Spokojnie jak na wojnie

W ostatnich dniach na Wall Street wyraźnie widać było chęć odreagowania spadków. Ze znacznie większym animuszem do odreagowania przystąpili inwestorzy w Europie.

Publikacja: 08.07.2018 09:30

Donald Trump prowadzi handlową wojnę z Chinami i grozi tym, którzy nie będą przestrzegać amerykański

Donald Trump prowadzi handlową wojnę z Chinami i grozi tym, którzy nie będą przestrzegać amerykańskiego embarga na Iran.

Foto: Bloomberg

GG Parkiet

Zbliżający się termin wprowadzenia pierwszej tury ceł na chińskie towary nie tylko nie przyniósł wzrostu nerwowości, ale i skutkował wyraźnym uspokojeniem nastrojów na rynkach finansowych.

Ryzyko nie słabnie, ale strach trochę mniejszy

W wojnie handlowej wciąż słychać więcej gróźb niż sygnałów pojednawczych, jednak widać, że wśród inwestorów zaczyna przeważać przekonanie, iż wszystko dobrze się skończy i nie dojdzie do dalszej eskalacji działań. Czy tak się stanie, może się okazać już wkrótce po wejściu w życie ceł na chińskie towary i chińskiej odpowiedzi na to posunięcie. Donald Trump nie sprawia wrażenia, by gotów był się zgodzić na rozpoczęcie negocjacji, ale znając jego styl działania, niczego nie można wykluczyć. Mogą na jego postawę podziałać coraz liczniejsze obawy wyrażane przez przedstawicieli amerykańskiego biznesu, zwracającego uwagę na zagrożenia, jakie wiążą się dla tamtejszych firm z handlowymi restrykcjami.

W każdym razie w ostatnich dniach na Wall Street wyraźnie widać było chęć odreagowania wcześniejszych spadków. S&P500 w trakcie pierwszych czterech sesji minionego tygodnia poszedł w górę o 0,7 proc., a Dow Jones zyskał skromne 0,4 proc., jednak pierwszy krok do zakończenia korekty został zrobiony. W najbliższych dniach, poza konsekwencjami związanymi z wojną celną, warto obserwować reakcję na dane dotyczące amerykańskiego rynku pracy. Na razie wszystko wskazuje na to, że Fed gotów jest kontynuować zacieśnianie polityki pieniężnej, oceniając, że gospodarka jest w bardzo dobrej kondycji. Dane potwierdzające ten pogląd prawdopodobnie doprowadziłyby do umocnienia dolara, co pogorszyłoby sytuację na rynkach wschodzących.

Ze znacznie większym animuszem do odreagowania przystąpili inwestorzy na głównych giełdach naszego kontynentu. Indeks we Frankfurcie zyskał w trakcie pierwszych czterech sesji minionego tygodnia 1,3 proc. i wrócił powyżej poziomu 12 400 punktów. Jego śladem podążył wskaźnik parkietu włoskiego. Jedynie paryski CAC40 trochę bardziej się ociągał i wzrósł o 0,7 proc. Poprawę nastrojów można wiązać z wyjaśnieniem się sytuacji politycznej w Niemczech, choć z problemami w tej materii wciąż należy się liczyć. Podobnie jak z kłopotami związanymi z pomysłami nowego rządu we Włoszech.

Kiepskie nastroje panują nadal na parkietach azjatyckich. Mimo piątkowego odbicia Nikkei w skali tygodnia tracił ponad 2 proc. Podobnie było w Szanghaju, gdzie zniżka sięgała niemal 3 proc., a indeks dotarł do poziomu najniższego od marca 2016 r.

