Tylko niektóre banki będą hojne

Trudno liczyć na istotny wzrost oprocentowania depozytów w całym sektorze, ale w razie przyspieszenia akcji kredytowej niektórzy gracze mogą zaoferować znacznie lepsze warunki.

Publikacja: 20.06.2018 09:57

Tylko niektóre banki będą hojne

Foto: Fotolia

Ostatnie miesiące przyniosły sporo akcji promocyjnych, w których banki, chcąc przyciągnąć nowe depozyty, oferowały wyższe niż wcześniej oprocentowanie. To, że banki są skłonne nieco więcej płacić za pieniądze klientów, widać także po wzroście średniego oprocentowania nowych depozytów gospodarstw domowych, szczególnie tych na trzy–sześć miesięcy.

Część podwyżek już się dokonała

Podwyższenie oprocentowania depozytów bankowych widoczne było nie tylko w przypadku samych lokat, ale w dużej mierze dotyczyło także kont oszczędnościowych. Niektóre banki oferowały na nich całkiem sporo, bo nawet 2,5–3 proc. Kilka z nich, mimo że mają sporą płynność (obrazowaną niskim wskaźnikiem kredytów do depozytów), oferowało promocyjne warunki.

– Faktycznie nasz bank jest nieco „nadpłynny", ale zbieranie depozytów traktujemy jako budowę długoterminowej relacji z klientami – mówił Joao Bras Jorge, prezes Millennium, podczas ostatniej konferencji.– Nasza kampania była sukcesem, pomogła zwiększyć bazę depozytów. Rzeczywiście na marżę odsetkową nie wpłynęło to pozytywnie, ale dało nam sporo miejsca na przyszły wzrost akcji kredytowej, bez obaw o płynność – dodał wiceprezes Fernando Bicho.

Pierwszy ze sporą ofertą promocyjną kont oszczędnościowych wyszedł ING BSK, który oferował 2,5 proc. Dołączyły do niego BZ WBK i Pekao, które oferowały 2,7 proc. na tego typu kontach, a Getin Noble Bank nawet na 3 proc. Trzeba jednak pamiętać, że sporo tego typu ofert ma pewne ograniczenia: czasowe (promocja trwająca tylko kilka dni albo wyższe oprocentowanie dotyczące krótkiego okresu), czy dotyczące maksymalnej wartości depozytu albo wymogu nowych środków.

To, że za aktywne zbieranie depozytów wziął się też ING BSK, było dość zaskakujące, biorąc pod uwagę jego dużą płynność. – Mamy dużą poduszkę depozytową, ale ważny jest też dla nas wzrost liczby klientów. Teraz mamy wystarczająco dużo depozytów na pokrycie wzrostu akcji kredytowej, ale jest on szybki, więc musimy mieć najlepszą, stabilną i zbudowaną na zaufaniu bazę depozytową. Jeśli w tym roku będą bardzo silnie rosnąć kredyty, a widać to już po hipotekach i być może, że wreszcie odbiją inwestycje oraz kredyty dla firm, wtedy będziemy rosnąć pod względem kredytów nie po 10 mld zł, ale po 15–16 mld zł rocznie. To wymagałoby większej bazy depozytowej. Dlatego wcześniej niż inni „ustawiamy się w kolejce", aby taniej pozyskać depozyty – tłumaczył Brunon Bartkiewicz, prezes ING BSK.

Z jego słów wynika, że w przypadku przyspieszenia akcji kredytowej, szczególnie dzięki firmom, niektóre banki mogą zacząć mocniej rywalizować, z korzyścią dla klienta (wyższe oprocentowanie) o depozyty. Stąd wyprzedzające ruchy ING BSK czy Millennium. Inflacja nie wywiera presji na podwyżki stóp i Rada Polityki Pieniężnej sygnalizuje, że może nastąpić to dopiero w 2020 r. (o ile w ogóle). Czy można więc liczyć na wyższe oprocentowania lokat?

– Wydaje się, że przy obecnych stopach i oprocentowaniu kredytów trudno będzie o istotne podwyżki cen depozytów w Polsce. Sektor jest płynny, wskaźnik kredytów do depozytów jest poniżej 100 proc., więc banki nie mają wielkich potrzeb płynnościowych przy obecnym popycie na kredyt i nie będą bić się o depozyty. Gdyby doszło do przyspieszenia akcji kredytowej dzięki ożywieniu w segmencie korporacyjnym i utrzymaniu dużej sprzedaży hipotek, wtedy się może zwiększyć zapotrzebowanie na depozyty, ale pewnie miałoby to ograniczony wpływ na ich oprocentowanie – pojawiłyby się chwilowe promocje, nie wyobrażam sobie, aby banki regularnie płaciły przez dłuższy czas po ponad 3 proc. na lokatach. Banki nie mogą jednak pozwolić sobie na zbyt słabe warunki depozytowe, bo klienci coraz chętniej kierują pieniądze do funduszy gotówkowych. W 2017 r. do takich funduszy napłynęło 7,6 mld zł, a w tym do końca maja już 8,9 mld zł – mówi Łukasz Jańczak, analityk Ipopemy Securities.

