Zagraniczne spółki dobrze wypadły nie tylko w pandemicznym roku

Notowane na GPW spółki spoza Polski, które były odpowiednio płynne, w ostatnich 12 miesiącach wyraźnie pokonały szeroki rynek. Sporo z nich dało zarobić także przez trzy lata.

Publikacja: 14.03.2021 06:00

Zagraniczne spółki dobrze wypadły nie tylko w pandemicznym roku

Foto: Fotorzepa, Grzegorz Psujek

Wprawdzie zagranicznych spółek na GPW jest obecnie tylko 51 spośród wszystkich 433 notowanych na głównym rynku, ale od paru lat odpowiadają one za połowę jego kapitalizacji wynoszącej teraz 1,14 bln zł. UniCredit przygotowuje się do opuszczenia GPW (jest tu notowany od 2007 r. na zasadzie dual listingu), co może spowodować, że łączna kapitalizacja naszej giełdy stopnieje o ponad 8 proc. Włoski gigant finansowy to znana marka, ale czy dał polskim inwestorom szanse na zarobek? Przyjrzeliśmy się tym spółkom z zagranicy, które są odpowiednio płynne.

Obroty bolączką

Już ten warunek mocno ogranicza pulę zagranicznych firm z GPW, którymi warto się zainteresować (wzięliśmy pod uwagę tylko te, które faktycznie pochodzą z zagranicy i tam prowadzą większość swojego biznesu). W przypadku sześciu spółek w całym 2020 r. nie zawarto żadnej transakcji, co wynika m.in. z zawieszenia przez GPW handlu, dotyczy to takich firm jak ukraińskie KDM Shipping i Sadovaya, chińskich Fenghua, JJ Auto i Peixin oraz węgierskiego E-Stara. Kolejna grupa to spółki, których średnie obroty na jedną sesję w 2020 r. były śladowe (Talanx i Auga, gdzie jednego dnia handlowano akcjami wartymi ledwie po paręset złotych). Nieco lepiej było w przypadku Euroholdu i Sleepz (po około 1 tys. zł na sesję), ale to wciąż za mało na bezpieczne handlowanie. Dwa razy większe obroty były w przypadku Silvano i City Services. W przedziale obrotów 3 tys. – 15 tys. zł na sesję znalazło się osiem spółek, siedem zaś w zakresie od 15 tys. do 75 tys. zł. Górny pułap tego drugiego zakresu to już odpowiednio duże obroty do płynnego handlu, nawet dla zamożniejszych inwestorów indywidualnych (zakładając, że nie wkładają wszystkich jaj do jednego koszyka). Średnie obroty powyżej 100 tys. zł na sesję były w 2020 r. w przypadku 14 firm.

Od paru lat w czołówce zagranicznych emitentów pod względem płynności i wielkości obrotów są AmRest i Kernel, zaliczane do mWIG40 i wyceniane odpowiednio na 7,3 mld zł i 4,7 mld zł. Podobnie było w 2020 r., gdy średnia wartość obrotów ich akcjami na sesję wyniosła 7,8 mln zł i 2,2 mln zł. Dla porównania tacy giganci finansowi jak hiszpański Santander i włoski UniCredit wyceniani są na odpowiednio 233 mld zł i 94 mld zł i w ich przypadku średnie obroty na sesję wyniosły 269 tys. i 105 tys. zł. To już wystarczające poziomy dla inwestorów indywidualnych i w tym zakresie nastąpiła spora poprawa, bo w poprzednich latach walorami Santandera i UniCreditu na GPW handlowano znacznie mniej (ledwie po parę tys. zł na sesję).

Dla AmRestu i Kernela nasza giełda jest macierzystą, podobnie jak dla GTC czy Asbisu (ich wycena to odpowiednio 3,3 mld zł i 640 mln zł). Podobnie jest z ukraińskimi spółkami m.in. Astartą (1 mld zł) czy IMC (680 mln zł). Z kolei Santander i UniCredit notowane są na zasadzie dual listingu. Podobnie jak te banki notowane są: czeski koncern energetyczny CEZ (kapitalizacja 59 mld zł), węgierski petrochemiczny MOL (23 mld zł), słoweńska grupa farmaceutyczna KRKA (14 mld zł) czy brytyjska firma pożyczkowa Provident (1,3 mld zł). Wszystkie te spółki miały w 2020 r. średnie obroty na sesję przekraczające 100 tys. zł. Dużą popularnością wśród inwestorów cieszą się też mniejsze pod względem kapitalizacji firmy, takie jak: Prairie Mining, Agroton, Inter RAO czy KSG Agro.

