Od początku roku inwestorzy zagraniczni w kontrakty terminowe powiązane z japońskimi indeksami Topix i Nikkei 225 zainwestowali 1,48 biliona jenów (13,2 mld dolarów) windując te wskaźniki w górę. Jednocześnie jednak do 22 lutego na rynku kasowym pozbyli się oni akcji o wartości 785 miliardów jenów. W 2018 gracze zagraniczni byli sprzedawcami netto zarówno kontraktów jak i akcji, wskazują dane Japan Exchange Group. - Rozgrywany jest trochę ryzykowny scenariusz – zauważa Norihiro Fujito, główny strateg inwestycyjny Mitsubishi UFJ Morgan Stanley Securities w Tokio. Podkreśla on, że zagranica kupuje głównie kontrakty. Tymi kupującymi są fundusze hedgingowe o krótkoterminowym horyzoncie, podczas gdy inwestorzy długoterminowi - jak fundusze emerytalne i inwestycyjne wciąż sprzedają. Oznacza to, jak przekonuje Fujito, że strona kupująca jest „krucha".

Zdaniem Bloomberga jest to zrozumiałe gdyż ostatnie dane gospodarcze nie były dobre - w lutym skurczył się japoński sektor przetwórczy, co zdarzyło się po raz pierwszy od 2,5 roku. Ponadto w styczniu bardziej niż prognozowano spadł eksport. Rozczarowujące okazały się również wyniki takich potentatów jak Sony czy Toyota. - Dla inwestorów długoterminowych akcje spółek japońskich nie są atrakcyjne - twierdzi Fujito wskazując na fundamenty i sytuację finansową. Tomochika Kitaoka, główny strateg Citigroup Global Markets Japan Inc, także twierdzi, że akcje japońskie nie są popularne wśród inwestorów zagranicznych, którzy coraz bardziej interesują się Chinami i innymi rynkami wschodzącymi.