Marcin Dyl: Pozostanę człowiekiem rynku kapitałowego

WYWIAD | Marcin Dyl - z ustępującym prezesem Izby Zarządzających Funduszami i Aktywami rozmawia Andrzej Pałasz

Publikacja: 24.12.2019 12:05

Marcin Dyl: Pozostanę człowiekiem rynku kapitałowego

Foto: materiały prasowe

Dlaczego przestaje być pan prezesem IZFiA?

Decyzję o zakończeniu pracy tutaj podjąłem w momencie, gdy ją zaczynałem, choć nie wiedziałem wówczas, jaki będzie jej horyzont czasowy. Zakładając jednak pewne kształtowanie swojej drogi zawodowej – zaczynałem od organu administracji, a następnie zacząłem pracę w Izbie – wraz z wiekiem bardziej dojrzałem do pracy w kancelarii. Pracując w IZFiA, po drodze niejako zrobiłem habilitację, uzyskałem uprawnienia do wykonywania zawodu radcy prawnego. Potrzebowałem nieco przestrzeni na gromadzenie praktycznego doświadczenia, budowanie większej rozpoznawalności, i tego, żeby w innej pracy było mi łatwiej i prościej. Rynek funduszy przez te lata zmieniał się bardzo dynamicznie i wiedza zdobywana na kolejnych etapach współpracy z poszczególnymi TFI jest bezcenna.

I to zajęło 14 lat?

Może trochę za długo, ale praca tu była ciekawa i pełna wyzwań. Dużo rzeczy udało się zrobić i wiele chwil zapadło w pamięć. Na przykład pierwsza konferencja prasowa, na którą poszedłem, żeby przedstawić pomysły na funkcjonowanie Izby, została zdominowana przez zupełnie inny element, który akurat zbiegł się z tym w czasie – tego dnia ukazała się informacja, że rynek funduszy przekroczył magiczne 50 mld zł aktywów pod zarządzaniem. To był duży news. Z perspektywy czasu ta kwota, wówczas powalająca, nie robi aż takiego wrażenia, jeśli wziąć pod uwagę wielkość rynku.

Chciałbym bardziej być prawnikiem, mieć więcej problemów prawnych do rozwiązania, a mniej – prezesem. Taki miałem pomysł, taki był plan.

Dlaczego?

Bo z tego, co do tej pory robiłem, te elementy aktywności zawodowej zawsze najbardziej lubiłem, zawsze mnie interesowały, stanowiły duże wyzwanie. Rozwiązywanie problemów prawnych, zastanawianie się nad pewnymi rzeczami, znajdywanie ścieżki, potem rozwiązania. W Izbie takie wyzwania były, jednak w zasadzie jednokierunkowe, związane z sektorem funduszy.

Jaką częścią prawa będzie się pan teraz zajmował?

Cały czas pewnie zbliżoną, ale w szerszym zakresie. Tak naprawdę cały czas działałem w obszarze dwóch specjalizacji: funkcjonowania rynku finansowego, w szczególności rynku kapitałowego – czyli prawa administracyjnego, gospodarczego – a także stricte procedury administracyjnej. Zajmuję się tym od zawsze – przed Izbą, gdy pracowałem w Komisji Papierów Wartościowych i Giełd, a następnie w czasie pracy naukowej. KPA jest ustawą, która nie ma przede mną zbyt wielu tajemnic, i w pewnych obszarach chciałbym tę wiedzę wykorzystywać.

Będzie pan nadal związany z branżą funduszy?

Zdecydowanie tak. Na tyle mocno się specjalizowałem w tym obszarze, na tyle głęboko siedzę w tych sprawach, że nie sądzę, żeby dobrym pomysłem była teraz zmiana kierunku na sprawy rozwodowe czy spadkowe. Zdecydowanie nie stracę kontaktu z rynkiem kapitałowym, a także z IZFiA. Nie tak dawno walne zgromadzenie członków Izby przyznało mi zaszczytny tytuł „Prezesa Honorowego", co traktuję bardzo osobiście jako wyraz uznania oraz zaproszenie do kontynuacji współpracy, w nieco innej formule, ale jednak. Tak więc czuję się człowiekiem rynku kapitałowego i na tym rynku zostanę, tylko będę na niego patrzył z innej perspektywy. Być może będę mógł pomagać rynkowi bardziej w sprawach indywidualnych, z przeciwnej strony niż dotąd.

Czy uważa pan, że pewne sprawy w branży funduszy zostały niedokończone albo idą dziś w złym kierunku?

