Ministerstwo Finansów sprzedało na czwartkowej aukcji obligacje skarbowe za nieco ponad 5 mld zł. To maksymalna kwota, którą rząd chciał zebrać. Popyt na polski dług był wyraźnie większy, sięgnął 7,7 mld zł. MF zorganizowało więc przetarg dodatkowy, na którym sprzedało jeszcze papiery za niemal 0,8 mld zł.
Na przetargu podstawowym popyt przekroczył sprzedaż o 53 proc. Dla porównania, na dwóch poprzednich tegorocznych aukcjach sprzedaży obligacji, zorganizowanych w styczniu, wskaźnik ten wynosił 43 i 69 proc. W ub.r., który był pod tym względem bardzo udany, wynosił średnio 71 proc.
Duża zmienność
W komentarzach przed aukcją część analityków wskazywała, że choć MF nie powinno mieć problemu ze sprzedażą maksymalnej puli obligacji, to jednocześnie popyt może nie być dużo większy. Jak tłumaczyli, na światowym rynku długu w związku z epidemią koronawirusa panuje bardzo duża zmienność, która może skłaniać inwestorów do ostrożności. Na fali tej zmienności w ostatnich dniach rentowności (poruszają się w kierunku przeciwnym do cen) polskich obligacji zmalały do rekordowo niskich poziomów. Rentowność dziesięciolatek w środę przejściowo spadła do 1,63 proc., a dwulatek do 1,23 proc. W przypadku pięciolatek rentowność znalazła się na rekordowo niskim poziomie 1,39 proc. w czwartek. Inwestorzy mogli uznać, że wystarczy przeczekać panikę na rynkach związaną z Covid-19 i polskie obligacje będzie można kupić taniej. Tak się jednak najwyraźniej nie stało. Czy to oznacza, że w ocenie inwestorów rentowność polskiego długu jest wciąż akceptowalna i może znaleźć się jeszcze niżej?
Brakuje podaży
Zdaniem Mikołaja Raczyńskiego, dyrektora ds. zarządzania funduszami w Noble Funds TFI, dalszy spadek rentowności obligacji skarbowych Polski jest możliwy. – Dopóki nie będzie jasności co do tego, jak silne i trwałe będzie uderzenie epidemii koronawirusa w globalny wzrost gospodarczy, dopóty rynek będzie wyceniał obniżki stóp procentowych – tłumaczy.
W reakcji na rozprzestrzenianie się Covid-19 kilka banków centralnych, w tym amerykański Fed, zdecydowało się już na prewencyjne cięcie stóp. W środę prezes NBP Adam Glapiński mówił, że w Polsce nie należy oczekiwać podobnego ruchu. Zdaniem Raczyńskiego ta deklaracja może jednak nie mieć dla rynku obligacji większego znaczenia. Notowania polskich papierów mogą odzwierciedlać oczekiwania na spadek stóp w skali globalnej. – Poza tym, jeżeli polska gospodarka mocno wyhamuje, a to jest możliwe, RPP wbrew swoim deklaracjom będzie cięła stopy. Obniżki o 0,75 pkt proc., które są dziś wyceniane na rynku, to skrajny scenariusz, ale mniejsze cięcie jest prawdopodobne – tłumaczy Raczyński.