Rządowa tarcza antykryzysowa jest śmieszna

Gościem Grzegorza Siemionczyka w środowym programie „Prosto z parkietu” był ekonomista dr Bogusław Grabowski, były członek RPP, były prezes Skarbiec TFI.

Publikacja: 01.04.2020 17:38

Rządowa tarcza antykryzysowa jest śmieszna

Foto: parkiet.com

We wtorek rząd ogłosił nowe restrykcje, które mają ograniczyć kontakty społeczne i rozprzestrzenianie się epidemii koronawirusa. Już te, które obowiązują od połowy marca, wpędziły polską gospodarkę w pierwszą od 1991 r. recesję. Czy walka z epidemią uzasadnia tak duże ekonomiczne koszty?

Bardzo istotna jest tu znajomość procesu epidemiologicznego. Krzywa epidemii, czyli tempo narastania liczby ludzi zakażonych, może doprowadzić do przeciążenia i załamania systemu opieki zdrowotnej. Około 15 proc. zakażonych koronawirusem trafia do szpitala, a spośród nich 15 proc. wymaga hospitalizacji na OIOM-ie i zastosowania respiratorów. Od tego, ile mamy łóżek na OIOM-ach i respiratorów, a także tego, ilu mamy lekarzy i pielęgniarek do ich obsługi, zależy, ilu chorych naraz możemy leczyć. Wprowadzane wszędzie na świecie restrykcje wynikają z konieczności spłaszczania krzywej epidemii, rozciągania liczby zakażonych w czasie, aby dopasować ją do wydolności służby zdrowia. Kraj, który ma słabą opiekę zdrowotną, jak Polska, musi te restrykcje wprowadzić na wczesnym etapie epidemii i od razu muszą być silne. Z tej perspektywy patrząc, rząd przyjął słuszną strategię.

Z tego, co pan mówi, wynika, że nie należy liczyć na szybkie zniesienie tych restrykcji. Nie ma się co łudzić, że po świętach gospodarka będzie odmrażana?

To nie jest tak, że jeśli wcześnie wprowadzimy silne restrykcje, to epidemię szybko zdławimy. Przeciwnie. Epidemia będzie się rozwijała wolniej, a restrykcje będą musiały być utrzymywane do czasu, aż wynalezione zostanie powszechnie dostępne – czyli tanie i produkowane w miliardach sztuk – lekarstwo na Covid-19, albo powstanie powszechnie dostępna szczepionka, albo też osiągniemy odporność stadną, co nastąpi, gdy zarazi się 40–60 proc. społeczeństwa. Ten ostatni warunek prawdopodobnie zostanie spełniony najwcześniej. Wniosek jest niestety taki, że restrykcje w Polsce będą utrzymywane dłużej i będą bardziej dolegliwe niż w przeciętnym kraju zachodniej Europy.

We wtorek prezydent podpisał pakiet ustaw składających się na tzw. tarczę antykryzysową, która ma łagodzić wpływ tych restrykcji na polską gospodarkę. Tarcza jest adekwatna do skali problemów, z którymi będziemy się mierzyli?

Oczywiście, że jest nieadekwatna, jest wręcz śmieszna. Niektóre zapisy tych ustaw świadczą o tym, że ich autorzy zupełnie nie rozumieją, co się dzieje. Mamy na przykład pożyczki dla firm w wysokości 5 tys. zł, które będą bezzwrotne, jeżeli firma nie zmniejszy zatrudnienia. Ale jak firma ma utrzymać zatrudnienie, skoro nie ma dochodu? Tak samo z dopłatami do wynagrodzeń. Skąd przedsiębiorca ma wziąć swój wkład, skoro nie ma przychodów? I te problemy rozlewają się na całą gospodarkę, nie są skoncentrowane w kilku branżach. Skala pomocy jest do tego zupełnie niedopasowana. Ona powinna być taka, żeby podtrzymać moce wytwórcze. Przedsiębiorcy muszą otrzymać takie środki, żeby opłacić wszelkie zobowiązania i utrzymać zatrudnienie, a pracownicy, nawet jeśli będą siedzieli w domu, muszą mieć pieniądza na jedzenie i rachunki. To pozwoli utrzymać w hibernacji moce wytwórcze, aby je uruchomić, gdy kryzys się skończy. Jeżeli tego nie zrobimy, moce będą topniały, a po kryzysie nie zostaną szybko odbudowane. Rząd niczego by nie ryzykował, dając firmom takie wsparcie. Dzięki jednolitym plikom kontrolnym, PIT, CIT rząd będzie miał pełną wiedzę o tym, co się stało w firmach. Może dać pomoc dla podtrzymania mocy, a gdy okaże się, że ta pomoc była za duża, firmy będą musiały ją zwrócić.

