Joe DiNapoli: S&P 500 idzie ku nowym szczytom hossy

#prostozparkietu | Joe DiNapoli: silne korekty są jak wstrząsy poprzedzające trzęsienie ziemi

Publikacja: 08.04.2019 20:58

Gościem #PROSTOzPARKIETU był Joe DiNapoli, trader z kilkoma dekadami doświadczenia na rynkach, autor

Gościem #PROSTOzPARKIETU był Joe DiNapoli, trader z kilkoma dekadami doświadczenia na rynkach, autor znanych systemów inwestycyjnych.

Foto: parkiet.com

Jest pan aktywnym traderem już od trzech lub czterech dekad. Jak w tym czasie zmieniły się rynki finansowe w aspektach istotnych dla strategii inwestycyjnej?

Jestem aktywny na rynkach już od niemal 50 lat. W tym czasie do bardzo istotnej zmiany w funkcjonowaniu rynków doszło w marcu 2009 r. Wtedy kontrolę nad nimi przejął Skynet. Tym terminem określam zautomatyzowaną część obrotu: handel algorytmiczny, handel wysokich częstotliwości (HFT) itp. Dzisiaj silikon kontroluje rynki i to nie jest dobre.

Na rynku jest jeszcze miejsce dla indywidualnych inwestorów?

Oczywiście, ale rynek jest mocno zniekształcony. Na dobrą sprawę przez 200 lat, do 2009 r., mieliśmy do czynienia z jednym rodzajem rynku, a od dekady mamy do czynienia z innym jego rodzajem. Jeśli ktoś nie zdaje sobie sprawy z tej przełomowej zmiany, będzie miał kłopoty z zarabianiem na rynku.

Czy mówiąc o Skynecie, nawiązuje pan do tego, co Michael Lewis opisał w książce „Flash Boys"? Według niego rynek jest ustawiony na rzecz inwestorów HFT, którzy mogą np. ubiegać zlecenia innych uczestników rynku. Ale jednocześnie HFT ma spore grono obrońców, którzy twierdzą, że przyczynia się on do wzrostu płynności rynku...

To jest jaskrawe kłamstwo. HFT nie zwiększa płynności, tylko ją zmniejsza. Gdy sprawy się komplikują, inwestorzy algorytmiczni po prostu wyłączają swoje systemy. W ten sposób ograniczają płynność wtedy, gdy jest ona najbardziej potrzebna.

Ogólnie mówiąc, problem z handlem algorytmicznym nie polega na tym, że muszę zapłacić odrobinę więcej za realizację zlecenia, tylko na tym, że nie mogę go w ogóle zrealizować. A jeśli tak, to nie mogę zarabiać. Załóżmy, że składam zlecenie kupna 10 tys. akcji jakiejś spółki, a dostaje tylko 68. Podnoszę cenę, żeby dostać resztę, ale traderzy HFT mnie ubiegają i znów moje zlecenie jest realizowane w jakiejś tylko części. Trzeba się nauczyć obchodzić tę przeszkodę.

A może rozwiązaniem jest po prostu przyjęcie dłuższego horyzontu inwestycyjnego?

To wydaje się logicznym rozwiązaniem, ale tak nie jest. Z powodu niskiej płynności ceny niektórych aktywów pod wpływem drapieżnych algorytmów potrafią się gwałtownie załamać, przebijając poziomy wsparcia. Długoterminowy inwestor, który ma pozycję w akcjach jakiejś dobrej spółki, które nagle tanieją o 15–25 proc., może zostać z niej wypchnięty, gdy zadziałają stop-lossy, albo może się po prostu przestraszyć, że ze spółką jest coś nie tak, i samemu zamknąć pozycję. Regulatorzy, niestety, nic z tym nie robią.

Korzysta pan z analizy fundamentalnej czy analizuje wyłącznie wykresy?

Głównie analizuję wykresy, ale trzeba wiedzieć, jak rynek reaguje na pewne informacje fundamentalne. Niedawno np. ukazały się dane, wedle których zyski chińskich spółek przemysłowych zmalały w lutym o 14 proc. rok do roku. Można było oczekiwać, że główny indeks szanghajskiej giełdy spadnie o 2,5–3 proc. Tymczasem wzrósł. O czym to świadczy? O tym, że rynek jest silny, że poziomy wsparcia trzymają solidnie, a inwestorzy kupują w dołkach.

Korzysta pan więc z analizy fundamentalnej, aby ocenić, w jakim momencie cyklu jest aktualnie rynek?

