Wojciech Faszczewski, prezes Pepees: Polska skrobia podbija wszystkie kontynenty

WYWIAD | Wojciech Faszczewski z prezesem Pepees rozmawia Aleksandra Ptak

Publikacja: 21.01.2018 12:00

Co pan myśli o nadchodzącym wezwaniu na akcje?

Jednym z głównych udziałowców są panowie Skotniccy, zgłosili wezwanie do 66 proc. akcji i nie dziwię się, że chcą zwiększyć udział. Jak podejdzie do tego rynek, trudno powiedzieć. Zgodnie z przepisami w najbliższych dniach opublikujemy opinię zarządu na temat tej oferty. Niedawno mieliśmy wezwanie za 73 gr za jedną akcję ze strony Saturn TFI, wtedy zarząd wydał opinię, że cena nie jest godziwa.

Skąd to zainteresowanie spółką? Czym się ona dokładnie zajmuje?

Jesteśmy jedną z kilku spółek produkujących skrobię w Polsce, ale jedyną z tej branży na giełdzie. Zajmujemy się przerobem ziemniaków skrobiowych. Główny zakład w Łomży powstał ponad 50 lat temu. Dodatkowo produkujemy jeszcze susze ziemniaczane, czyli płatki i grysik ziemniaczany, ale to jest ok. 10 proc. przychodów grupy. Największy przychodowo produkt to skrobia ziemniaczana. Produkujemy też maltodekstrynę oraz – jako jedyni w Polsce – glukozę krystaliczną. Posiadamy trzy główne fabryki, które są w Łomży, Bronisławiu i Lublinie. W całej grupie zatrudniamy na stałe ponad 300 osób, a w sezonie przetwórczym podwajamy zatrudnienie.

Jak zakład produkujący skrobię, początkowo państwowy, dostał się na giełdę?

Skarb państwa sprzedał w 1996 r. część akcji, akcje dostali też rolnicy i pracownicy firmy. Spółka weszła na giełdę w ramach transformacji ustrojowej.

Dostał pan ostatnio kilka nagród, m.in. Wektor od Pracodawców RP. Czym się pan zasłużył?

To jest nagroda nie tylko dla mnie, lecz także dla polskiego przemysłu skrobiowego, który sobie poradził w trudnych czasach. Siedem lat temu naprawdę mogliśmy zniknąć z rynku, cała branża podniosła się z zupełnej siermięgi do poziomu światowego. W ciągu ostatnich siedmiu lat praktycznie potroiliśmy eksport.

Skąd ten sukces?

My dopiero doszliśmy do normy, do dobrej kondycji, jeszcze nie świetnej. Jeśli popatrzymy, jak polski przemysł skrobiowy wyglądał jeszcze kilka lat temu, to faktycznie można mówić o powodzeniu. Kilka lat temu jeden zakład został zlikwidowany, a drugi zbankrutował. Cały przemysł był bardzo schyłkowy.

W takim razie w jakiej kondycji dziś znajduje się przemysł skrobiowy?

Rynek produkcji w Polsce jest podzielony na trzy mniej więcej równe części, waha się o ok. 10 proc., zależnie od roku. Dziś nasza konkurencja to Zakłady Przemysłu Ziemniaczanego w Trzemesznie. Jest jeszcze grupa Luboń, składająca się z kilku zakładów w Łobzie, Pile, Niechlowiu i Stawie. Działa też kilka mniejszych, lokalnych zakładów

Jakie są podstawy działalności spółki?

Biznes polega na tym, że kupujemy ziemniaki od rolników, z którymi mamy podpisane umowy kontraktacyjne, którzy od sierpnia do grudnia, a nawet do stycznia, dostarczają surowiec codziennie do przerobu. Zakład w Łomży jest największym zakładem w Polsce, może przerabiać ponad 2 tys. ton ziemniaków na dobę, to są dwa pełne pociągi towarowe albo ok. 100 tirów, w każdym ponad 20 ton.