Może na tak hojne działania po prostu nas nie stać?

Przygotowanie finansów publicznych na taki szok rzeczywiście było tragiczne. Już między listopadem ub.r. a styczniem br. wpływy z VAT były mniejsze niż rok wcześniej. To pokazuje, jak wrażliwe na koniunkturę były wpływy do budżetu. Tymczasem rząd roztrwonił spore kwoty na 500+ nawet dla bardzo zamożnych ludzi, rozdawanie wszystkim emerytom trzynastek czy hurtowe zwalnianie młodych z PIT.

Teoretycznie z części tych wydatków można teraz zrezygnować. Ale można też argumentować, że to wcale nie jest potrzebne, bo żadnych twardych ograniczeń dla wydatków publicznych nie ma. Tak jak wiele innych banków centralnych, tak i NBP może pomóc sfinansować antykryzysowe wydatki, dbając o to, żeby rentowność obligacji skarbowych i w rezultacie koszty obsługi długu za bardzo nie wzrosły.

Wiemy, że restrykcje nie będą utrzymywane dwa, trzy miesiące. To będzie trwało dłużej. Nie możemy więc marnotrawić pieniędzy na transfery dla tych, którzy tego nie potrzebują, bo za chwilę będzie mnóstwo osób, które autentycznie wymagają pomocy. Musimy ograniczać wszystkie wydatki, które nie są niezbędne. Rząd musi więc z jednej strony być bardziej szczodry, niż jest, ale równolegle podejmować działania oszczędnościowe. To prawda, że mamy własną walutę, dzięki czemu stać nas na dowolnie dużą tarczę, bo możemy potrzebne pieniądze wydrukować. Ale to ma swoje ograniczenia, bo może skutkować podatkiem inflacyjnym. Nadmierna emisja pieniądza może zwiększyć inflację, prowadząc do spadku realnej wartości dochodów i oszczędności. Dlatego nie możemy dopuścić do nadmiernego deficytu, nadmiernego wzrostu długu i nadmiernej jego monetyzacji.

Część ekonomistów uważa, że program skupu przez NBP obligacji skarbowych na rynku wtórnym łamie konstytucję. Pańskim zdaniem on jest uzasadniony pod warunkiem, że będzie miał ograniczoną skalę?

Skutki monetyzacji długu będą w polskiej gospodarce większe niż w USA czy strefie euro. Wynika to z tego, że pieniądze płyną obecnie do bezpiecznych przystani. Amerykańskie i zachodnioeuropejskie obligacje są zaś dla inwestorów bardziej wiarygodne. Popyt na nie może się znaleźć poza rodzimymi rynkami. Polski rząd nie może na to liczyć. A skoro popytu zagranicznego na obligacje nie będzie dużo, a krajowych oszczędności też mamy bardzo mało, to relatywnie więcej będzie musiał kupować NBP. Właśnie dlatego jest ważne, żeby rząd przejrzał swoje wydatki i wstrzymał te, które są niepotrzebne.

Gospodarka krajowa
Niepokojąca stagnacja w inwestycjach
Gospodarka krajowa
Ekonomiści obniżają prognozy PKB
Gospodarka krajowa
Sprzedaż detaliczna niższa od prognoz. GUS podał nowe dane
Gospodarka krajowa
Słaba koniunktura w przemyśle i budownictwie nie zatrzymała płac
Gospodarka krajowa
Długa lista korzyści z członkostwa w UE. Pieniądze to nie wszystko
Gospodarka krajowa
Firmy najbardziej boją się kosztów