Stanisław Gomułka: Rząd nie wykorzystuje dobrej koniunktury

Gomułka: obecna polityka fiskalna nie jest odpowiedzialna

Publikacja: 26.04.2018 05:00

Gościem „Prosto z parkietu” był w środę prof. Stanisław Gomułka, główny ekonomista BCC, wieloletni d

Gościem „Prosto z parkietu” był w środę prof. Stanisław Gomułka, główny ekonomista BCC, wieloletni doradca ministrów finansów RP.

Foto: Archiwum

Deficyt sektora finansów publicznych w 2017 r. wyniósł 1,7 proc. PKB, po 2,3 proc. PKB rok wcześniej. To wynik najlepszy od co najmniej 1995 r. Rząd PiS, którego flagowym programem jest uszczelnianie systemu podatkowego, może odtrąbić sukces?

Ten wynik jest o tyle dobry, że nie jest kryzysowy, tzn. jest poniżej 3 proc. PKB. Jeszcze dwa lata temu wydawało się, że grozi nam wzrost deficytu do nawet 5 proc. PKB, ale rząd wycofał się z wielu obietnic. Z drugiej strony tylko kilka krajów UE miało w ub.r. deficyt większy niż Polska (Francja, Hiszpania, Portugalia, Rumunia i Węgry, Wielka Brytania i Włochy – red.), a wiele miało nadwyżki. W warunkach wzrostu gospodarczego na poziomie 4-5 proc. rocznie my powinniśmy mieć nadwyżkę w sektorze finansów publicznych rzędu 1 proc. PKB. To oznaczałoby saldo o 3 proc. PKB lepsze, czyli o jakieś 50-60 mld zł.

Taką kwotę może zapewnić dalsze uszczelnianie systemu podatkowego?

Nie sądzę. W kampanii wyborczej kandydaci PiS mówili, że uszczelnianie może przynieść 60-80 mld zł. Jak dotąd przyniosło 30 mld zł. Wzrost dochodów z VAT był oczywiście większy, ale to wynikało z tego, że nominalny PKB mocno wzrósł. Efekty uszczelniania są więc poniżej oczekiwań rządu.

Pan mówi, że w obecnych warunkach powinniśmy mieć dodatnie saldo finansów publicznych. Są też jednak ekonomiści, którzy uważają, że zaciskanie pasa za wszelką cenę nie ma sensu. Deficyt poniżej 2 proc. PKB i tak pozwala stopniowo zmniejszać dług publiczny, którego finansowanie jest zresztą rekordowo tanie...

Takie myślenie to pułapka, w którą rządzący często wpadają. W okresie, gdy mamy dobrą koniunkturę w Polsce i na świecie, łatwo zapomnieć o konieczności postępowania w sposób rozsądny, odpowiedzialny na dłuższą metę. Rząd wydaje więc tyle, ile może w danej chwili. A jak przychodzi spowolnienie wzrostu, pozostaje mu tylko gwałtowne zwiększanie zadłużenia. Z taką sytuacją mieliśmy do czynienia w latach 2009–2010, gdy zadłużenie rosło o ponad 100 mld zł rocznie. Rezultatem było m.in. przejęcie części pieniędzy z OFE. Gdyby w najbliższych latach doszło do znaczącego spowolnienia wzrostu gospodarczego, a z takim ryzykiem zawsze rząd musi się liczyć, groziłby nam znów nadmierny deficyt i być może przekroczenie konstytucyjego limitu długu publicznego w relacji do PKB.

W zaktualizowanym właśnie tzw. programie konwergencji Ministerstwo Finansów prognozuje, że deficyt będzie systematycznie malał, do 0,7 proc. PKB. To są wiarygodne prognozy?

Prognozy rządowe rzadko są wiarygodne. One są raczej wyrazem chęci rządu, żeby utrzymać deficyt wyraźnie poniżej 3 proc. PKB. To oczywiście dobrze, ale to nie jest cel wystarczający. Od początku transformacji w Polsce stale mieliśmy deficyt między 2 a 8 proc. PKB. Żeby stale, w każdych warunkach, spełniać kryteria z Maastricht i żeby postępować odpowiedzialnie w obszarze finansów publicznych powinniśmy poruszać się w przedziale od nadwyżki rzędu 2 proc. PKB w dobrej sytuacji do deficytu rzędu 3 proc. PKB w złej sytuacji. Średnio oznaczałoby to saldo bliskie zera. Obecnie, polityka fiskalna nie jest rażąco nieodpowiedzialna, ale nie jest też odpowiedzialna.

