Jak wstępnie oszacował GUS, indeks cen konsumpcyjnych (CPI) – główna miara inflacji w Polsce – wzrósł w maju o 2,9 proc. rok do roku, po zwyżce o 3,4 proc. w kwietniu i ponad 4,5 proc. w poprzednich dwóch miesiącach. Niższa niż w maju inflacja była po raz ostatni w listopadzie.
Ankietowani przez „Parkiet" ekonomiści przeciętnie szacowali, że inflacja zwolniła do 3 proc. rok do roku. Piątkowe dane nie są więc dużą niespodzianką. A większość ekonomistów uważa, że to dopiero preludium hamowania inflacji, która na początku 2021 r. może się już znaleźć poniżej 1 proc.
Narodowy Bank Polski ma za zadanie utrzymywać inflację w średnim terminie na poziomie 2,5 proc. rocznie, tolerując przejściowe odchylenia o 1 pkt proc. w każdą stronę. W czwartek Rada Polityki Pieniężnej nieoczekiwanie obniżyła główną stopę procentową NBP z 0,5 do 0,1 proc., argumentując, że pomoże to utrzymać inflację w tym przedziale pomimo presji na jej spadek związanej z pandemią.
W maju do wyhamowania inflacji przyczynił się głównie spadek cen paliw do prywatnych środków transportu o 23,4 proc. rok do roku, po zniżce o około 19 proc. w kwietniu. Wyraźnie zwolnił jednak także wzrost cen żywności. Towary z kategorii żywność i napoje bezalkoholowe w maju podrożały o 6,1 proc. rok do roku, po 7,4 proc. w kwietniu.
Ekonomiści szacują, że tzw. inflacja bazowa, nie obejmująca cen żywności i energii, a przez to w większym stopniu uzależniona od popytu w kraju, utrzymała się w maju na poziomie 3,6 proc. rok do roku. To jednak częściowo efekt tego, że wiele usług było w maju niedostępnych, a w tej sytuacji GUS zakładał, że ich ceny się nie zmieniły w stosunku do okresu sprzed pandemii.