jak zwykle za późno i potencjalnie w zbyt dużej proporcji. PAAN

Analizy rynkowe
Bessa w pełnej okazałości
Gospodarka krajowa
Stopy nie muszą przewyższyć inflacji, żeby ją ograniczyć
Analizy rynkowe
Spadki na giełdach boleśnie uderzają w portfele miliarderów
Analizy rynkowe
Dywidendy nie takie skromne
Analizy rynkowe
NewConnect: Liczba debiutów wyhamowała
Analizy rynkowe
Jesteśmy na półmetku bessy. Oto trzy argumenty