Alan Houmann: Niepewność jest zła, ale twardy brexit byłby jeszcze gorszy

WYWIAD | ALAN HOUMANN, z dyrektorem zarządzającym Citigroup w departamencie kontaktów z rządami i instytucjami samorządowymi w Europie, Afryce i na Bliskim Wschodzie rozmawia Grzegorz Siemionczyk

Publikacja: 19.05.2019 07:00

Alan Houmann

Alan Houmann

Foto: materiały prasowe

Na początku kwietnia Rada Europejska odsunęła termin brexitu z 12 kwietnia na 31 października. Zastanawiam się, czy to aby na pewno dobra wiadomość. Może z gospodarczego punktu widzenia lepszy byłby tzw. twardy brexit dziś niż kolejne pół roku niepewności?

Niepewność niewątpliwie niesie ze sobą koszty gospodarcze, ale koszty wystąpienia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej bez żadnej umowy byłyby o wiele większe. Cieszę się więc, że do tego nie doszło. Oczywiście byliśmy przygotowani na twardy brexit, który był realnym zagrożeniem jeszcze kilka dni przed wyznaczeniem nowego terminu. Ale patrząc z perspektywy całej brytyjskiej gospodarki, odroczenie terminu jest lepsze niż brexit bez umowy.

Niepewność co do tego, jak będzie wyglądało życie po brexicie, utrzymuje się już od ponad dwóch lat i nie miała dotąd tak katastrofalnego wpływu na brytyjską gospodarkę, jak można się było obawiać. Może koszty samego brexitu też są dziś wyolbrzymiane? Inaczej mówiąc, czy z tego, jakie są gospodarcze skutki niepewności, można wyciągać jakiekolwiek wnioski dotyczące skutków secesji Wielkiej Brytanii?

Wciąż niewiele wiemy na temat konsekwencji wyjścia z UE. Jesteśmy skazani na szacunki oparte na modelach, których wyniki zależą od przyjętych założeń co do scenariusza, który się zrealizuje. A nawet twardy brexit może być początkiem kilku różnych scenariuszy. Proszę też zwrócić uwagę na to, że niepewność, jakkolwiek tłumi inwestycje, to jednocześnie skłania zarówno firmy, jak i gospodarstwa domowe do gromadzenia zapasów. Związany z tym dodatkowy popyt łagodzi wpływ niepewności na gospodarkę. Ale po brexicie zapasy będą redukowane i choćby z tego powodu popyt osłabnie. Przy tym akurat twardy brexit wcale nie stłumiłby niepewności, bo wciąż niejasna byłaby przyszłość stosunków Wielkiej Brytanii z UE. Komisja Europejska wyraźnie dała do zrozumienia, że negocjacje na ten temat będą możliwe dopiero po podpisaniu umowy dotyczącej wyjścia Wielkiej Brytanii z UE.

Ale odsunięcie terminu brexitu wcale nie oznacza, że twarde wyjście już Wielkiej Brytanii nie grozi.

To prawda. Ja za centralny scenariusz uważam ciągle rozstanie za porozumieniem stron. Problem w tym, że prawdopodobieństwo realizacji któregoś z alternatywnych scenariuszy – tzn. twardego brexitu albo ponownego referendum, w wyniku którego Wielka Brytania pozostanie w UE – rośnie. A to są biegunowo różne scenariusze.

Skoro przyszłość jest wciąż bardzo niepewna, przejdźmy do sfery życzeń. Jaka byłaby pańskim zdaniem najlepsza formuła wyjścia Wielkiej Brytanii z UE?

Nie ma takiej formuły, która zadowoliłaby wszystkie branże i sektory. Kluczowe jest w mojej ocenie to, aby umowa w sprawie brexitu, niezależnie od kształtu, zawierała zapisy przejściowe. Chodzi o to, żeby przedsiębiorcy mieli czas na dostosowanie się do nowych zasad współpracy z UE. Obecne uzgodnienia między Londynem a Brukselą zakładają, że ten okres przejściowy potrwa do końca 2020 r. Odsuwanie terminu brexitu skraca więc ten okres. Dobrze byłoby, aby został wydłużony.

Powiedział pan wcześniej, że macie w Citi plan awaryjny na każdy możliwy scenariusz. Jaki jest plan na wypadek twardego brexitu?

