Twarde dno cyklu na GPW już za nami czy dopiero przed nami?

Giełda › WIG po cichu zdołał odrobić połowę strat względem szczytu sprzed roku. W wersji bardzo optymistycznej to już początek nowej fali hossy, która szybko wyniesie indeks na rekordowe poziomy. W wersji bardziej ostrożnej/realistycznej istnieje ciągle sporo czynników ryzyka, które mogą oddalić termin ukształtowania się ostatecznego cyklicznego twardego dna. Tomasz Hońdo, starszy analityk, Quercus TFI

Aktualizacja: 03.02.2019 17:12 Publikacja: 03.02.2019 17:06

Foto: GG Parkiet

Cofnijmy się pamięcią o trzy miesiące. Na przełomie października i listopada ub.r. sytuacja na GPW na pierwszy rzut oka była opłakana. WIG właśnie spadł o prawie 20 proc. od szczytu hossy i znalazł się najniżej od kilkunastu miesięcy. W popularnych mediach zaczęły się pojawiać nagłówki krzyczące „bessa!", a nasz autorski barometr potwierdzał silny strach na rynku.

W takim właśnie momencie opublikowaliśmy analizę („Tegoroczna fala spadkowa to powtórka z historii"), z której jasno wynikało, że WIG według historycznego wzorca powinien lada chwila ustanowić dołek, a następnie przeżyć solidne odreagowanie.

Tamta analiza okazała się trafna, bo WIG faktycznie ustanowił dno (26 października) i zaczął stopniowo odrabiać straty. Początek tego roku przyniósł kolejny etap tego trendu.

Analogia wciąż jest aktualna

Skoro tamte konkluzje okazały się tak trafne, to warto na nowo odwołać się do koncepcji, na podstawie której powstały. Była ona prosta – prawie 20-proc. spadek WIG wręcz zmuszał do porównania go z poprzednimi takimi falami zniżkowymi po 2009 r., czyli z lat 2015–2016 oraz 2011–2012. To właśnie z tego porównania płynął wniosek na temat potencjalnego dołka.

Jak diagnoza wygląda po odświeżeniu tego porównania? Jak widać, analogia najwyraźniej nie przestała być aktualna, bo ostatnia fala zwyżkowa na GPW niemal perfekcyjnie wpisuje się w historyczne wzorce. I tutaj pojawia się problem. Zachowanie WIG w trakcie omawianych dwóch historycznych przypadków sugeruje, że teraz czas na... krótkoterminową zadyszkę, a może nawet coś więcej – ruch w kierunku dołka!

Pocieszające jest to, że po zaliczeniu tego jeszcze jednego przypływu pesymizmu WIG wedle historycznego wzorca powinien ustanowić już ostateczne dno, stanowiące ostatnią okazję do powiększenia pozycji w akcjach przed nadejściem fali hossy, takiej jak w latach 2017 lub 2013.

Te rozważania na temat przysłowiowego twardego dna wpisują się w szerszą koncepcję, obejmującą nie tylko ostatnie dwa przypadki, ale całą historię GPW. Według spopularyzowanej przez Wojciecha Białka koncepcji cyklu Kitchina na przestrzeni tego roku powinien ukształtować się kolejny dołek tego cyklu (według naszych własnych obliczeń historyczne dołki były od siebie oddalone średnio o niecałe 42 miesiące). Warto tu podkreślić, że jeśli ta idea pozostaje aktualna – a ostatnie kilkanaście miesięcy raczej ją potwierdza, niż jej zaprzecza – to po wyjściu z takiego dołka WIG powinien wspiąć się docelowo na co najmniej kilkuletnie maksima, co w obecnym przypadku oznaczałoby... wyczekiwane od dawna nowe rekordy wszech czasów.

Dane makro sugerują ostrożność

I tutaj jednak można mieć wątpliwości, czy twarde dno na pewno jest już za nami, czy dopiero przed nami. W teorii wypada ono bowiem dopiero w okolicach sierpnia tego roku. I choć w praktyce rzeczywiste dołki potrafiły pojawiać się wcześniej, to jednak można mieć wątpliwości, czy z twardym dnem mieliśmy już do czynienia w trakcie kolejnej minibessy trwającej od stycznia 2018 r. (to by oznaczało wyjątkowo krótki czas oczekiwania na dno).