Niska płynność to efekt m.in. niewielkiego free floatu, małej skali działania i kapitalizacji wielu spółek zagranicznych. Do tego dochodzi niskie pokrycie analityczne i niewielka liczba raportów na temat takich firm. Poza tym problemem dla inwestorów indywidualnych może być bariera językowa i fakt, że firmy te działają na zagranicznych rynkach, mniej znanych. Są przez to trudniejsze w monitorowaniu. Niższe zainteresowanie wynika też z relatywnie niewielkiej atrakcyjności branż, w których działają zagraniczne firmy z GPW. Dlatego polscy inwestorzy decydując się już na podjęcie ryzyka inwestycji w firmę działającą poza naszym krajem wolą już postawić na czołowe rynki rozwinięte, takie jak amerykański i niemiecki, gdzie jest więcej dużych, płynnych, rozpoznawalnych i szczegółowo analizowanych spółek z najbardziej popularnych i wiodących branż.

Duże zyski, ale i większe ryzyko

Średnia stopa zwrotu z akcji 20 najbardziej płynnych zagranicznych firm na GPW wyniosła za ostatnie 12 miesięcy aż 165 proc. w porównaniu do prawie 60-proc. zwyżki WIG. Na plusie było 18 firm, wyjątek stanowiły GTC i Provident, które straciły odpowiednio prawie 10 proc. i 19 proc. To nie dziwi, biorąc pod uwagę trudny czas dla branży finansowej i nieruchomości biurowych. Jednak biorąc pod uwagę trzyletnią stopę zwrotu, wyniki zagranicznych firm nie są już tak imponujące: średnio dały zarobić 39 proc., choć i tak wyraźnie pokonały WIG, który stracił prawie 5 proc. Na plusie było 10 firm, kolejne 10 zanotowało stratę. Osiągnięcia firm były bardzo zróżnicowane, co nie dziwi biorąc pod uwagę różne branże i regiony, w których działają.

W ujęciu rocznym najlepiej wypadły głównie mniejsze spółki: Coal Energy (zyskał 700 proc.), Asbis (650 proc.), KSG Agro (390 proc.), Astarta (320 proc.), Serinus (190 proc.), Ronson (180 proc.) czy Agroton (160 proc.). Większość z tych firm dała zarobić także przez trzy lata z wyjątkiem Astarty i Serinusa. W tym ujęciu najlepiej wypadli Asbis (410 proc.), Iner RAO (150 proc.), KRKA i KSG Agro (po 120 proc.). Najgorzej Silvair i Prairie Mining (stracili po około 65 proc.) oraz przedstawiciele branży finansowej, czyli Santander (-42 proc.), UniCredit (-39 proc.) i (Provident (-30 proc.).

Stopy zwrotu mogą zachęcać, jednak inwestowanie w spółki zagraniczne wiąże się z większym ryzykiem, a najważniejszym może być działanie w innym porządku prawnym (odpowiednim do miejsca zarejestrowania spółki). Przekonali się o tym akcjonariusze notowanych niegdyś na GPW słoweńskiego banku Nova KBM i amerykańskiego producenta alkoholi CEDC. Akcje tych spółek umorzono odpowiednio pod koniec i w połowie 2013 r., mimo że polskie prawo nie przewidywało takiej procedury. Pozwalały na to jednak przepisy krajów, z których pochodziły. Jeśli większość przychodów zagraniczna firma czerpie spoza polskiego rynku, zmiana lokalnych przepisów może istotnie wpłynąć na działalność spółki i nie zostać od razu wychwycona przez polskich inwestorów. Dodatkowo firmy zagraniczne raportują w innej walucie niż złoty, więc polski inwestor, kupując akcje takiej firmy, otwiera także pozycję walutową (osłabienie złotego zwiększa ewentualną stopę zwrotu).