To chyba dość dużo?

W trakcie kampanii pracujemy po 24 godziny na dobę, to faktycznie dość duże wyzwanie. Dziś spółka już drugi rok wykorzystuje prawie całe moce produkcyjne. Myślimy o tym, by zwiększać możliwości przerobu dobowego.

Czy firma planuje inwestycje w zakładach?

Co do inwestycji spodziewamy się, że na przełomie tego roku lub nieco wcześniej będziemy publikować strategię rozwoju na najbliższe pięć lat. Wykonaliśmy dotychczasową pięcioletnią strategię, która wyznaczała plany do 2018 r., i chcemy ustalić nową, stosownie do dzisiejszej sytuacji na rynkach.

Cała branża skrobiowa w Polsce jeszcze siedem lat temu była zagrożona kompletnym zniszczeniem i zmarginalizowaniem. Sukces polega też na dobrej współpracy z rolnikami.

Dlaczego rolnicy mają chcieć z wami współpracować?

Dopłata bezpośrednia do uprawy ziemniaków skrobiowych wynosiła wyjściowo 400 euro na hektar, na który rolnik miał umowę kontraktacyjną z zakładem przetwórczym. Rolnikom to się wtedy bardziej opłaca i pozwala na stabilizację. Rolnik wie wtedy, czego może się spodziewać w najbliższych latach, ma również gwarancję ceny minimalnej. Rolnicy zaczęli inwestować w jakość produkcji, w nowe metody ochrony roślin, nawożenia, sadzenia. Zaczęli się uczyć od kolegów z Niemiec, gdzie są długie tradycje produkcji ziemniaków. Jesteśmy z tego bardzo zadowoleni. Gdy przyjeżdża do nas dobry materiał o skrobowości 19 proc. i czysty, to jest to dla nas idealna sytuacja.

Właśnie trwa reforma unijnej polityki rolnej. Nie boicie się państwo, że te dopłaty przepadną?

Rząd także dostrzega efekt dopłat bezpośrednich dla rolników. Sądzimy, że na następny etap WPR po 2020 r. jest duża szansa, że rolnicy będą utrzymywać te dopłaty. To nie jest tak, że zakłady przetwórcze są teraz w fantastycznej formie, one są w dobrej formie, dopiero odzyskały kondycję. Potrzebny jest nowy park maszynowy, nowe produkty. Wtedy mogą sobie dobrze radzić, popyt na żywność rośnie na całym świecie, a skrobia ziemniaczana ma zastosowanie w ponad dwóch tysiącach produktów.

Skąd się wziął kryzys przed siedmiu laty? Czy było to jeszcze echo globalnego kryzysu z 2009 r.?

Według mojej opinii siedem lat temu największy holenderski producent, właśnie ze względu na kryzys globalny, był na skraju bankructwa i sprzedawał skrobię poniżej zakupu surowca. Skrobia kosztowała poniżej 1000 zł za tonę, gdy sam surowiec kosztował 1200 zł za tonę. To spowodowało tąpnięcie, a jednocześnie kryzys był na całym świecie. W Polsce nie było tej żywności jak zagospodarowywać, rolnicy nie byli zainteresowani produkcją ziemniaków i masowo chcieli uprawiać np. kukurydzę. Ziemniaki są bardzo trudną rośliną do uprawy, wymagają nawet ośmiu zabiegów na polu. Złożyło się na to więc kilka czynników – kryzys, głównie brak surowca. Również nikły rozwój eksportu. Nasza skrobia, mimo że miała dobrą jakość, nie była rozpoznawalna za granicą. A dziś jest koniunktura na skrobię. Szacuję, że wszystkie zakłady sprzedają 60 proc. produkcji za granicę.

Do czego jest stosowana skrobia?