Patrzę na to z bardzo szerokiej perspektywy. Po pierwsze, odpowiedzmy na pytanie, czy w Polsce mamy rynek funduszy. Po drugie, czy krajowe firmy są zagrożone konkurencją funduszy zagranicznych. Jeśli chodzi o ten pierwszy element, to udało się stworzyć takie ramy funkcjonowania krajowego rynku, w efekcie których mamy jedyny w tej części Europy rynek lokalny. Wszędzie wokół nas są wyłącznie fundusze luksemburskie. To oczywiście wynika z różnych elementów, ale dwa podstawowe to to, że w Polsce cały czas nie ma rachunku zbiorczego (nominee account – dystrybutor sam nabywa jednostki funduszy, a potem ze swojego rachunku rozprzedaje je dalej – red.), który ułatwiałby w dużym stopniu dystrybucję funduszy zagranicznych. U nas rachunek jest powiązany tylko i wyłącznie z klientem. Druga rzecz to nasza specyficzna konstrukcja funduszu i TFI. Gdy duże, zagraniczne podmioty zdecydowały się na zasadzie paszportu zarządzać polskimi funduszami, okazało się to barierą nie do przebicia i ochroniło ten rynek. Dzięki temu udział funduszy zagranicznych w stosunku do lokalnych to 2–3 proc., a nie na odwrót, jak to jest w Czechach, Austrii czy na Węgrzech. Teraz oczywiście pojawia się pytanie, jak ten stan utrzymać, jak wzmacniać rynek lokalny i – jeśli pojawiają się sytuacje potencjalnej nierównowagi konkurencyjnej – starać się w interesie naszego rynku, gospodarki, eliminować te zagrożenia.

Średni wynik funduszy polskich akcji za ostatnie 10 lat to kilkanaście procent zysku. Fundusze akcji rynków rozwiniętych zarobiły kilka razy więcej. Wiele funduszy polskich akcji nie odrobiło strat po spadkach z bessy z końca poprzedniej dekady. Jaką zatem korzyść ze struktury rynku, o której pan wspomniał, mają klienci?

Krajowi inwestorzy mają dzięki temu łatwiejszy dostęp do podmiotów lokalnych i kontakt z nimi. Fundusze są oczywiście wystandaryzowane, ale opierają się na rozwiązaniach polskich i dzięki temu lepiej je rozumiemy. Jeżeli robię zakupy na święta i zamawiam przesyłkę, która przychodzi do mnie np. z Czech, to oczywiście mogę, ale później ewentualny proces reklamacyjny jest z wielu względów utrudniony. Dwa lata temu okazało się np., że Polska, która jest wielkim producentem jabłek, ma problem z suszonymi owocami. Polegało to na tym, że w Polsce jest tylko jedna suszarnia i 80 proc. jabłek, które mieliśmy w wigilijnym kompocie, pochodziło z suszarni chińskich. Logiki w tym wielkiej nie ma. Mamy firmy zarządzające aktywami, które są wystandaryzowane, działające pod polskim nadzorem, więc w razie czego klient łatwiej może znaleźć ochronę u polskiego nadzorcy, niż gdyby musiał jej szukać w innych krajach. To jest ta przewaga.

W jakim momencie jest teraz branża funduszy inwestycyjnych?

Jest kilka czynników, które na rynek funduszy bardzo mocno wpływają i które muszą wybrzmieć, by można było mówić o stabilizacji rynku. On urósł i jako całość wygląda dobrze, ale był targany różnego rodzaju problemami czy kwestiami, które wymagały rozwiązania. I one się teraz dzieją. W momencie, kiedy się wyjaśnią, rynek będzie silniejszy, mocniejszy i bardziej stabilny. Mam na myśli trzy elementy. Po pierwsze, wdrażanie PPK. Za kilka lat zobaczymy, jak rzeczywiście nam to poszło, bo dopiero wtedy będziemy mieć pełne dane o popularności tego systemu emerytalnego. Struktura oszczędności Polaków jest dziś problemem, bo oszczędzanie nie było zjawiskiem masowym, a PPK mają to zmienić. Jednocześnie drugi element jest mocno związany z PPK. Chodzi o zamknięcie w sposób jednoznaczny sprawy OFE. To temat, który nad rynkiem wisiał bardzo długo i tworzył niepewność. Jak zostanie zamknięty, to rynek tę pewność odzyska. Trzeci element to różnego rodzaju odpryski problemów wokół GetBacku. Ta sprawa mocno wpłynęła na rynek, ale również nie jest do końca zamknięta. Oczywiście spraw jest więcej, ale te trzy są kluczowe na przestrzeni najbliższych dwóch–trzech lat.

Kwestia modelu dystrybucji nie jest?