Iskierka nadziei na GPW

Miniony tydzień przyniósł wreszcie pierwsze od miesiąca wzrostowe odreagowanie. Nie zmienia ono jeszcze słabego generalnie obrazu naszego rynku, ale daje pewną szansę na poprawę sytuacji. Wynika ona raczej z cofnięcia się podaży niż pojawienia się chętnych do kupowania mocno przecenionych akcji, ale zawsze to coś. Przynajmniej nie ma dużego parcia do pozbywania się ich po obecnych cenach. Na większe ożywienie, a tym bardziej silniejsze zwyżki, trudno raczej liczyć. Wskazuje na to zanikająca aktywność inwestorów. Miniony tydzień był pod tym względem najsłabszy od początku maja, czyli wydłużonego weekendu. Mimo to trochę się jednak w ostatnich dniach działo. WIG20 przetestował dołek z końca maja, potwierdzając obronę technicznego wsparcia. Pozytywną wymowę 1-proc. zwyżki w skali pierwszych czterech sesji popsuł nieco czwartkowy spadek o 1,2 proc., ale wobec obaw związanych ze zbliżającą się datą rozpoczęcia celnej rozgrywki między USA a Chinami można to było jakoś zrozumieć. Najbliższe dni mogą być jeszcze dość nerwowe, a do poprawy sytuacji konieczny byłby powrót indeksu naszych największych spółek powyżej 2200 punktów.

Ostatnie dni przyniosły wyraźne odreagowanie notowań akcji części banków, głównie Aliora i mocno przecenionego wcześniej PKO BP. Mocno w górę poszły też papiery największych przedstawicieli energetyki. Mimo spadków na rynku miedzi spory ruch w górę wykonały akcje KGHM. Kluczem jednak nie są raczej oceny perspektyw poszczególnych branż, lecz gotowość do zaangażowania się na naszym rynku kapitału zagranicznego. Zwraca uwagę słabe zachowanie firm, które powinny najbardziej korzystać ze zwiększonej aktywności konsumentów. Tymczasem akcje Eurocashu, LPP i CCC zdecydowanie nie cieszą się wzięciem. Perełką czwartkowej sesji były zwyżkujące o ponad 7 proc. akcje CD Projekt, które zresztą jako jedyne w gronie blue chips są na plusie (i to dużym, sięgającym 85 proc.) w horyzoncie od początku roku.

Walka w okolicach poziomu technicznego wsparcia toczy się w przypadku wskaźnika średnich firm. Ostatnie dni przyniosły obronę 4200 punktów i niewielkie, nieprzekraczające 1 proc. odreagowanie. To za mało, by popaść w optymizm, ale zawsze jakieś pocieszenie. Okres wakacyjny raczej nie będzie sprzyjał aktywności kapitału, na której brak segment małych i średnich spółek cierpi bardzo wyraźnie już od dłuższego czasu. W gronie średniaków warto zwrócić uwagę na dynamiczne odrabianie strat po niedawnej korekcie akcji Dino oraz odreagowanie w przypadku potężnie przecenionych walorów Budimeksu. Słabo ostatnio radziły sobie papiery Forte, Kęt i Famuru.

Próbę przerwania złej passy mieliśmy okazję obserwować w przypadku najmniejszych spółek. Skala odreagowania, sięgająca zaledwie 0,5 proc. w skali pierwszych czterech sesji minionego tygodnia, nie napawa jednak otuchą, tym bardziej że aktywność inwestorów była wyraźnie mniejsza niż zwykle. W warunkach symbolicznej wręcz płynności handlu dość łatwo można by wykreować jakieś bardziej pozytywne sygnały, ale jak widać, nikomu na tym nie zależy.

Miedź w tarapatach

Od dłuższego czasu uwaga mediów i inwestorów koncentruje się na tym, co dzieje się z ropą naftową. Tymczasem nie mniej istotne wydarzenia rozgrywają się na rynku miedzi. Notowania metalu w miniony czwartek spadły o 1,9 proc., do 6459 dolarów za tonę, osiągając poziom najniższy od października ubiegłego roku, a kontrakty terminowe na ten metal znalazły się najniżej od lipca 2017 r. Od czerwcowego szczytu zniżka przekroczyła już 14 proc., przełamując bardzo ważne z technicznego punktu widzenia wsparcia. Jeśli przyjąć, że miedź ciągle jest dobrym wskaźnikiem koniunktury w światowej gospodarce, to perspektywy nie wyglądają najlepiej. Trwający od lutego 2016 r. wzrostowy trend notowań miedzi jest wyraźnie zagrożony. Być może obawy sygnalizowane przez rynek związane są jedynie ze skierowaną głównie na Chiny kampanią amerykańskiej administracji, ale nie można też wykluczyć, że są sygnałem nadchodzących kłopotów o szerszym, globalnym zasięgu. Byłby on zresztą zbieżny z prognozami zakładającymi spowolnienie tempa wzrostu, choć w dość ograniczonej skali.

