Poszerzenie klas aktywów, w których może on lokować swoje pieniądze, będzie elementem zmian mających go upodobnić do państwowego norweskiego funduszu emerytalnego.

Fundusz Narodowego Dobrobytu dysponował na koniec 2017 r. około 65 mld USD. Jego pieniądze mogą być jednak inwestowane tylko w państwowy dług, w depozyty w państwowym banku VEB, w waluty oraz w... projekty infrastrukturalne. Ograniczone możliwości inwestycyjne sprawiły, że w 2017 r. fundusz poniósł stratę, a osiągnięta przez niego stopa zwrotu z inwestycji wynosi od 2008 r. zaledwie 1,3 proc. To mocno kontrastuje z regułami rządzącymi państwowymi funduszami inwestycyjnymi z innych krajów. Na przykład norweski państwowy fundusz emerytalny, dysponujący około 1 bln USD, może lokować do 70 proc. pieniędzy w akcje.

Przyjęcie bardziej agresywnej strategii przez Fundusz Narodowego Dobrobytu raczej szybko jednak nie nastąpi. Siłuanow deklaruje, że możliwość inwestowania w akcje pojawi się dopiero wtedy, gdy bezpieczne aktywa należące do funduszu będą sięgały 7 proc. PKB (czyli ponad 100 mld USD). Obecnie są zbliżone do 3 proc. PKB, a Ministerstwo Finansów prognozuje, że w tym roku zwiększą się do 5 proc. PKB. Oczywiście, jeśli kurs rubla i ceny ropy będą w miarę stabilne. Do funduszu trafia część przychodów z eksportu rosyjskiej ropy naftowej.

Fundusz Narodowego Dobrobytu został stworzony w 2008 r. jako jeden z dwóch państwowych funduszy mających gromadzić kapitał dla Rosji „na czarną godzinę". W ostatnich latach zaczął być jednak wykorzystywany przez ekipę prezydenta Putina jako instytucja pozwalająca na wspieranie budżetu. Po 2013 r. pieniądze z funduszu (wartościowo około 2 proc. PKB) zostały przeznaczone na wsparcie różnych projektów infrastrukturalnych.

– Mamy Fundusz Narodowego Dobrobytu, a bank centralny posiada duże rezerwy walut i złota. Nie spodziewamy się więc trudności, nawet jeśli ceny ropy mocno spadną – zapewnia Siłuanow.