Departament Sprawiedliwości oraz władze 11 stanów zarzucają Google, że od wielu lat nadużywa ona swojej dominującej pozycji na rynku wyszukiwania oraz reklam internetowych. Jej praktyki mocno uderzają w konkurencję, blokując jej rozwój. Dzięki takim praktykom Google ma 90 proc. udziałów rynku wyszukiwarek internetowych w USA. „Amerykańscy konsumenci są zmuszeni akceptować politykę Google, jej praktyki dotyczące prywatności oraz wykorzystywania danych osobowych a nowe spółki z innowacyjnymi modelami biznesowymi nie mogą wyjść z długiego cienia Google" – czytamy w pozwie.

Nałożenie kary na Google (mogącej obejmować przymusowy podział spółki) może jednak nastąpić po wielu latach procesów sądowych. Inwestorzy wątpią też w to, że postępowanie skończy się surowymi wyrokami dla Goodle. – To tak jakby zamykać drzwi do stajni, po tym jak uciekł z niej koń. Google ma już pozycję monopolisty, zainwestowała dziesiątki miliardów dolarów w infrastrukturę, sztuczną inteligencję, technologie, software, inżynierię i talenty. Nie można tak po prostu cofnąć dekady znaczącego postępu – uważa Neil Campling, analityk z firmy Mirabaud Securities.

Rynkowy guru Jim Cramer, prowadzący program „Mad Money" w telewizji CNBC, uważa, że pozew zakończy się przegraną rządu. Gdyby jednak doszło do przymusowego podziału Alphabet i Google, to inwestorzy i tak mogliby na tym skorzystać. – Mówię to cały czas, powinni podzielić spółkę i to dało wartość. Departament Sprawiedliwości zmienił teraz swoim działaniem rekomendację dla niej z „kupuj" do „silnie kupuj" – powiedział Cramer.

- Pozew wniesiony dzisiaj przez Departament Sprawiedliwości USA jest głęboko wadliwy. Użytkownicy korzystają z Google z własnego wyboru – nie dlatego, że są do tego zmuszani lub dlatego, że nie są w stanie znaleźć alternatyw – twierdzi Adam Malczak, menedżer ds. komunikacji korporacyjnej na Polskę i Europę Środkowo-Wschodnią w Google.