Tak można to ująć. Jest jednak coś jeszcze. Opracowałem tzw. wyprzedzające wskaźniki, które mówią, na jakim poziomie można się spodziewać oporu lub wsparcia. Dobre lub złe wiadomości przybliżają rynek do tych poziomów, pozwalając zrealizować zlecenia oparte na moich wyprzedzających wskaźnikach. W tym sensie korzystam z analizy fundamentalnej.

Wskaźniki wyprzedzające to jedne z najbardziej znanych narzędzi pańskiego autorstwa. Czy one sprawdzają się tylko na rynku akcji, czy mają uniwersalne zastosowanie?

Mieszkam w Azji i korzystam tam ze swoich narzędzi, mam też wielu klientów, którzy to robią. One działają nawet na mało płynnych rynkach, np. indonezyjskim czy tajlandzkim, tym bardziej więc działają na płynnych rynkach Europy. Sprawdzają się też w przypadku aktywów innych niż akcje.

Gdyby miał pan udzielić jednej krótkiej rady początkującemu inwestorowi, co by pan powiedział?

Aby zdobył jakąś wiedzę, nauczył się inwestowania, zanim zacznie to robić. Dla mnie najlepszym klientem nie jest nowicjusz, tylko ktoś, kto zainwestował już 20, 50 czy 80 tys. USD i doszedł do wniosku, że to nie jest takie proste, jak mu się wydawało. To nie kombinerki czynią dobrego mechanika samochodowego, tylko wiedza. Tak samo jest z inwestowaniem, potrzebny jest trening.

Po przecenie jesienią ub.r. w tym roku S&P 500 radzi sobie dobrze. Jakie są pańskie oczekiwania co do koniunktury na Wall Street na kolejnych kilka miesięcy?

Cieszę się, że zaczął pan od tego rynku. Z prognozowaniem jest tak, że na ogół nie ma się żadnych silnych sygnałów, na których można się oprzeć. A wtedy taka prognoza czy rekomendacja nie jest wiele warta. Tak się jednak składa, że w przypadku S&P 500 mieliśmy pod koniec lutego bardzo silny sygnał, który nazywam torami kolejowymi. Ten wzorzec (formacja – red.) ma bardzo wysoką jakość i zwiastuje nowe maksimum, które będzie na poziomie co najmniej 3033 pkt (dziś S&P 500 oscyluje w pobliżu 2893 – red.). Sam obstawiam taki scenariusz.

Czy ten sygnał pozwala powiedzieć, kiedy szczyt zostanie osiągnięty?

Nie, ale korzystam z tego wzorca, który pojawia się na wykresach o tygodniowej częstotliwości, już od połowy lat 90. XX w. I zwykle zapowiadany przezeń scenariusz realizował się szybko, w ciągu kilku miesięcy.

Na rynku panuje dość powszechne przeświadczenie, że obecna hossa trwa już bardzo długo, więc prawo powrotu do średniej każe sądzić, iż wkrótce się skończy. Pańskim zdaniem długość hossy ma jakiekolwiek znaczenie dla oceny, co dalej?

Nie kwestionuje tego rozumowania. Hossa trwa długo. Korekta w lutym ub.r. była bardzo gwałtowna, podobnie jak ta z grudnia. Takie wstrząsy nie dzieją się bez przyczyny. Świadczą o pewnych napięciach na rynkach na tej samej zasadzie, na jakiej trzęsienia ziemi są poprzedzane mniejszymi wstrząsami. Ale schemat torów kolejowych ma 85–90-proc. skuteczność, więc dopóki nie zniknie z wykresu, spodziewam się, że S&P 500 sięgnie nowych szczytów.

Co to będzie oznaczało dla innych rynków? Europejskie giełdy będą podążały za amerykańską?

Z pewnością S&P 500 pociągnie za sobą inne indeksy, ale nie potrafię powiedzieć w jakim stopniu. Korelacja między giełdami nie jest bardzo silna. Widzę obecnie dwa silne, wiarygodne sygnały. Jednym są właśnie tory kolejowe na wykresie S&P 500. Drugi, choć już nie tak silny, widzę na giełdzie w Szanghaju. Tam również mam sporą długą pozycję. Na innych rynkach nie dostrzegam tak wyraźnych sygnałów. gs

Inwestycje
Łańcuch wartości i jego rola w badaniu istotności
Inwestycje
Ujawnienia w ESRS dotyczące łańcucha wartości
Inwestycje
Pozyskanie danych z łańcucha wartości – bezpośrednich i pośrednich
Inwestycje
MŚP w łańcuchu wartości – granica informacyjna
Materiał Promocyjny
Nowy samochód do 100 tys. zł – przegląd ofert dilerów
Inwestycje
Andrzej Powierża, BM Citi Handlowy: Jestem optymistą co do banków, ale umiarkowanym
Inwestycje
Diamenty kupowane także jako inwestycja