Tydzień temu na łamach „Parkietu" dr hab. Tomasz Miziołek, twórca portalu etf.com.pl, tłumaczył, że notowania ETF z „WIG20" w nazwie wcale nie odzwierciedlają notowań indeksu największych spółek z warszawskiej giełdy, tylko jego wariant uzupełniony o dochody pochodzące z dywidend. Tym samym bliżej im do wskaźnika WIG20 TR (total return) niż do samego WIG20.

Mimo rekordu notowań obroty instrumentem nie zachwycają. W piątek właściciela zmieniły walory o wartości zaledwie 400 tys. zł. Dla porównania w całym styczniu 2016 r., kiedy duże spółki zakończyły ponad półroczny okres spadków, a indeks rozpoczynał okres konsolidacji przed hossą z końca 2016 r., wartość obrotu certyfikatami funduszu Lyxor WIG20 UCITS ETF grubo przekroczyła 18 mln zł. Widać więc, że zainteresowanie tym ETF jest teraz znacznie niższe niż wtedy.

Na GPW są trzy fundusze ETF, od lat mówi się o urozmaiceniu oferty, kolejne zarządy giełdy deklarują, że trwają prace w tym zakresie. Na razie jednak inwestorzy zainteresowani tego typu funduszami kierują się gdzie indziej. – Na zagranicznych giełdach są notowane tysiące funduszy ETF, polskie domy maklerskie, w ramach oferty rynków zagranicznych, mają ich w ofercie setki. Siłą rzeczy nasi klienci są bardziej zainteresowani ofertą zagraniczną, mają tam dużo większy wybór i tam generują wyższe obroty. Obserwujemy przypadki inwestorów, którzy dowiadują się o tym, że na GPW są w ogóle notowane fundusze ETF, po tym, jak już poznają te instrumenty z zagranicznych giełd – mówi Kamil Szymański, wicedyrektor dep. rynków regulowanych w DM mBanku.