Na Wall Street znów spokojnie, ale w Europie już nerwowo

Tydzień na rynkach › Giełdy akcji w USA przestały się przejmować problemami, za to na europejskich parkietach widać niepokój związany z wydarzeniami we Włoszech i brakiem postępów w sprawie handlu.

Aktualizacja: 26.05.2018 12:15 Publikacja: 26.05.2018 11:57

Kłopotem dla rynków rozwijających się może być m.in. sytuacja w Turcji, której prezydentem jest Rece

Kłopotem dla rynków rozwijających się może być m.in. sytuacja w Turcji, której prezydentem jest Recep Tayyip Erdogan.

Foto: Archiwum

Trwający od końca marca rajd indeksu we Frankfurcie został w połowie minionego tygodnia powstrzymany, a korekta okazała się dość dynamiczna.

DAX boi się Włochów

W środę DAX stracił 1,5 proc., a w czwartek spadek został pogłębiony, sprowadzając indeks w okolice 12 800 punktów. Można podejrzewać, że zwiększona nerwowość związana jest z tym, co się dzieje we włoskiej polityce. Pomysły zgłaszane przez przedstawicieli partii mających utworzyć rząd mogą rzeczywiście przyprawiać o ból głowy i rodzić obawy nie tylko o losy planowanych reform w strefie euro, ale wręcz o jej trwałość. To oczywiście sprzyja osłabieniu wspólnej waluty, ale to już nie pomaga indeksom głównych giełd naszego kontynentu. Na włoskim parkiecie przecena nie wygląda zbyt dramatycznie, ale się pogłębia. FTSE MIB od niedawnego szczytu z początku maja traci już ponad 7 proc. W tym czasie rentowność włoskich obligacji skarbowych poszła w górę z 1,73 do 2,4 proc.

Na giełdzie nowojorskiej indeksy spokojnie kontynuują ruch w bok, nie dając żadnych sygnałów co do przyszłego kierunku zmian. Umacniający się dolar nie powinien specjalnie cieszyć inwestorów, za to ich nerwy koi zniżkująca rentowność amerykańskich obligacji. Pod koniec tygodnia zeszła ona poniżej 3 proc.

Miedź w stabilizacji, odreagowanie na złocie

Notowania miedzi kontynuują ruch boczny w ramach trwającej od początku kwietnia konsolidacji. Wykazują przy tym odporność na umacnianie się dolara, co można interpretować jako powrót wiary inwestorów w dobrą koniunkturę w globalnej gospodarce. Co ciekawe, nie reagują też one zupełnie na doniesienia dotyczące wojny handlowej. Wyhamowała spadkowa tendencja na rynku złota i to mimo dalszej aprecjacji amerykańskiej waluty. W czwartek doszło nawet do wyraźnego odreagowania, w wyniku którego notowania kruszcu powróciły powyżej poziomu 1300 dolarów za uncję. To zachowanie wiąże się z publikacją protokołu z poprzedniego posiedzenia Fedu, z którego można było wywnioskować, że władze monetarne USA są skłonne tolerować wyższą inflację i nie są tak bardzo zdeterminowane do szybkiego podnoszenia stóp procentowych. Nie widać jednak impulsów, które mogłyby skłonić inwestorów do kupowania złota, które ma rosnącą konkurencję w postaci amerykańskich obligacji, oferujących rentowność sięgającą 3 proc. Jej spadek pod koniec tygodnia poniżej tego poziomu także chwilowo wsparł notowania złota, ale na dłuższą metę nie ma co na taki efekt liczyć.

Notowania ropy naftowej ustabilizowały się na wysokim poziomie, ale nie idą już w górę. W przypadku WTI niemal przez cały tydzień widoczna była lekka spadkowa korekta, sprowadzająca ceny w okolice 70 dolarów za baryłkę. Z niewielkim opóźnieniem korekta pojawiała się także w przypadku Brent, której notowania zbliżyły się do 78 dolarów.