Skrobia to inaczej mąka ziemniaczana. Przemysł spożywczy stosuje ją do kisieli, ciast, zup, budyniów. Przemysł mięsny używa jej jako naturalnego zagęszczacza. Przemysł papierniczy stosuje skrobię do produkcji papieru. Farmaceutyczny używa w mniejszej ilości aplikacji, sięga bardziej po glukozę i maltodekstrynę. W Polsce najwięcej kupuje jej przemysł mięsny, do produkcji wędlin i konserw.

Jest to surowiec bardzo wysoko energetyczny, ułatwia produkcję żywności i jest wciąż naturalną żywnością, dodatkowo jest to produkt hipoalergiczny. Ostatnio przeczytałem, że może mieć zastosowanie w przemyśle kosmetycznym do produkcji pudru

Czy polska skrobia konkuruje ceną?

W tej chwili to porównywalna wysoka jakość i atrakcyjna cena. Polska skrobia nie jest najtańsza, na rynku jest skrobia z Ukrainy, z Chin, Białorusi. Ale tu jest zauważalna niższa jakość. Oni są jednak bardziej widoczni na rynkach lokalnych. Na skrobię chińską też niespecjalnie jest popyt na całym świecie. A my jesteśmy dostawcą w Polsce do tak wymagających kontrahentów, jak koncern spożywczy Nestle.

Jak wyglądają relacje z konkurencją?

Spotykamy się bardziej na rynkach zagranicznych, w Polsce dostawy podzielone są na rynkach kosztami transportu, bo ceny są bardzo podobne, wahają się o 2–3 proc. Za granicą konkurujemy z największymi graczami na świecie, wszyscy są z UE. Holenderska AVB jest dziś w dobrej kondycji, drugi to niemiecki Emsland, trzecia to francuska grupa Roquette. Produkują 80 proc. europejskiej produkcji, Polska produkuje nieco ponad 6 proc. Nie jest to jeszcze twarda konkurencja.

Jakie przewagi ma konkurencja?

Zachód produkuje dużo modyfikatów skrobiowych, czyli skrobi modyfikowanej chemicznie. To są produkty dla konkretnego klienta, który wytwarza na przykład farby czy kleje. Takie modyfikaty są opatentowane, produkcja wymaga wysokiej technologii i ścisłej współpracy z odbiorcą docelowym. Taka jest przyszłość przemysłu. Przedstawimy pomysły grupy Pepees pod koniec roku.

Dokąd sprzedajecie najwięcej?

Jesteśmy na wszystkich kontynentach. Nasi najwięksi klienci to Ameryka Południowa i Azja. Mamy problemy ze sprzedażą do Chin ze względu na antydumpingowe cła wprowadzone przez chiński rząd. Jest to jednak dziwna sytuacja, bo jeden z naszych konkurentów ma 16 proc., a pozostałe kraje UE płacą 56 proc. Kraje byłego ZSRR są naszym targetem. Embargo nie dotyczy skrobi ziemniaczanej.

CV

Wojciech Faszczewski jest od 2010 r. prezesem grupy Pepees. Ukończył studia na Akademii Medycznej w Białymstoku. Jest także członkiem rady nadzorczej w spółkach CHP Energia oraz Masterpress. Wcześniej pełnił funkcję członka rady nadzorczej Pepees oraz był związany z Białostockim Ośrodkiem Onkologicznym. Był także członkiem zarządu Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych – Region Białystok. aPTA

Parkiet PLUS
Dlaczego Tesla wyraźnie odstaje od reszty wspaniałej siódemki?
Parkiet PLUS
Straszyły PRS-y, teraz straszą REIT-y
Parkiet PLUS
Cyfrowy Polsat ma przed sobą rok największych inwestycji w 5G i OZE
Parkiet PLUS
Co oznacza powrót obaw o inflację dla inwestorów z rynku obligacji
Materiał Promocyjny
Nowy samochód do 100 tys. zł – przegląd ofert dilerów
Parkiet PLUS
Gwóźdź do trumny banków Czarneckiego?
Parkiet PLUS
Sześć lat po GetBacku i wiele niewiadomych