Bankowość to branża, którą obowiązuje bardzo wiele regulacji. Nadzorcy finansowi wymagają od nas tworzenia planów na najgorsze możliwe scenariusze, np. dotyczące rozwoju sytuacji na rynkach finansowych. Przygotowanie takiego planu także na wypadek twardego brexitu nie było więc dla nas niczym nadzwyczajnym. W przypadku tradycyjnej działalności bankowej naszym centrum w UE już od lat jest Dublin. Nasz bank w Dublinie, który podlega nadzorowi Europejskiego Banku Centralnego, ma obecnie oddziały w 22 krajach Unii. Po referendum w sprawie brexitu został on nieco wzmocniony. Z kolei w przypadku bankowości inwestycyjnej naszym europejskim hubem faktycznie był Londyn. Teraz mamy też firmę inwestycyjną we Frankfurcie. Podlega ona nadzorowi BaFin.

Ile osób musieliście lub będziecie musieli zwolnić w Londynie?

Raczej zwiększamy zatrudnienie we Frankfurcie i Dublinie, niż zmniejszamy w Londynie. Proszę też pamiętać, że Londyn pozostaje naszym hubem na Europę, z wyłączeniem UE, a także Bliski Wschód i Afrykę.

Bezpośrednio po referendum w sprawie brexitu dużo mówiło się o tym, że Londyn jako centrum finansowe straci na znaczeniu, że wiele instytucji wycofa się stamtąd całkowicie. Czy ten proces już widać?

Na razie wszyscy są skupieni na tym, co się stanie po przekroczeniu krawędzi klifu. Czy i w jakim zakresie da się kontynuować działalność w Londynie bezpośrednio po wyjściu Wielkiej Brytanii z UE. Na to, jak już mówiłem, jesteśmy przygotowani. Dalsza przyszłość jest osobną kwestią. Obecnie nie sposób odpowiedzieć na pytanie o to, jak zmieni się krajobraz City. To będzie zależało od tego, jak będą się zachowywali klienci instytucji finansowych, jak będą się zmieniały regulacje na Wyspach i w UE, jaka będzie koniunktura w brytyjskiej gospodarce itp.

Może z perspektywy brytyjskiej gospodarki wcale nie byłoby źle, gdyby sektor finansowy nieco się skurczył? Po kryzysie finansowym sprzed dekady wiele było głosów, że na Wyspach doszło do hipertrofii tego sektora.

Faktycznie sporo się o tym od kryzysu mówi. Ale nie mam przekonania, czy da się ustalić, jaki jest optymalny udział sektora finansowego w tworzeniu PKB. Czy 12 proc., jak na Wyspach, to za dużo? Nawet jeśli ktoś tak uważa, to równowagę w gospodarce należy przywracać poprzez ekspansję innych sektorów. Zamiast odchudzać sektor finansowy, co początkowo prowadziłoby do spadku PKB, lepiej sprawić, aby to inne sektory szybciej rosły. Rolą polityki gospodarczej nie jest destrukcja bogactwa, tylko stwarzanie warunków do jego tworzenia.

Przed i po referendum w sprawie brexitu wyraźnie osłabił się funt brytyjski. Początkowo podwyższyło to inflację, co z kolei tłumiło wzrost konsumpcji. Czy widać pozytywny wpływ deprecjacji waluty na brytyjski eksport?

Ten efekt nie był tak silny, jak można było oczekiwać. Problem w tym, że osłabienie waluty zmienia ceny w całym łańcuchu dostaw. Wiele firm eksportowych jednocześnie importuje komponenty, surowce itp., które wskutek osłabienia funta podrożały.

CV

Alan Houmann jest dyrektorem zarządzającym w Citigroup w departamencie kontaktów z rządami i instytucjami samorządowymi w Europie, Afryce i na Bliskim Wschodzie. Z amerykańską grupą bankową związany jest od 2007 r. W przeszłości pracował m.in. jako doradca w Komitecie Europejskich Nadzorców Bankowych (CEBS), w brytyjskim Urzędzie Nadzoru Usług Finansowych (FSA) oraz w Komisji Europejskiej. Był także ekonomistą w brytyjskim Departamencie Skarbu.

Parkiet PLUS
Dlaczego Tesla wyraźnie odstaje od reszty wspaniałej siódemki?
Parkiet PLUS
Straszyły PRS-y, teraz straszą REIT-y
Parkiet PLUS
Cyfrowy Polsat ma przed sobą rok największych inwestycji w 5G i OZE
Parkiet PLUS
Co oznacza powrót obaw o inflację dla inwestorów z rynku obligacji
Parkiet PLUS
Gwóźdź do trumny banków Czarneckiego?
Parkiet PLUS
Sześć lat po GetBacku i wiele niewiadomych