– Przy wyborze spółek zagranicznych w pierwszym ruchu kierowałbym się kryterium płynności, co zawęża możliwości inwestycyjne. Z pozycji mocno ryzykownych wydaje się, że ciekawy pozostaje AmRest, gdzie w dalszym ciągu może się toczyć gra pod zdjęcie restrykcji w funkcjonowaniu restauracji, co nawet pomimo ostatniego wzrostu może wesprzeć notowania spółki. Unikałbym jednak okresów raportowych, gdyż bieżące dane raczej nie napawają optymizmem, spadki po wynikach mogą być traktowane jako okazja do kupna – uważa Kamil Hajdamowicz, zarządzający w Vienna Life.

Jego zdaniem ciekawą pozycja może być Asbis, dystrybutor produktów z branży informatycznej, który znajduje się w silnym trendzie wzrostowym. – Patrząc na ostatnie dane o dynamice wzrostu przychodów, co potwierdzają aktualne rekomendacje, przestrzeń do wzrostu w dalszym ciągu istnieje, ale warto być w tym miejscu świadomym ryzyka korekty, która może nastąpić po drodze – zaznacza. Ocenia, że spośród spółek z naszego regionu ciekawie wygląda CEZ, który z uwagi na swoją niską emisyjność CO2 może być traktowany jako alternatywa dla krajowych spółek, które są na początku drogi do transformacji energetycznej. Ponadto w odróżnieniu od polskich firm energetycznych CEZ pozostaje stabilną spółką dywidendową.

– Dodatkowo w naszym regionie pomimo ostatnich zwyżek ciekawie wyglądają perspektywy producentów żywności. Z uwagi na obecne trendy na soft commodities, w dalszym ciągu widzę pewną przestrzeń do wzrostu kursów takich spółek jak Astarta, czy Kernel – mówi Hajdamowicz. W lutym analitycy BM mBanku podwyższyli rekomendację dla Kernela, ukraińskiego producenta oleju słonecznikowego i zbóż, dzięki wysokim wolumenom i perspektywie dobrych wyników.

– Na koniec postawiłbym na spółkę KRKA, która znajduje się w długoterminowym trendzie wzrostowym i również może być dobrą pozycją do dywidendowego portfela – mówi Hajdamowicz.

Zagranicznych firm na GPW już nie przybywa

Biorąc pod uwagę liczbę zagranicznych spółek na GPW na koniec danego roku, rekordowy był 2015, gdy było ich 54 (teraz jest 51). Największy przyrost nastąpił w latach 2009–2013, z 25 do 47. Przyczyniły się do tego m.in. debiuty spółek z Ukrainy. Jednak już od dawna nie było wejścia na warszawską giełdę „prawdziwej" firmy z zagranicy, tzn. takiej, która nie tylko zarejestrowana jest poza Polską, ale przede wszystkim prowadzi tam większość działalności. W tym roku wprawdzie na GPW zadebiutował holenderski Photon Energy, działający głównie w Europie Środkowej, ale były to przenosiny z NewConnect. Jesienią 2020 r. zadebiutowało zarejestrowane w Luksemburgu Allegro, ale zdecydowaną większość biznesu spółka wywodząca się z Poznania prowadzi w Polsce. Ostatnim prawdziwym zagranicznym debiutem był Novaturas (marzec 2018 r.), touroperator działający w krajach bałtyckich. MR

Parkiet PLUS
Dlaczego Tesla wyraźnie odstaje od reszty wspaniałej siódemki?
Parkiet PLUS
Straszyły PRS-y, teraz straszą REIT-y
Parkiet PLUS
Cyfrowy Polsat ma przed sobą rok największych inwestycji w 5G i OZE
Parkiet PLUS
Co oznacza powrót obaw o inflację dla inwestorów z rynku obligacji
Parkiet PLUS
Gwóźdź do trumny banków Czarneckiego?
Parkiet PLUS
Sześć lat po GetBacku i wiele niewiadomych