Puchar głębokich kieszeni

Na wodach zatoki Great Sound na Bermudach trwają regaty 35. Pucharu Ameryki. Ścigają się katamarany i świetni sternicy, ale tak naprawdę o stary srebrny dzbanek od zawsze walczą ogromne pieniądze.

Publikacja: 11.06.2017 11:10

Puchar Ameryki oznacza miliony – wydane, zarobione lub bezpowrotnie stracone.

Puchar Ameryki oznacza miliony – wydane, zarobione lub bezpowrotnie stracone.

Foto: Archiwum

Śmiało można pisać, że tradycję angażowania znacznych sum na wielkie morskie wyścigi budowano bardzo wcześnie. John Cox Stevens, pierwszy komandor New York Yacht Club, miał już na początku 1851 r. pomysł, żeby wydając dużo, zarobić jeszcze więcej.

Kupując (w sześcioosobowym syndykacie) 31-metrowy szkuner „America", planował najpierw wyzwać kogo się da na pojedynki na wodzie. W tym celu umieszczał w amerykańskich gazetach ogłoszenia, że „Ameryka" będzie się ścigać o 10 tys. ówczesnych dolarów (dziś to około 1,5 mln USD). Odzewu w kraju nie było, więc popłynął latem przez Atlantyk, by dołączyć do grupy 14 brytyjskich jachtów, które stanęły do wyścigu wokół wyspy Wight.

Jak wiadomo – „America" wygrała wtedy na oczach samej królowej Wiktorii. Srebrny dzbanek wart około 100 funtów szterlingów i nazwany wówczas stosownie Pucharem Ameryki nie był jednak tak miłą nagrodą, jak to, że komandor John Cox Stevens i jego syndykat sprzedali zwycięską jednostkę za 25 tys. tamtych dolarów, o 5 tys. więcej, niż zapłacili.

Kosztowna miłość

Tak zaczęła się historia wyścigów i wydatków, w której były też liczne przykłady, że kosztowna miłość do wielkiego żeglarstwa może nie odwzajemniać uczuć i nakładów.

Sir Thomas Lipton, ten, który w wieku 14 lat opuścił rodzinne Glasgow i sklepik rodziców z ośmioma dolarami w kieszeni, by wrócić z USA z milionami – daje przykład. W 1899 r., gdy miał już 10 proc. światowego rynku handlu herbatą, pierwszy raz zgłosił się do regat. Potem próbował zdobyć stary wiktoriański dzbanek jeszcze cztery razy. Z 16 wyścigów, w których brał udział, wygrał tylko dwa.

Byli też tacy, którzy zwyciężali, ale i oni nie szczędzili wydatków, by osiągnąć cel. Już na przełomie wieków amerykański finansista J.P. Morgan wypowiedział do znajomego pragnącego kupić jacht sławne zdanie: „Jeśli musisz pytać, ile on kosztuje, to nie możesz sobie na niego pozwolić". Morgan, jeden z najpotężniejszych ludzi biznesu na świecie, był też zapalonym żeglarzem. Został współwłaścicielem jachtu „Columbia", który dwukrotnie zdobył Puchar Ameryki, w 1899 i 1901 r. Wtedy mówiono już głośno – Puchar Ameryki napędzają pieniądze takich jak John Pierpont Morgan i Vanderbiltowie.

Byli potem tacy jak australijski potentat medialny Frank Packer, który w 1962 roku wydał na nieudany start 700 tys. dolarów, albo Alan Bond, który wydał w 1983 r. 5 mln dol. i wygrał (potem jego imperium finansowe upadło i zdobywca pucharu wylądował w więzieniu). Był Bill Koch (rynek paliw), który w 1992 r. za sukces zapłacił już 65 mln dol.

