Jeszcze bardziej pesymistyczny jest UBS, który szacuje wzrost w IV kw. na zaledwie 2,9 proc., podczas gdy średnia dla okresu po kryzysie finansowym wynosi 5,6 proc. Ale to wcale nie znaczy, że to źle wróży aktywom z emerging markets. Z szerszego obrazu światowej gospodarki wynika bowiem, że w krajach rozwiniętych spowolnienie będzie jeszcze większe. Różnica między czołowymi wskaźnikami wzrostu w krajach rozwijających się i rozwiniętych jest obecnie największa od sześciu lat. A poza tym większość spowolnienia na emerging markets przypada na Turcję i Argentynę. Z tego może wynikać, że waluty na emerging markets są niedowartościowane w stosunku do amerykańskiego dolara. Historia uczy bowiem, że po 1994 r. waluty z emerging markets rosły szybciej niż kurs dolara tylko w tych okresach, kiedy spadało tempo wzrostu gospodarczego zarówno w krajach rozwijających się, jak i rozwiniętych. Sprzyjało to również akcjom i obligacjom z EM.