Emerging markets w opałach

Choć pierwsze cztery sesje minionego tygodnia przyniosły zwyżkę MSCI Emerging Markets o kilka dziesiątych procent, w żaden sposób nie poprawiło to obrazu rynku. Jedynym optymistycznym akcentem może być udana obrona przez ETF na ten indeks poziomu 46 punktów, a także wsparć z lutego i maja. To jednak wciąż za mało, by myśleć o zmianie dotychczasowych negatywnych tendencji. Trzeba jednak zwrócić uwagę, że środowe i czwartkowe niewielkie spadki można interpretować umiarkowanie pozytywnie, jeśli uwzględnić, że w tych dniach kurs euro spadał poniżej 1,17 dolara, a Dollar Indeks starał się dobić do 70 punktów, czyli poziomu najwyższego od grudnia ubiegłego roku.

A przecież to wzrost wartości amerykańskiej waluty jest głównym czynnikiem zagrożenia dla rynków wschodzących i to od niego w decydującym stopniu będzie zależeć koniunktura w tym segmencie. Pocieszające może być to, że rynek dyskontuje już, lub nawet zdyskontował, czerwcową podwyżkę stóp procentowych w Stanach Zjednoczonych. Gdyby sygnały płynące z Fedu po tym posiedzeniu były utrzymane w gołębim tonie, można byłoby spodziewać się poprawy nastawienia do emerging markets. Do pełni szczęścia inwestorów działających w tym segmencie trzeba byłoby jednak jeszcze wygaszenia lub przynajmniej ostudzenia emocji na scenie wydarzeń geopolitycznych oraz na froncie wojny handlowej. Kłopot może nadal stanowić sytuacja w Argentynie, Wenezueli i Turcji, ale na razie trudno przypuszczać, by te ogniska mogły zainfekować całą grupę rynków wschodzących.

Ostatnie dni przyniosły spory, przekraczający 6,5 proc. spadek argentyńskiego Mervala i znacznie mniejszej skali zniżki na sąsiadujących parkietach Brazylii, Chile i Meksyku. W Azji największe spadki miały miejsce na parkietach w Malezji (ponad 4 proc., największa zniżka od prawie trzech lat) i Tajlandii (niewiele ponad 1 proc., ale to kontynuacja pięciotygodniowej czarnej serii). Informacje o niełatwych negocjacjach amerykańsko-chińskich w sprawie uregulowania stosunków handlowych i zmniejszenia deficytu obrotów z USA wpłynęły negatywnie na notowania giełd w Chinach. Po niewielkiej zwyżce w pierwszych dniach tygodnia kolejne przyniosły przecenę, a czterosesyjny bilans przyniósł spadek Shanghai Composite o 1,2 proc. i zejście indeksu poniżej 3200 punktów. Sytuacja na chińskim parkiecie nie wygląda jednak najgorzej. Zniżkowała w ostatnich dniach także rentowność chińskich obligacji skarbowych, a kurs juana wobec dolara pozostawał stabilny. W samych Chinach nerwowości więc nie widać, choć reszta świata patrzy na wydarzenia z niepokojem.

Warszawskie indeksy szukają wsparcia

Na naszym parkiecie optymizm widoczny był tylko w poniedziałek i tylko w przypadku WIG20, który tego dnia bez wyraźnego powodu wzrósł aż o 1,7 proc., powracając powyżej 2250 punktów. To jednak wszystko, na co stać było byki, które już dwa dni później zmuszone były do obrony przed zejściem poniżej 2200 punktów. Wahania niby niewielkie, ale o istotnym znaczeniu, bo techniczne wsparcie wciąż jest zagrożone, a jego przełamanie miałoby nieprzyjemne konsekwencje i mogłoby kosztować nie tylko stratę kolejnych 200 punktów, ale jeszcze bardziej poważne pogorszenie się sytuacji w segmencie blue chips. Tu wciąż straszy umacniający się dolar i pogarszające się nastawienie globalnego kapitału do rynków wschodzących.

