Z pewnością nie na taką końcówkę tygodnia liczyli inwestorzy na warszawskiej giełdzie. Niezdecydowanie, jakie przez ostatnie dni towarzyszyło naszemu rynkowi, zamieniło się w mocną wyprzedaż akcji.

Sam początek dnia nie zwiastował jeszcze problemów. WIG20 w pierwszych fragmentach handlu walczył nawet o to, aby wyjść nad kreską. Momentami mu się to udawało. Zyskiwał około 0,2 proc. Oczywiście do tego wyniku trudno było przywiązywać większą wagę. Z jednej strony ciężko, aby robił on na kimś wrażenie, a z drugiej wszyscy zdawali sobie sprawę, że najciekawsze rzeczy będą się działy w końcowej części sesji. Głównie dlatego, że piątek był dniem wygasania kontraktów terminowych, a wydarzeniu temu z reguły towarzyszy większa zmienność i większa aktywność inwestorów. Tak też było i tym razem.

Do połowy sesji WIG20 był jeszcze przy poziomie zamknięcia z czwartku. Później na parkiecie rządziła już tylko jedna strona. Były to niedźwiedzie, które im bliżej końca handlu, tym coraz śmielej poczynały sobie na GPW. Nie pomagała nam zresztą postawa innych zagranicznych parkietów. Niemiecki DAX tracił ponad 0,5 proc. W słabym stylu dzień zaczęli także inwestorzy w Stanach Zjednoczonych. W efekcie na ostatniej prostej mieliśmy do czynienia z pokazem siły sprzedających. Ostatecznie WIG20 stracił 1,6 proc. Wynik ten oczywiście pozostawia wiele do życzenia. Tym bardziej, że tak duży spadek oznacza, że znów znaleźliśmy się blisko poziomu 2200 pkt.

Spadki były domeną nie tylko największych spółek. Słabo prezentowały także inne warszawskie indeksy. Szczególnie słabo radził sobie mWIG40.

Piątkowa przecena nie wróży niestety nic dobrego. Również i cały tydzień na swoje konto zapisują niedźwiedzie. WIG20 stracił bowiem 2,1 proc. Najgorsze jest to, że nie widać przesłanek do tego, aby to byki w końcu pokazały na co je stać. Same, relatywnie atrakcyjne wyceny, to widać za mało.

Niewielkie zmiany oglądaliśmy za to na rynku walutowym. Złoty nieznacznie umocnił się wobec dolar, który mimo tego był wyceniany na 3,69 zł. Euro kosztowało 4,28 zł.