Wielbiciele stylowych, dużych i kanciastych kombiaków zazwyczaj wypatrują klasyków gatunku, czyli Volvo, np. modeli 760. Opisywana dziś Toyota z powodzeniem może konkurować ze szwedzkimi autami. Ten „japoński łoś" ma pod jednym względem niewątpliwą przewagę – jest ogromnie rzadko spotykany.

Toyota, o czym już wspominaliśmy kilkakrotnie, świętuje w tym roku 100-lecie. Jak łatwo zauważyć, w czasie gdy Józef Piłsudski prowadził Polaków do niepodległości, inżynier Sakichi Toyoda kładł podwaliny pod największego dziś producenta samochodów na świecie. Na marginesie warto wspomnieć, że kilkanaście lat wcześniej, w czasie wojny rosyjsko-japońskiej (1904–1905), Piłsudski przebywał w Kraju Kwitnącej Wiśni i próbował pozyskać jego przychylność w walce z caratem i tworzeniu polskich oddziałów.

Wróćmy jednak do historii motoryzacji. Toyota Cressida to reprezentant klasy wyższej produkowany w latach 1973–1992. W tym czasie powstały cztery generacje modelu oferowanego jako sedan i kombi. Co prawda pierwsza odsłona miała dodatkowo wersję dwudrzwiową w nadwoziu coupé, ale dostępną wyłącznie w Japonii. Cressida była też znana pod nazwami: Mark II, Chaser i Cresta. Wóz miał niezłe wyposażenie, obejmujące m.in. klimatyzację i wspomaganie kierownicy. Był też bardzo dobrze wyciszony, uznawano go wręcz za jeden z najcichszych samochodów tamtych lat. Mimo że to kawał „landary". Druga generacja liczy ponad 470 cm długości i prawie 170 cm szerokości, masa to prawie 1400 kg.

Niewątpliwie jest to niezwykle rzadkie na rynku auto. Na portalu Klasyka Gatunku pojawiło się jednak niedawno interesujące ogłoszenie dotyczące Toyoty Cressidy 2000 MX63 z roku 1983. Pod maską dwulitrowy silnik o mocy 105 KM, pięciobiegowa skrzynia manualna. To samochód sprowadzony ze Szwajcarii. Ogłoszeniodawca zapewnia, że auto od 1989 roku jest w rękach drugiego właściciela, właściciela zakładu lakierniczego, który osobiście polakierował Cressidę według własnego pomysłu, a potem chuchał i dmuchał na ulubiony wóz. Rzeczywiście nadwozie tego 35-letniego „japończyka" wydaje się być w świetnym stanie, nie widać żadnych dziur czy ognisk rdzy.

„Samochód mechanicznie sprawny, odpala i jeździ. Nie przechodził u nas żadnych prac, jest w takim samym stanie, w jakim został zakupiony w Szwajcarii. Zachowana książka serwisowa, instrukcje. Spełnia warunki do rejestracji na żółte tablice dla aut zabytkowych" – podano w ogłoszeniu. Cóż, to nie był wóz wystawowy, pracował uczciwie całe swoje życie i nosi ślady użytkowania oraz upływu czasu. To jednak dodaje mu uroku i ma wpływ na cenę. Ten japoński łoś będzie nasz za 14 900 zł. Przyzwoita propozycja.