Zostań antykwariuszem, zarabiaj miliony

Opłaca się znać zagrożenia na rynku sztuki

Publikacja: 05.08.2018 09:00

Foto: Sopocki Dom Aukcyjny

Od kilkunastu lat na różnych uczelniach organizowane są studia podyplomowe na temat rynku sztuki. Uczelnie deklarują, że kształcą przyszłych antykwariuszy i marszandów, kolekcjonerów oraz inwestorów. Dotychczas nikt nie ocenił w skali kraju programów ani skuteczności kształcenia.

Nie wiemy, ilu fachowców zyskała branża dzięki studiom. Czy antykwariaty chcą zatrudniać absolwentów tych studiów? Nie wiemy, czy ktokolwiek zaczął kupować obrazy po zdobyciu specjalistycznego dyplomu. To ciekawy temat badawczy dla studentów ekonomii lub socjologii. Piszę o tym teraz, bo może od nowego sezonu ktoś zechce przeprowadzić takie badania.

Z obserwacji wynika, że studia te mają w wysokim stopniu snobistyczny charakter. W pewnych środowiskach wypada znać się na sztuce i rynku sztuki, bo to modny temat. Organizatorzy studiów obiecują, że uczą zasad funkcjonowania międzynarodowego handlu sztuką. To oczywiście nieprawda. Prowadzący zajęcia nie znają międzynarodowego rynku.

Stowarzyszenie Antykwariuszy i Marszandów Polskich (www.antykwariusze.pl) bodaj jako pierwsze zaczęło organizować tego typu studia. W tym roku odbędzie się XIV edycja. Do pionierów należy także Akademia Finansów i Biznesu Vistula (www.wistula.edu.pl). Kilkanaście lat temu wiele uczelni podjęło się kształcenia inwestorów na rynku sztuki. Ile takich kierunków zamknięto? Tego też nie wiemy.

Przypadkowi eksperci

Z obserwacji wynika, że organizatorzy studiów nierzadko pomijają podstawowe problemy rynku. Na przykład fakt, że nie istnieje u nas oficjalnie zawód eksperta badającego autentyczność dzieł sztuki. Ekspertami zostają przypadkowe osoby. Decydują one o milionowym majątku obywateli. Domorośli eksperci nie mają ubezpieczenia OC, w praktyce za nic nie odpowiadają. Prowadzone przeciwko nim dochodzenia są rutynowo umarzane.

Nie istnieje u nas mechanizm eliminowania falsyfikatów z handlu – absolwenci studiów często o tym nie wiedzą. W kwartalniku naukowym „Cenne, bezcenne, utracone" (nr 3/2009) Piotr Ogrodzki wyraził pogląd, że eliminowanie krążących na rynku falsyfikatów jest ważniejsze od ścigania samych fałszerzy. Zdarza się, że znane od lat falsyfikaty, jako autentyki, kupują muzea narodowe. Do tych falsyfikatów dołączone są ekspertyzy wystawione przez nieuczciwych ekspertów.

Każdy laik zada w tej chwili pytanie, dlaczego fałszywych dzieł sztuki nie eliminuje się w podobny sposób jak krążących w obiegu fałszywych środków płatniczych? Może dlatego, że brak woli politycznej, żeby zająć się patologiami na rynku sztuki!

Wspomniany kwartalnik naukowy „Cenne, bezcenne, utracone" wydaje Ministerstwo Kultury. To jedno z niewielu czasopism wydawanych przez resort. Czy kolejni ministrowie czytają wydawane przez siebie czasopisma?

W numerze trzecim z 2009 roku zamieściłem programowy tekst o tym, że fałszowane są dawne ekspertyzy autentyczności dołączane do obrazów. Postuluję stworzenie oficjalnego banku ekspertyz oraz banku ekspertów. Urzędnicy państwowi nie zareagowali na mój postulat. Nie docenili po reportersku opisanego zagrożenia.

Wymiana pokoleniowa

O patologiach powinni wiedzieć debiutujący na rynku sztuki inwestorzy, kolekcjonerzy, antykwariusze. Uczniowie studiów o rynku sztuki powinni być dociekliwi, nieustępliwi. Powinni zadawać niewygodne pytania, polemizować z prowadzącymi zajęcia.

