Od kilkunastu lat na różnych uczelniach organizowane są studia podyplomowe na temat rynku sztuki. Uczelnie deklarują, że kształcą przyszłych antykwariuszy i marszandów, kolekcjonerów oraz inwestorów. Dotychczas nikt nie ocenił w skali kraju programów ani skuteczności kształcenia.
Nie wiemy, ilu fachowców zyskała branża dzięki studiom. Czy antykwariaty chcą zatrudniać absolwentów tych studiów? Nie wiemy, czy ktokolwiek zaczął kupować obrazy po zdobyciu specjalistycznego dyplomu. To ciekawy temat badawczy dla studentów ekonomii lub socjologii. Piszę o tym teraz, bo może od nowego sezonu ktoś zechce przeprowadzić takie badania.
Z obserwacji wynika, że studia te mają w wysokim stopniu snobistyczny charakter. W pewnych środowiskach wypada znać się na sztuce i rynku sztuki, bo to modny temat. Organizatorzy studiów obiecują, że uczą zasad funkcjonowania międzynarodowego handlu sztuką. To oczywiście nieprawda. Prowadzący zajęcia nie znają międzynarodowego rynku.
Stowarzyszenie Antykwariuszy i Marszandów Polskich (www.antykwariusze.pl) bodaj jako pierwsze zaczęło organizować tego typu studia. W tym roku odbędzie się XIV edycja. Do pionierów należy także Akademia Finansów i Biznesu Vistula (www.wistula.edu.pl). Kilkanaście lat temu wiele uczelni podjęło się kształcenia inwestorów na rynku sztuki. Ile takich kierunków zamknięto? Tego też nie wiemy.
Przypadkowi eksperci
Z obserwacji wynika, że organizatorzy studiów nierzadko pomijają podstawowe problemy rynku. Na przykład fakt, że nie istnieje u nas oficjalnie zawód eksperta badającego autentyczność dzieł sztuki. Ekspertami zostają przypadkowe osoby. Decydują one o milionowym majątku obywateli. Domorośli eksperci nie mają ubezpieczenia OC, w praktyce za nic nie odpowiadają. Prowadzone przeciwko nim dochodzenia są rutynowo umarzane.