Rynek nie okazuje litości argentyńskiemu peso. W piątek po południu za 1 dolara płacono 38,5 peso, czyli tylko nieznacznie mniej od czwartkowego rekordu (39,1 peso za 1 USD). W ciągu tygodnia argentyńska waluta osłabła wobec amerykańskiej o 23 proc., a od początku roku aż o 52 proc. Impulsu do odrobienia strat nie dała jej nawet czwartkowa, szokowa podwyżka głównej stopy procentowej o 15 pkt baz., do 60 proc. To była już druga podwyżka w ciągu jednego miesiąca.
Do załamania peso doszło, mimo że Argentyna prowadzi politykę, która teoretycznie powinna się podobać inwestorom. W odróżnieniu od np. Turcji podnosi stopy procentowe bardziej niż spodziewa się rynek, tnie wydatki fiskalne, kilka miesięcy temu porozumiała się z Międzynarodowym Funduszem Walutowym w sprawie 50 mld USD linii kredytowej, a ekipa obecnego prezydenta Mauricio Macriego jest powszechnie uznawana za przychylną inwestorom. Gdy jednak Macri zwrócił się w środę do MFW o przyspieszenie wypłaty kolejnej transzy pomocy z linii kredytowej, inwestorzy odebrali to jako sygnał słabości i potraktowali Argentynę jak słabe ogniwo na rynkach – podobnie jak Turcję.
– Nie ma prostej recepty dla Argentyny. Kraje z rynków wschodzących znalazły się na celowniku inwestorów, ze względu na swoje problemy ekonomiczne, w tym duże zadłużenie i poziom importu – twierdzi Paul Greer, zarządzający z Fidelity.
Załamanie waluty oraz inflacja przekraczająca 30 proc. mogą wymusić na argentyńskich władzach drastyczne decyzje gospodarcze. Ekipa Macriego chciała obciąć deficyt finansów publicznych z 6,5 proc. PKB w 2017 r. do 5,1 proc. PKB w 2018 r. i 3,8 proc. w 2019 r. Teraz wzrasta prawdopodobieństwo tego, że cięcia budżetowe będą większe. Zapowiada je już Nicolas Dujovne, argentyński minister skarbu. W poniedziałek ma on Waszyngtonie rozmawiać z przedstawicielami MFW na temat programu reform.