PARKIET

W podobnym tonie wypowiada się Michał Sobolewski, analityk DM BOŚ. – Moim zdaniem większość czynników, powodujących wzrost cen depozytów, już się skończyła. Na początku roku podniesione zostały wymogi wskaźnika płynności LCR, a dodatkowo inne niż teraz były oczekiwania wobec podwyżek stóp i niektóre banki przyspieszyły zbieranie depozytów, aby zdążyć przez podwyżką. Wchodzimy też w okres wakacji, kiedy jest mało promocji. Raczej nastąpi więc stabilizacja niż dalszy wzrost oprocentowania depozytów – dodaje.

Nieliczni będą oferować lepsze ceny

– Jednak jest kilka banków, które będą musiały zwiększyć bazę depozytów i być może podniosą stawki. To m.in. BZ WBK z powodu przejęcia części podstawowej Deutsche Banku Polska. Gdyby się okazało, że potrzebuje więcej środków niż planował, może zaoferować lepsze oprocentowanie. Raczej inni gracze nie będą skłonni do podwyżek, Millennium chyba już zaspokoiło potrzeby, Alior wskazywał, że ma już odpowiednią poduszkę i będzie ostrożnie podchodził do pozyskiwania nowych środków – dodaje Sobolewski.

– Wyższe oprocentowania depozytów mogą oferować tacy gracze jak Getin Noble czy Idea Bank, których struktura finansowania w dużej mierze opiera się na depozytach terminowych i muszą co jakiś czas walczyć o środki klientów. Nie sądzę, aby oprocentowanie depozytów zwiększały takie banki jak PKO BP czy mBank, które mają dość dobre tempo napływu środków klientów i nie są agresywne we wzroście akcji kredytowej – wskazuje Jańczak.

O tym, czy banki będą podnosić oprocentowanie depozytów, decydować będą takie czynniki jak relacja tempa akcji kredytowej do tempa napływu depozytów i dotychczasowa płynność banku oraz udział lokat w jego strukturze finansowania (im większy, tym bank bardziej podatny na atrakcyjne oferty innych graczy). Ostatnio nieźle oprocentowane lokaty oferowały też małe banki, takie jak Nest Bank czy Plus Bank, oraz BGŻOptima, marka należąca do BGŻ BNP Paribas.

Rynek mieszkaniowy wysysa pieniądze z lokat bankowych

Niskie stopy procentowe powodują, że oprocentowanie lokat jest niskie. Sporo więc pieniędzy płynie w innym kierunku, a jednym z ulubionych ostatnio sposobów inwestowania Polaków jest zakup mieszkań. Firmy monitorujące ten rynek szacują, że w celach inwestycyjnych kupowana jest jedna trzecia mieszkań. W dużych miastach roczna rentowność netto inwestycji w mieszkanie to obecnie ok. 5 proc. zainwestowanej kwoty. Do tego dochodzi wzrost wartości nieruchomości. Według NBP używane mieszkania w dużych miastach zdrożały w ubiegłym roku o ponad 6 proc., więc na wynajmie można uzyskać dziesięć razy więcej niż na przeciętnej lokacie. Dodatkowo ceny mieszkań mogą przyspieszyć, jeśli popyt zasilą inwestorzy spekulacyjni, chcący szybko zarobić na samej zwyżce cen mieszkań. NBP wskazuje, że na razie nie widać takiego popytu na dużą skalę. Należy jednak pamiętać, że hossa na rynku nieruchomości nie będzie wieczna, i niektórzy eksperci oczekują spadku cen mieszkań w dłuższym terminie. Wbrew powszechnemu przekonaniu nie jest to inwestycja pozbawiona ryzyka – nie wiadomo, jak duży w przyszłości będzie popyt najemców, jakie będą czynsze, koszt obsługi kredytu mieszkaniowego i rentowność netto najmu. Obecnie jedna trzecia zakupów mieszkań wspierana jest długiem. W 2017 r. zakupy gotówkowe były warte aż 18 mld zł. Dla porównania w tym czasie o 22 mld zł skurczyła się wartość bankowych lokat gospodarstw domowych. Powodzeniem cieszyły się do tej pory też fundusze pieniężne i gotówkowe, ale z funduszy akcji pieniądze raczej wypływały. Samodzielnie Polacy inwestują też w obligacje korporacyjne. MR

Parkiet PLUS
Dlaczego Tesla wyraźnie odstaje od reszty wspaniałej siódemki?
Parkiet PLUS
Straszyły PRS-y, teraz straszą REIT-y
Parkiet PLUS
Cyfrowy Polsat ma przed sobą rok największych inwestycji w 5G i OZE
Parkiet PLUS
Co oznacza powrót obaw o inflację dla inwestorów z rynku obligacji
Parkiet PLUS
Gwóźdź do trumny banków Czarneckiego?
Parkiet PLUS
Sześć lat po GetBacku i wiele niewiadomych