Pewna ostrożność jest również uzasadniona realiami makroekonomicznymi. W styczniu, mimo mocnego odreagowania na rynkach, otrzymaliśmy kolejną porcję informacji wskazujących na postępujące schłodzenie w gospodarkach. W USA doszło właśnie do załamania nastrojów konsumentów. Wskaźnik zaufania Conference Board zaczął gwałtownie osuwać się z poziomów bliskich historycznym rekordom. W Europie unijny Economic Sentiment Indicator (pol. wskaźnik nastrojów w biznesie) zawędrował jeszcze niżej – do 106,1 pkt, co jest poziomem najniższym od ponad dwóch lat.

Prześledzenie historycznych ścieżek tego typu wskaźników makro nie pozwala jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, czy wkrótce skończy się na chwilowej zadyszce, czy też może pogarszanie się nastrojów konsumentów i firm przerodzi się stopniowo w samospełniającą się przepowiednię, tak jak to było w latach 2008 czy 2001. Obecny król obligacji Jeffrey Gundlach określił ostatni sondaż Conference Board jako „najbardziej recesyjny sygnał".

Banki wciąż przykręcają kurek

Według naszej niedawnej analizy („Szczyt hossy przed recesyjną bessą najwcześniej za półtora roku?") brak odwrócenia krzywej rentowności obligacji w USA sugeruje, że nie mamy jeszcze do czynienia z recesyjną globalną bessą, ale jedynie z czymś w rodzaju tąpnięcia w końcowym etapie hossy w 1998 r. Niemniej jednak bez wątpienia postępuje spowolnienie w gospodarkach i nie ma pewności, czy ten proces jeszcze się nie nasili – nawet jeśli ostatecznie uda się uniknąć destruktywnej recesji.

Jakby tego było mało, w tle mamy ciągle przykręcanie kurka z pieniędzmi przez banki centralne. Mimo postrzeganego jako przełomowe złagodzenia retoryki dotyczącej podwyżek stóp procentowych Fed kontynuuje tzw. normalizację bilansu, która przez niektórych zwana jest bardziej dosadnie „ilościowym zacieśnianiem" (QT), czyli odwrotnością QE. Na styczniowym posiedzeniu Fed dał do zrozumienia, że QT dobiegnie końca znacznie wcześniej, niż jeszcze niedawno się spodziewano, choć według ekonomistów raczej dopiero pod koniec roku. Jednocześnie zakończyło się QE w strefie euro. Jeśli rację mają ci stratedzy rynkowi, według których ograniczanie płynności przez banki centralne miało znaczny wpływ na zawieruchę na giełdach w ostatnich kilkunastu miesiącach, to ten czynnik ciągle jeszcze nie zanikł.

KONKLUZJE

- WIG po wyjściu z kolejnego dołka cyklu Kitchina powinien stopniowo wspiąć się na nowe maksima – tak bowiem było w każdej bez wyjątku wzrostowej fazie tego cyklu.

- W scenariuszu hurraoptymistycznym dołek cyklu Kitchina jest już za nami i styczniowa zwyżka to początek nowej fali hossy.

- W scenariuszu bardziej ostrożnym (do którego się przychyla autor) możliwy jest powrót indeksów do dołków/przetestowanie ich ze względu na: (a) ciągle dość odległy teoretyczny termin dołka cyklu (VIII 2019), (b) komplikujące się otoczenie makroekonomiczne oraz (c) ciągle niesprzyjającą politykę banków centralnych (QT w USA).

- W scenariuszu pesymistycznym załamanie nastrojów amerykańskich konsumentów przybliża recesję – w takim przypadku dołek cyklu Kitchina musiałby być położony zdecydowanie niżej, niż wynikałoby z analogii z latami 2011–2012 lub 2015–2016.

- Co w praktyce implikują te rozważania? Zdaniem autora – część portfela już w akcjach, a jednocześnie pozostawienie odpowiedniej porcji gotówki na ewentualne bardziej okazyjne zakupy.

Artykuł wyraża opinie autora i nie stanowi oficjalnej rekomendacji Quercus TFI.

Parkiet PLUS
Dlaczego Tesla wyraźnie odstaje od reszty wspaniałej siódemki?
Parkiet PLUS
Straszyły PRS-y, teraz straszą REIT-y
Parkiet PLUS
Cyfrowy Polsat ma przed sobą rok największych inwestycji w 5G i OZE
Parkiet PLUS
Co oznacza powrót obaw o inflację dla inwestorów z rynku obligacji
Parkiet PLUS
Gwóźdź do trumny banków Czarneckiego?
Parkiet PLUS
Sześć lat po GetBacku i wiele niewiadomych