Dziś ich rolę z powodzeniem odgrywają inni. Larry Ellison, znany z wielu inwestycji w sport właściciel syndykatu Oracle Team USA, wydał oficjalnie około 115 mln dolarów (nieoficjalnie pisano, że ponad 300 mln), aby obronić w 2013 r. puchar zdobyty po raz pierwszy w 2010 r. Ekipa jego żeglarzy liczyła 130 osób, liderzy zarabiali po 20 tys. dol. miesięcznie, często więcej. Dla kogoś, kto wedle „Forbesa" wyceniany jest na 50 mld dolarów, to może nie był wielki wydatek, ale wrażenie robił.

Wtedy, w 2013 r., regaty o Puchar Ameryki miały z nową mocą oddziaływać na widownię, więc po wodach Zatoki San Francisco ścigały się ogromne, 72-stopowe katamarany, zdolne śmigać po wodzie z prędkością 80 km/godz. Nie można zaprzeczyć, widowisko było spektakularne, przyciągnęło miliony do telewizorów, ale wstępna cena uczestnictwa – przynajmniej 100 mln dolarów – spowodowała, że z syndykatem Ellisona mogła się mierzyć tylko trójka challengerów.

W 2014 r. z kolejnego Pucharu Ameryki zrezygnowali Australijczycy. Sławny potentat winiarski i żeglarz, nieżyjący już Bob Oatley (kiedyś nr 25 na liście najbogatszych Australijczyków) miał ochotę znów wystartować jako reprezentant Hamilton Island Yacht Club, ale uznał, że plan finansowy następnej kampanii jest po prostu niewykonalny.

Organizatorzy Pucharu Ameryki stwierdzili, że 35. edycja wydarzenia powinna być dostępna dla większej liczby syndykatów, zredukowali zatem m.in. rozmiar łódek (do 50 stóp) i liczbę członków załogi (do sześciu osób). Nie wszystkim się to spodobało, wycofał się włoski zespół Luna Rossa, ale challengerów pojawiło się więcej. W piątce, która odpowiedziała na wyzwanie obrońców pucharu, pojawili się Francuzi, Szwedzi, Japończycy, Brytyjczycy i Nowozelandczycy.

Zostali najbogatsi

Optymizm Francuzów, którzy dysponowali początkowym budżetem „tylko" 20 mln euro, może był trochę za duży, bo ich katamaran Groupama Team France pierwszy odpadł kilka dni temu w fazie eliminacji grupowych, ale rzeczywiście – sportowo zbytnio nie odstawał od konkurencji. Ekipa była sponsorowana przez rząd francuski, od 2015 r. po 5 mln euro zaczęła dokładać grupa ubezpieczeniowa Groupama, która wspierała też inne projekty żeglarskie sternika francuskiego Francka Cammasa od 1998 roku.

W grze zostali jednak bogatsi. Najbogatszym z rywali Ellisona jest Masayoshi Son, założyciel i największy akcjonariusz japońskiej grupy inwestycyjnej SoftBank. Wedle Bloomberga jego majątek wyceniany jest na ponad 11 mld dolarów. Japończycy do startu w Pucharze Ameryki wynajęli fachowca z Nowej Zelandii, czyli Deana Barkera, który w 2010 i 2013 r. prowadził krajowe jachty w przegranych finałach z Amerykanami. Sternik Barker swoją drogą to syn Raya Barkera, multimilionera, który w ojczyźnie zdobył fortunę na produkcji odzieży.

Szwedzki syndykat Artemis Racing jest finansowany przez rodzimego miliardera Torbjorna Tornqvista, przydomek „Spokojny facet". Wedle „Forbesa" Tornqvist zarobił fortunę (1,8 mld dolarów) jako współzałożyciel i prezes wielobranżowej firmy handlowej Gunvor Group.

Brytyjski projekt jest dziełem Bena Ainsliego, najbardziej utytułowanego żeglarza w kronikach olimpijskich (cztery złote medale). Sir Ben (Charles Benedict Ainslie) w 2013 r. odegrał znaczącą rolę w niezwykłym powrocie Oracle Team USA w finałowej walce z Nowozelandczykami – od stanu 1-8 do zwycięstwa 9-8. Był wówczas u Ellisona taktykiem, powołanym za niebotyczną gażę w trybie nagłym na decydujące wyścigi.