Gdyby nie trochę zaskakujące, silne czwartkowe zwyżki akcji PKN Orlen i Lotosu oraz nieco mniejsze wsparcie ze strony walorów PZU oraz KGHM, już tego dnia mielibyśmy test wspomnianego wsparcia. Z perspektywy ostatnich (i nie tylko) dni fatalne wrażenie robi zachowanie spółek energetycznych. Papiery Energi i Tauronu zniżkują od początku maja po 14–15 proc. Akcje wspomnianego PZU tracą ponad 10 proc. I czwartkowy wyskok o 1,6 proc. niewiele tu zmienia na lepsze. Na gorsze zmienia za to przekraczający w czwartek 3-proc. spadek kursu akcji PKO i perspektywa przełamania na tym walorze ważnego wsparcia, wiszącego na przysłowiowym włosku.

Inwestorom operującym w segmencie średnich firm strach zajrzał w oczy w minioną środę, gdy mWIG40 przełamał z hukiem 4500 punktów, tracąc prawie 2 proc. i zbliżając się do poziomów najniższych w tym roku. Wsparcie dla tego indeksu znajduje się jeszcze nieco niżej, ale trudno o wielki optymizm w kwestii jego testowania w najbliższej przyszłości. Fakt, że licząc od początku roku, przecenie w tym segmencie oparły się walory jedynie dziesięciu spółek, mówi sam za siebie. A do tego można dodać, że akcje 12 średniaków staniały w tym czasie o ponad 20 proc. (w tym sześciu o ponad 30 proc.). Można oczywiście w takich warunkach zastanawiać się nad wykorzystaniem tej mocnej przeceny, ale chętnych do kupowania jakoś nie widać. Papiery Dino, AmRestu i Kernela zachowują się bardzo dobrze, ale nie są w stanie indeksu mWIG40 utrzymać choćby w poziomie. Ruch pionowy skierowany jest zgodnie z prawem grawitacji, ale wbrew odczytom wskaźników makroekonomicznych naszej gospodarki.

W ten niezbyt optymistyczny krajobraz dobrze wpisuje się segment najmniejszych spółek. sWIG80 w miniony czwartek testował dołki z listopada ubiegłego roku. Pod koniec dnia byki wysiliły się na obronę tego wsparcia, ale trudno z tym wiązać wielkie nadzieje. Niepełny, czterosesyjny tygodniowy spadek, sięgający 1,6 proc., to szósta z rzędu i jednocześnie największa zniżka indeksu od początku lutego. Wykres wskaźnika wygląda fatalnie, ale porównanie skali spadku od kwietniowego szczytu (17 proc.) stawia go niemal na równi ze zniżkującym od końca stycznia indeksem największych firm (16 proc.). Co ciekawe, notowania aż 40 proc. spółek wchodzących w skład sWIG80 są od początku roku na plusie. W przypadku mWIG40 odsetek ten wynosi 25 proc., a dla WIG20 zaledwie 15 proc., czyli trzy spółki (CD Projekt, LPP i Cyfrowy Polsat). Gwiazdami w segmencie maluchów są papiery PlayWay (wzrost o 172 proc.) i 11bit studios (zwyżka o 148 proc.).

Parkiet PLUS
Dlaczego Tesla wyraźnie odstaje od reszty wspaniałej siódemki?
Parkiet PLUS
Straszyły PRS-y, teraz straszą REIT-y
Parkiet PLUS
Cyfrowy Polsat ma przed sobą rok największych inwestycji w 5G i OZE
Parkiet PLUS
Co oznacza powrót obaw o inflację dla inwestorów z rynku obligacji
Parkiet PLUS
Gwóźdź do trumny banków Czarneckiego?
Parkiet PLUS
Sześć lat po GetBacku i wiele niewiadomych