Jesteśmy w trakcie dość zaawansowanych rozmów z nadzorem. Wspominałem kilka razy, że dobrze byłoby, aby nadmiar regulacji nie wpływał na konkurencyjność rynku. Kwestia wdrażania MiFID II i tego, jak ten rynek może wyglądać za chwilę, jest ważnym tematem. My jesteśmy oczywiście za modelem luksemburskim, który występuje w wielu krajach w Europie. Pierwotne podejście nadzorcy do sprawy „zachęt" uległo pewnej modyfikacji. Trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie, czy istnienie danego modelu będzie skutkowało tym, że rynek będzie działał płynnie, czy może będą się pojawiać zaburzenia w jego funkcjonowaniu. Szczególnie gdy rynek jest konkurencyjny, gdzie fundusze zagraniczne funkcjonują trochę według nieco innych zasad – a istnieje ryzyko, że jeśli klienci odwrócą się na trwałe od funduszy, to pójdą w stronę innego rodzaju inwestycji. Jeden kierunek widać gołym okiem – nieruchomości. Ten rynek kwitnie, ale pytanie, czy środki wyciągnięte z funduszy nie zaczną trafiać w miejsca w ogóle nieobjęte nadzorem i czy nie będzie to stymulowało różnych nieuczciwych jednostek, co będzie skutkować nadużyciami, aferami.

W tym roku KNF cofnęła zgodę na działalność już trzem towarzystwom, dwa TFI czekają na decyzję, jednak i inne prywatne TFI mają różne problemy. Na rynku zostaną tylko podmioty związane z grupami kapitałowymi?

Kilkanaście lat temu konsolidował się rynek domów maklerskich. Rynek TFI takiej konkretnej konsolidacji jeszcze nie przeszedł. Głównie dlatego, że zaczął on funkcjonować na szerszą skalę podmiotów dużo później niż domy maklerskie. Przełom wieków przyniósł duży wzrost rynku TFI i wymaga on konsolidacji.

Dlaczego? Gdyby nie sprawa Altusa, prywatne TFI zapewne wciąż miałyby się dobrze.

Nie do końca. Zwróćmy uwagę na koszty, jakie niosą za sobą wymogi regulacyjne. Ostatnie kilkanaście lat to jest gigantyczny wzrost regulacji obowiązków compliance, prawnych czy dotyczących bezpieczeństwa, które trzeba wdrożyć, monitorować, wypełniać. Częstokroć koszt tego w pewnych obszarach jest niezależny od wielkości firmy. Małe firmy są zobligowane do implementacji na równi z dużymi, funkcjonującymi w grupach kapitałowych, gdzie można korzystać z efektów synergii. I to jest zjawisko, które występuje nie tylko na rynku TFI, ale również w sektorze bankowym.

To zmiana na lepsze?

Taki jest rynek. Ważne jest, żeby mechanizmy regulacyjne nie wpływały nadmiernie na pozycję konkurencyjną którychś podmiotów.

A dzisiejsze regulacje, np. w zakresie dystrybucji, nie wpływają na konkurencję rynku TFI?

To jest kwestia pewnego poziomu wrażliwości. Większość rozwiązań unijnych, które są u nas implementowane, zakłada przy wdrażaniu wzięcie pod uwagę wielkości rynku. O tej proporcjonalności czasami się u nas pamięta, a czasami trochę mniej. Nie bez powodu tyle się ostatnio mówi o goldplatingu. Tego rodzaju problemy mają miejsce nie tylko w Polsce, choć w opinii przedstawicieli rynków zagranicznych polski nadzór wraz z brytyjskim są najsilniejsze w Europie.

Pana zdaniem kary nałożone na Saturn TFI i Lartiq TFI były słuszne?

Te postępowania są mimo wszystko w toku, więc wolałbym się na ten temat nie wypowiadać. Na całą sprawę trzeba też patrzeć szerzej. Jak wynika z raportu GetBacku, postępowanie administracyjne wobec tej spółki zostało wszczęte w kwietniu tego roku, czyli nie tak dawno. Wobec tego trudno oceniać to, co zrobiły TFI, kiedy nie zostało wyjaśnione, co zrobił sam serwiser funduszy. Teraz ten obraz jest niepełny.

A Piotr Osiecki, były prezes Altusa, który czeka na decyzję KNF, jest winny?

Skala sądowych środków zapobiegawczych w tym przypadku jest nietypowa, natomiast ja jako prawnik wierzę, że Piotr Osiecki jest niewinny, a dopóki wina nie zostanie mu udowodniona, powinien być tak traktowany.

Marcin Dyl z końcem tego roku przestanie pełnić funkcję prezesa Izby Zarządzających Funduszami i Aktywami, którą piastował nieprzerwanie od lipca 2005 r. Poprzednio, od 1994 r., pracował w Komisji Papierów Wartościowych. Jest profesorem Uniwersytetu Warszawskiego. paan

Parkiet PLUS
Dlaczego Tesla wyraźnie odstaje od reszty wspaniałej siódemki?
Parkiet PLUS
Straszyły PRS-y, teraz straszą REIT-y
Parkiet PLUS
Cyfrowy Polsat ma przed sobą rok największych inwestycji w 5G i OZE
Parkiet PLUS
Co oznacza powrót obaw o inflację dla inwestorów z rynku obligacji
Materiał Promocyjny
Nowy samochód do 100 tys. zł – przegląd ofert dilerów
Parkiet PLUS
Gwóźdź do trumny banków Czarneckiego?
Parkiet PLUS
Sześć lat po GetBacku i wiele niewiadomych