W nowej kampanii wystartował pod hasłem zdobycia po raz pierwszy w historii Pucharu Ameryki dla Wielkiej Brytanii. Zebrał sporo, około 50 mln funtów, m.in. od marki samochodowej Land Rover, handlowej firmy internetowej CMC Markets i współczesnej firmy J.P. Morgan, ale do osiągnięcia zaplanowanego poziomu trochę mu zabrakło (wyliczył potrzebną kwotę na 80 mln funtów). Szefem ekipy Land Rover Ben Ainslie Racing został Martin Whitmarsh, były menedżer ekipy Formuły 1 – McLaren Mercedes. Sukcesy we wstępnej fazie rywalizacji trochę poprawiły bilans finansowy Brytyjczyków, ale pewności, że wystarczy, by pokonać wszystkich rywali – nie ma.

Piąty challenger z Nowej Zelandii, zdobywca Pucharu Ameryki w 1995 i 2000 r., po ostatniej bolesnej porażce z Oracle znacząco zmienił ekipę zarządzającą i załogę (sternikiem za Deana Barkera został Peter Burling, srebrny medalista olimpijski w klasie 49er z Londynu), zachował jednak głównego sponsora, którym od lat jest linia lotnicza Emirates z Dubaju. Syndykat ma też wsparcie rządu Nowej Zelandii, bo żeglarstwo w tym kraju to sprawa narodowa. Ten model sponsorowania sprawdza się o tyle, że w obecnych regatach challengerów, które wyłonią finałowego rywala dla Oracle Team USA, katamaran Emirates Team New Zealand spisuje się na razie najlepiej.

W rozliczeniach finansowych dotyczących Pucharu Ameryki warto zwrócić uwagę także na miejsce akcji. Bermudy, wyspiarskie terytorium zależne Wielkiej Brytanii, wydało około 77 mln dolarów na przyjęcie żeglarzy i kibiców żeglarstwa. 15 mln kosztowała opłata dla organizatorów, 25 mln inwestycje w infrastrukturę na brzegu, 12 mln wyniosły koszty operacyjne i 25 mln rachunek gwarancyjny na komercyjne zyski ze sponsoringu.

W zamian ekonomika wysp ma zyskać 250 mln dol. przychodów, jeśli wierzyć szacunkom. Z tymi zyskami bywało różnie, ale są zadowoleni. Nowa Zelandia, czyli Auckland i okolice, w 2000 i 2003 r. zyskała 1000 miejsc pracy i 75 mln dolarów wpompowanych w lokalną ekonomię. Walencja w 2007 r. włożyła 500 mln w inwestycje, spodziewała się długoletnich zysków, ale po dekadzie niewiele z tego optymizmu zostało. Ale w San Francisco mówią o zyskach: 3800 miejsc pracy, 6,8 mln dolarów we wzroście podatków.

Z każdej strony patrząc, Puchar Ameryki oznacza miliony – wydane, zarobione lub bezpowrotnie stracone. Niektórzy piszą potem, że to żeglarska ekstrawagancja, jakiej świat nigdzie indziej nie zobaczy, inni, że to puchar głębokich kieszeni. I mają rację.

[email protected]

Parkiet PLUS
Dlaczego Tesla wyraźnie odstaje od reszty wspaniałej siódemki?
Parkiet PLUS
Straszyły PRS-y, teraz straszą REIT-y
Parkiet PLUS
Cyfrowy Polsat ma przed sobą rok największych inwestycji w 5G i OZE
Parkiet PLUS
Co oznacza powrót obaw o inflację dla inwestorów z rynku obligacji
Parkiet PLUS
Gwóźdź do trumny banków Czarneckiego?
Parkiet PLUS
Sześć lat po GetBacku i wiele niewiadomych