Rządowi niespecjalnie na spełnianiu kryteriów z Maastricht zależy, bo nie ma w planach wprowadzenia Polski do strefy euro. Pozostaje oczywiście kwestia wizerunku, ale skok deficytu w okresie kryzysu powyżej 3 proc. PKB akurat w ten wizerunek mocno nie godzi.

Jest jeszcze kwestia kosztów obsługi długu publicznego. Na politykę fiskalną w Polsce patrzą inwestorzy. Efekt jest taki, że choć dług publiczny w relacji do PKB nie jest w Polsce wysoki, to koszty jego obsługi są duże. Rentowność dziesięcioletnich obligacji skarbowych Polski należy do najwyższych w UE, jest o ok. 3 pkt proc. wyższa niż rentowność takich obligacji Niemiec. Patrząc z tej perspektywy, zaufanie inwestorów zagranicznych do Polski jest nawet mniejsze niż do Węgier. Za ten obniżony kredyt zaufania płacimy wysokim kosztem obsługi długu.

Przesunięcie ścieżki deficytu o 3 proc. PKB w dół wymagałoby zmniejszenia wydatków publicznych. Gdzie należy je ciąć?

Gdy zostanę premierem albo przynajmniej ministrem finansów, to przedstawię swoje propozycje (śmiech). Z obecnej pozycji mogę tylko wskazywać cel, jaki powinien przyświecać wszystkim partiom w obszarze finansów publicznych, ale sformułowanie programu, jak ten cel zrealizować, to ich zadanie.

Zmieńmy temat. Premier Mateusz Morawiecki zaproponował obniżenie stawki CIT dla małych firm z 15 do 9 proc. To dobry pomysł?

To nie jest zła propozycja, nie jest też kosztowna dla budżetu, ale ma marginalne znaczenie i z tego powodu jest trochę myląca. Może się wydawać, że rząd planuje zmniejszenie obciążeń podatkowych na masową skalę, a w rzeczywistości chodzi tylko o bardzo małe firmy.

Morawiecki ma do takich firm słabość, to nie pierwsze posunięcie mające ułatwić im działalność. Takie wybiórcze wspieranie biznesu to właściwy kierunek?

Wspieranie małych firm przez rząd jest wskazane, ale nie kosztem pogarszania sytuacji pozostałych firm, tych, których działalność decyduje o wzroście gospodarczym. Obecnie przy okazji uszczelniania systemu podatkowego, które jest samo w sobie słusznym celem, wprowadzane są zmiany w prawie, które powodują znaczący wzrost ryzyka dla firm. To może mieć poważne konsekwencje, jeśli chodzi o inwestycje, także zagraniczne. Morawiecki uczynił z podniesienia poziomu inwestycji do 25 proc. PKB zasadniczy cel swojej strategii, tyle tylko, że jednocześnie rząd robi wiele, żeby zamrozić inwestycje na obecnym, niskim poziomie albo nawet doprowadzić do jego obniżenia. A z nakładami inwestycyjnymi wiąże się tworzenie miejsc pracy, a także absorbcja innowacji. Dlatego wzrost ryzyka firm, także z powodu naruszenia zasad praworządności, może mieć w dłuższej perspektywie poważne, negatywne konsekwencje dla wzrostu gospodarczego. gs

Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy
Gospodarka
„W 2024 r. surowce podrożeją. Zwyżki napędzi ropa”
Gospodarka
Szef Fitch Ratings: zmiana rządu nie pociągnie w górę ratingu Polski
Materiał Promocyjny
Nowy samochód do 100 tys. zł – przegląd ofert dilerów
Gospodarka
Czy i kiedy RPP wróci do obniżek stóp?
Gospodarka
Złe i dobre wieści przed COP 28