David Beckham i policjanci z Miami

Były znakomity piłkarz wielu sławnych klubów zadebiutuje w roli właściciela. Jego klub zagra w amerykańskiej MLS. Czy odniesie sukces?

Aktualizacja: 03.03.2018 11:01 Publikacja: 03.03.2018 10:59

Gratulacjom i życzeniom z okazji powstania klubu w Miami nie było końca. Wstępne zainteresowanie grą wyraził sam Leo Messi. – Może za kilka lat zadzwonisz? – pyta Beckhama najlepszy piłkarz świata w nagranym specjalnie na tę okazję filmiku. Raczej nie należy tego traktować w kategoriach żartu. Brazylijczyk Neymar ograniczył się do gratulacji. Podobnie jak sportowcy Serena Williams i Usain Bolt oraz celebryci, jak Will Smith i Jay-Z. Zapewne Beckham nie musiał ich długo prosić o nagrania, to jego dobrzy znajomi. Nic dziwnego, że dziennikarzowi z nieodległego Orlando impreza skojarzyła się z rozdaniem Złotych Globów. Ale droga do celu nie była wyłożona czerwonym dywanem.

Drużyna numer 25

– To była długa podróż. Miałem momenty zwątpienia, kiedy myślałem, że to się nie uda, że nie dam rady. Ale się nie poddałem – opowiadał, jak na prawdziwego sportowca przystało, główny bohater wieczoru. I dopiął swego. W Miami powstanie 25. drużyna piłkarska ligi MLS (Major League Soccer – zawodowa liga piłki nożnej w Stanach). Prawdopodobnie dołączy do rozgrywek w 2020 roku. Beckham, choć sławny i bogaty, sam nie dałby rady, ma całą grupę partnerów do tego biznesu. Wszyscy mają pieniądze, a część z nich także sportowe doświadczenia. To biznesmeni Jorge i Jose Mas, właściciele MasTec, szef Sprint Corporation Marcelo Claure, angielski producent muzyczny Simon Fuller, założyciel japońskiego SoftBanku Masayoshi Son oraz były właściciel Los Angeles Galaxy oraz klubów sportowych z Toronto Tim Leiweke.

Operacja polegająca na dołączaniu klubu z Miami do MLS trwała długo i można było zwątpić w jej powodzenie. Pierwsze wiadomości w tej sprawie obiegły świat już cztery lata temu. Decyzja Davida Beckhama była częścią lukratywnego kontraktu, jaki podpisał po przybyciu do Los Angeles. W umowie znalazła się klauzula mówiąca o tym, że jeżeli założy klub, to przystąpienie do ligi będzie go kosztowało 25 milionów dolarów zamiast zwyczajowych 150 milionów. W 2014 roku ogłosił, że skorzysta z tej opcji. Na konferencji prasowej nie ukrywał radości: – To jest ekscytujący moment dla mnie, mojej rodziny, moich przyjaciół i partnerów biznesowych. A komisarz ligi Don Garber wydawał się równie podekscytowany, podkreślając, jak wielki wpływ na rozwój soccera w Stanach miał angielski piłkarz. Padło już wówczas drażliwe pytanie o stadion, które zresztą okazało się złą wróżbą. Potem entuzjazmu było coraz mniej, a coraz więcej problemów. Garber przyznał, że poszerzanie ligi o klub z Miami było najbardziej skomplikowanym procesem, w jakim uczestniczył, a Beckham – że był bliski rezygnacji. Natomiast piłkarz zarzeka się, że ani przez moment nie rozważał innego miasta.

Przedsiębiorstwo rodzinne

Beckham, jak Midas, czego się dotknie, zamienia w złoto. Amerykańskie media zastanawiały się swego czasu, jak łatwo podbił Stany. Ale opowieść o podbojach Anglika należałoby rozpocząć dużo wcześniej. To przecież historia chłopca urodzonego w niezamożnej londyńskiej rodzinie, który stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych ludzi na świecie, ikoną świata sportu, mody i popkultury, idolem młodych ludzi, o którego biją się sponsorzy, skłonni płacić każde pieniądze za promowanie ich marki. Tak robią między innymi Adidas, Pepsi i H&M. Poza tym jest ambasadorem UNICEF-u, dużo mówi o pomocy najbiedniejszym i nie tylko mówi. Ostatnia wiadomość: Beckham został zaatakowany przez 10 tysięcy komarów. Chodzi o jego udział w kampanii na rzecz walki z malarią. Victorię, wtedy wokalistkę popularnego zespołu Spice Girls, poznał w 1997 roku. Żona prowadzi własny biznes, jest projektantką mody, chociaż ostatnio angielskie tabloidy notowały z satysfakcją, ile straciła. Wartość ich majątku szacuje się na kilkaset milionów dolarów. Występują znaczne rozbieżności, zależy kto liczy, ale wszyscy się zgadzają, że rodzina Beckhamów ma więcej niż królowa brytyjska. Mają czwórkę dzieci. Najstarszy Brooklyn ma 18 lat, wygląda jak milion dolarów, pojawia się na okładce magazynu „Vogue" i w reklamach Burberry. To dochodowe przedsiębiorstwo rodzinne.