Warto, aby ktoś niezależny od rynku badał jakość kształcenia w branży. Tym bardziej że rynek gwałtownie rośnie. Informuje o tym wydrukowany niedawno „Raport Artinfo.pl" dostępny w Empikach i domach aukcyjnych. W raporcie (250 stron, kilkadziesiąt analiz) prezes Desy Unicum Juliusz Windorbski prognozuje, że obroty na rynku aukcyjnym będą rosły co najmniej o 20 proc rocznie.

Faktem jest, że wolny rynek antyków i sztuki w 1989 roku tworzyły osoby przypadkowe. W PRL nie było wolnego rynku, nie istniał w związku z tym zawód antykwariusza. Pracownicy Desy, państwowej monopolistki, w pracy kierowali się w dużej mierze dyrektywami politycznymi, a nie ekonomicznymi.

Wolny rynek w 1989 roku tworzyli przede wszystkim kolekcjonerzy oraz osoby, które w PRL funkcjonowały na czarnym rynku. Wolny rynek tworzyli ludzie, którym wydawało się, że na rynku sztuki błyskawicznie można zdobyć fortunę. Dziś tamci pionierzy nadal funkcjonują w oficjalnym handlu, ale mają po 70 lat lub dużo więcej. Problem polega na tym, że bardzo często (!) nie mają następców.

Wymiana pokoleniowa, moim zdaniem, może mieć duży wpływ na kondycję rynku. Jeśli w jednej z podstawowych branż ponad połowę aukcyjnych obrotów tworzy jedna starsza osoba, to pojawia się pytanie, co będzie z branżą, kiedy zabraknie tego fachowca. Są ludzie niezastąpieni! Gdyby fachowiec, którego mam na myśli, miał następców, to już dawno konkurowaliby z nim. Następców nie widać. Co będzie z branżą?

Krajowy rynek się zmienia. Wobec niskiej podaży najchętniej kupowanego towaru antykwariusze starają się wprowadzać nowy asortyment. Wprowadzają do handlu np. sztukę użytkową z czasów PRL. Z kolei antykwariaty bibliofilskie wprowadzają atrakcyjne wydawnictwa z tamtych czasów.

Poszukiwaną lekturą stały się numery np. czasopisma „TY i JA" wydawanego w PRL. W warszawskim antykwariacie Kwadryga (www.kwadryga.com) jeden numer wyceniono na 35 zł. Kolekcjonerzy szukają w czasopismach informacji lub reprodukcji dzieł, jakie kupili. Chcą w ten sposób wzbogacić proweniencję posiadanych obrazów.

Zróżnicowane ceny wywoławcze

Od nowego sezonu oferowane będą przede wszystkim pamiątki związane ze stuleciem odzyskania przez Polskę niepodległości. Krakowski antykwariat Rara Avis (www.raraavis.krakow.pl) na aukcji w październiku wystawi za 1,2 tys. zł fotografię Józefa Piłsudskiego. Warto wiedzieć, że zdjęcie ma względnie wysoką cenę, bo na odwrocie widnieje odręczny podpis Marszałka. Zdjęcie bez podpisu kosztowałoby tylko 120 zł.

Najbliższa ciekawa aukcja odbędzie 25 sierpnia. Sopocki Dom Aukcyjny (www.sda.pl) wystawi dzieła klasyków najmłodszej sztuki. Warto zwrócić uwagę na zróżnicowanie cen. Na tego typu aukcjach do niedawna wszystkie ceny wywoławcze wynosiły 500 zł. Mniej więcej dwa lata temu podwyższono je do 1 tys. zł. Teraz zostały wyraźniej zróżnicowane.

Parkiet PLUS
Dlaczego Tesla wyraźnie odstaje od reszty wspaniałej siódemki?
Parkiet PLUS
Straszyły PRS-y, teraz straszą REIT-y
Parkiet PLUS
Cyfrowy Polsat ma przed sobą rok największych inwestycji w 5G i OZE
Parkiet PLUS
Co oznacza powrót obaw o inflację dla inwestorów z rynku obligacji
Parkiet PLUS
Gwóźdź do trumny banków Czarneckiego?
Parkiet PLUS
Sześć lat po GetBacku i wiele niewiadomych