Trudno wyrokować, czy podobne sygnały nie płynęłyby z rynku ropy naftowej, gdyby nie wpływ dominujących obecnie zawirowań geopolitycznych. Perspektywa odcięcia świata od dostaw z Iranu wskutek amerykańskich sankcji nałożonych na ten kraj oraz groźby Donalda Trumpa pod adresem tych, którzy odważyliby się embarga nie przestrzegać, skutecznie podbija notowania surowca. W ostatnich dniach cena WTI zbliżyła się do 75 dolarów za baryłkę, osiągając poziom najwyższy od listopada 2014 r. Czwartkowa prawie 2-proc. zniżka na razie niewiele w tym obrazie zmienia. Licząc od dołka z początku 2016 r., zwyżka przekracza już 170 proc. Tak wysokie ceny z pewnością nie wspierają gospodarczej koniunktury na świecie, choć być może stosunkowo najmniej szkodzą na razie gospodarce amerykańskiej. Trudno jednak przypuszczać, że Fed nie będzie brał pod uwagę faktu, iż inflacja pompowana jest w sporej mierze właśnie przez notowania ropy naftowej, i nie będzie w swych decyzjach dotyczących stóp procentowych zwracał uwagi na inne czynniki. Warto jednocześnie zwrócić uwagę na utrzymującą się od kilku tygodni niewielką, ale wyraźną różnicę w zachowaniu notowań surowca typu Brent. Jego notowania szczyt osiągały pod koniec maja, a obecnie są od niego o około dolara niżej i nie wykazują tak zdecydowanej tendencji wzrostowej, jak ma to miejsce w przypadku WTI.

W kontekście perspektyw koniunktury gospodarczej warto zwrócić uwagę na sytuację na rynku metali. O ile w horyzoncie ostatnich dwunastu miesięcy notowania większości z nich wykazują wciąż wyraźną zwyżkę, o tyle z perspektywy od początku obecnego roku obraz jest zdecydowanie mniej optymistyczny. Z wyjątkiem molibdenu i niklu wszystkie pozostałe notują spadki sięgające od kilku do kilkunastu procent. Notowania rudy żelaza zniżkują o prawie 10 proc. W przypadku palladu i platyny spadki przekraczają 10 proc. W miniony poniedziałek cena platyny osiągnęła poziom najniższy od końca 2008 r.

Po poniedziałkowym spadku o 1 proc. i zbliżeniu się do dołka z grudnia ubiegłego roku mieliśmy do czynienia z niewielkim wzrostowym odreagowaniem na rynku złota. W tym przypadku zupełnie nie działa tradycyjny mechanizm bezpiecznej przystani, za to sprawdza się doskonale odwrotna korelacja z notowaniami dolara. Wspomniany dołek spełnił na razie swoją rolę jako poziom wsparcia, ale najbliższa przyszłość kruszcu pozostaje niejasna.

Parkiet PLUS
Dlaczego Tesla wyraźnie odstaje od reszty wspaniałej siódemki?
Parkiet PLUS
Straszyły PRS-y, teraz straszą REIT-y
Parkiet PLUS
Cyfrowy Polsat ma przed sobą rok największych inwestycji w 5G i OZE
Parkiet PLUS
Co oznacza powrót obaw o inflację dla inwestorów z rynku obligacji
Parkiet PLUS
Gwóźdź do trumny banków Czarneckiego?
Parkiet PLUS
Sześć lat po GetBacku i wiele niewiadomych