Beckham-piłkarz grał w najlepszych klubach, jak Manchester United, Real Madryt, Los Angeles Galaxy, AC Milan i Paris Saint Germain. Wszędzie odnosił sukcesy, wygrywał rozgrywki ligowe, triumfował też w prestiżowej Lidze Mistrzów. Był znakomitym piłkarzem, ale – to nie jest odkrycie – było paru lepszych. Natomiast nikt nie pokierował tak doskonale swoją karierą po zakończeniu boiskowej przygody. Łączył idealnie cechy, które na pozór do siebie nie przystawały. Zawsze pokazywał nieustępliwą walkę, był kapitanem dumnych Anglików. Chyba każdy pamięta, jak dostał czerwoną kartkę, gdy kopnął Diego Simeone, słynącego z ostrej gry argentyńskiego piłkarza (dzisiaj trenera Atletico Madryt). Wypruwał żyły na boisku, więc kochali go kibice. Poza boiskiem pieczołowicie dbał o wygląd, więc uznano go za modelowy przykład faceta metroseksualnego. Podobał się kobietom i gejom, z czym nie miał żadnego problemu. A przy tym wszystkim zawsze podkreślał przywiązanie do rodziny, które widać nawet w jego tatuażach, poświęconych najbliższym osobom. Wszyscy, którzy mieli z nim kontakt – czy to byli trenerzy, czy fotografowie – chwalili jego etykę pracy, pewność siebie i podkreślali, że zawsze wiedział, czego chce.

Smutny los Fusion

Ale w Miami nie czeka go sielanka, niewykluczone, że najtrudniejsze dopiero przed nim. Był już w mieście zespół grający w MLS – Miami Fusion. Przygoda z elitą trwała tylko przez cztery sezony, a przecież powstaniu tamtej organizacji też towarzyszył entuzjazm. Właścicielem drużyny, która grała na pierwszym w MLS typowo piłkarskim stadionie, był Ken Horovitz, a gwiazdą kolumbijski piłkarz Carlos Valderrama. Początki wydawały się obiecujące. Były to miłe złego początki. Frekwencja szybko spadała. Z 20 tysięcy kibiców obecnych na pierwszych meczach wkrótce została połowa. MLS, która w tamtym czasie liczyła straty, a nie zyski, zdecydowała o zakończeniu współpracy z klubem z Miami – liga została pomniejszona z 12 drużyn do 10. Angielski „Guardian" słusznie zauważa, że piłka nożna w Stanach jest teraz w zupełnie innym miejscu niż wówczas. Wtedy zastanawiano się, czy przetrwa, a dzisiaj kolejne miasta biją się, by do niej dołączyć. Ale Horovitz zwracał też uwagę na trudności, z którymi będzie się musiał mierzyć każdy właściciel klubu sportowego w mieście. Wielu mieszkańców nie pochodzi stąd i nie identyfikuje się z lokalnym zespołem. Ten problem nie zniknął. Sława Beckhama, może też innych piłkarzy, których pozyska, zapewne przyciągnie na stadion kibiców, ale czy zostaną z drużyną na dobre i złe? Można mieć wątpliwości.

Amerykańska przygoda Beckhama zaczęła się w 2007 roku. Jaki wpływ miał na rozwój soccera? Takie debaty już się w Stanach odbywały. Trudno o wymierną odpowiedź. Niewątpliwie przyczynił się do wzrostu popularności ligi, wzbudził zainteresowania mediów. Na trybunach pojawiali się Tom Cruise i Katie Holmes, Eva Longoria i Arnold Schwarzenegger, a na boiskach kolejne gwiazdy, jak Thierry Henry czy Robbie Keane. Czy wybraliby MLS, gdyby nie Beckham? Pewnie nie. Do ligi dołączały kolejne drużyny, powstawały kolejne stadiony piłkarskie. Wyszło na to, że nie rzucał słów na wiatr, kiedy na początku swojej piłkarskiej przygody w Los Angeles zapowiadał, że zrobi różnicę. – Chodzi o piłkę. Nie mówię, że moje przyjście sprawi, że to będzie sport numer 1 w Stanach. To będzie trudne. Baseball, koszykówka, futbol amerykański – są wszędzie. Ale nie robiłbym tego, gdybym nie wierzył, że zrobię różnicę – deklarował. Nie zawsze było lekko i przyjemnie – kiedy zdecydował się na wypożyczenie do AC Milan, mógł przeczytać na transparencie „Wracaj do domu, oszuście". Ale dzisiaj znowu jest kochany.

Pozostaje mnóstwo pytań bez odpowiedzi: nawet data debiutu w MLS nie jest przesądzona, klub nie ma nazwy ani barw. Drużyna ma grać na 25-tysięcznym stadionie, który ma kosztować między 200 a 300 milionów dolarów i powstać nakładem prywatnych środków. Beckham długo nie mógł się dogadać w tej sprawie z władzami i mieszkańcami Miami. Kto będzie grał w drużynie? Były podopieczny słynnego trenera Alexa Fergusona nie ukrywa, że liczy na znajomych piłkarzy, wspomniał, że już z kilkoma rozmawiał, nazwisk oczywiście nie ujawnił. Ale deklaruje też, że chce zbudować akademię piłkarską i rozwijać najmłodsze talenty i tym samym znowu, tym razem na innym polu, przyczynić się do rozwoju piłki nożnej w Stanach. Wśród najczęstszych propozycji nazwy wymienia się: Inter Miami, AC Miami, Atletico Miami, Miami Fusion, Miami United i Miami Vice. Ta ostatnia to nawiązanie do serialowego hitu lat 80. z Donem Johnsonem i Philipem Michaelem Thomasem, nadawanego w Polsce pod tytułem „Policjanci z Miami".

Autor jest dziennikarzem „Kroniki Beskidzkiej".

[email protected]

Parkiet PLUS
100 lat nie kończy historii złotego, ale zbliża się czas euro
Parkiet PLUS
Szukajmy spółek, ale też i inwestorów
Parkiet PLUS
Wynikowi prymusi sezonu raportów
Parkiet PLUS
Dobrze, że S&P 500 (trochę) się skorygował po euforycznym I kwartale
Parkiet PLUS
Złoty – waluta, która przetrwała największe kataklizmy
Parkiet PLUS
Dlaczego Tesla wyraźnie odstaje od reszty wspaniałej siódemki?