W pierwszej połowie tygodnia na chińskim parkiecie było wręcz fatalnie, mimo dobrych danych z chińskiej gospodarki. Shanghai Composite kontynuował silną sekwencję spadkową, przełamując z impetem 3100 pkt i docierając chwilowo do poziomu najniższego od maja ubiegłego roku. Czwartek przyniósł wzrostowe odreagowanie, ale niepewność pozostała i pewnie będzie straszyła inwestorów w najbliższych dniach, tym bardziej że powodów do obaw nie brakuje.
Ropa rozpędza się do setki
Na rynku ropy naftowej robi się coraz bardziej gorąco. W drugim tygodniu kwietnia silną zwyżkę notowań napędzały głównie niepokoje geopolityczne. W ostatnich dniach doszły do tego wyraźne impulsy o charakterze fundamentalnym. W minioną środę opublikowany został tygodniowy raport Departamentu Energii, który wskazał na nadspodziewanie wysoki spadek zapasów benzyny i destylatów w Stanach Zjednoczonych.
Znacznie ważniejsze jednak okazały się doniesienia o tym, że Arabia Saudyjska byłaby zadowolona, gdyby ceny surowca sięgały od 80 do 100 dol. za baryłkę, z czego można wnioskować, że będzie do tego celu dążyła, forsując kolejne limity wydobycia. Oczywiście do wspomnianej setki notowaniom jeszcze bardzo daleko i na razie można powątpiewać, czy taki scenariusz jest realny i w jakiej perspektywie.
Niemniej jednak wzrost był kontynuowany, choć po środowym skoku o prawie 3 proc. czwartek przyniósł niewielką korektę w przypadku WTI. Jej cena, chwilami przekraczająca 69,5 dol., utrzymała się ostatecznie powyżej 68 dol. za baryłkę. To poziom najwyższy od końca 2014 r., a więc od ponad trzech lat. Notowania surowca typu Brent docierały chwilami do niemal 75 dol. Tym samym w horyzoncie ostatnich 12 miesięcy zwyżka cen sięga od 34 proc. (WTI) do 39 proc. (Brent), a od dołka z połowy ubiegłego roku przekracza 60 proc.
Patrząc na te liczby z nieco szerszej perspektywy, nie sposób przejść obojętnie wobec dwóch kwestii. Po pierwsze, jak wysokie ceny ropy wpłyną na globalną gospodarkę, a po drugie, czy wzmocnią impuls inflacyjny, skłaniając jednocześnie do działania główne banki centralne. Trudno ocenić, czy widoczne już sygnały spowolnienia w sporej części gospodarek rozwiniętych to efekt drożejącej ropy, ale przy tak dużej skali zwyżki i czasie jej trwania można jakiegoś wpływu się doszukać. Z pewnością utrzymujące się na wysokim poziomie ceny ropy nie pomogą w warunkach prawdopodobnego cyklicznego ochłodzenia koniunktury.
Na razie nie widać przełożenia notowań ropy na inflację, która poza Stanami Zjednoczonymi pozostaje na niskim poziomie. W razie jej wzrostu i jednoczesnego spowolnienia dynamiki w gospodarce główne banki centralne nie będą raczej miały problemu z powstrzymaniem się przed zaostrzaniem polityki pieniężnej (EBC) lub wyhamowaniem cyklu podwyżek stóp (Fed). W kontekście niskiej inflacji i rosnących kosztów jest też problem marż i zysków firm, tym bardziej że notowania ropy nie są jedynym czynnikiem mogącym wpływać na te parametry. Choć dotąd dostrzega się głównie tendencję rosnących płac, to surowce coraz wyraźniej dokładają do tego swoją cegiełkę.