Na to, co może czekać kraje, które walcząc z epidemią Covid-19, zdecydowały się na radykalne ograniczenie aktywności ekonomicznej, wskazywać mogą unikalne szacunki francuskiego urzędu statystycznego INSEE.

W ocenie INSEE od wprowadzenia 17 marca stanu wyjątkowego nad Sekwaną aktywność w tamtejszej gospodarce jest 35 proc. poniżej normalnego poziomu. To szacunek oparty m.in. na szybkich badaniach ankietowych wśród firm, a także na danych wysokiej częstotliwości dotyczących m.in. zużycia energii, wykorzystania środków komunikacji publicznej, płatności kartami itp. – Szacunki INSEE sugerują, że nasza prognoza, wedle której w I połowie roku PKB Francji załamie się o 15 proc., może być zbyt ostrożna. W końcu INSEE ma do dyspozycji dane, do których my dostępu nie mamy. My zakładaliśmy, że akurat przemysł i usługi nie będą tak bardzo dotknięte walką z epidemią, a szacunki INSEE sugerują, że jest odwrotnie – skomentowała wyliczenia francuskich statystyków Jessica Hinds, ekonomistka z firmy analitycznej Capital Economics. – W tych gospodarkach, gdzie wprowadzono jeszcze bardziej restrykcyjne metody walki z epidemią, np. we Włoszech, załamanie aktywności ekonomicznej jest prawdopodobnie nawet większe – dodała.

Wyliczenia INSEE oznaczają, że jeśli ograniczenia aktywności ekonomicznej we Francji zostaną utrzymane przez dwa miesiące, a to wydaje się niemal przesądzone, druga co do wielkości gospodarka strefy euro skurczy się w br. o co najmniej 6 proc. Dla porównania, najbardziej pesymistyczne z dotychczasowych prognoz sugerowały spadek PKB Francji o 4 proc. Tak głębokiej recesji nad Sekwaną nie było od II wojny światowej. A to jest wciąż scenariusz zakładający odmrożenie gospodarki w II połowie roku. Tymczasem coraz więcej epidemiologów przyznaje, że epidemia Covid-19 do tego czasu nie wygaśnie.

To uwypukla dylemat, na który epidemiolodzy i ekonomiści zwracają uwagę od początku pandemii: czy strategia walki z Covid-19, którą przyjęła większość państw, z Polską włącznie, nie jest zbyt kosztowna? Czy konsekwencje, także zdrowotne, paraliżowania gospodarek w celu zahamowania rozprzestrzeniania się koronawirusa nie okażą się większe niż konsekwencje nietamowanej epidemii? – Zdrowie i stan gospodarki są ściśle związane. Korelacja między PKB per capita a stanem zdrowia społeczeństwa, rozumianym jako oczekiwana długość życia, jest niemal perfekcyjna. Jeśli pandemia Covid-19 doprowadzi do załamania światowej gospodarki, życie straci więcej ludzi, niż byłby w stanie zabić koronawirus – pisał już w połowie marca Francois Balloux, dyrektor Instytutu Genetyki Uniwersytetu Londyńskiego.

– Biorąc pod uwagę to, o jakich stratach gospodarczych mówimy, jest zupełnie realne, że koszty finansowe i na dłuższą metę zdrowotne walki z epidemią będą porównywalne z tymi co nietłumionej epidemii – przyznaje dr Tomasz Kaczor, ekonomista z prevision.pl. Jak jednak dodaje, rządy w zasadzie nie mają wyboru, choć niektóre – jak np. szwedzki – nie zdecydowały się na tak radykalne środki tamowania epidemii jak większość. – Rządy wybierają rozwiązanie lepsze z politycznego punktu widzenia – tłumaczy. Nawet jeśli na dłuższą metę recesja pociągnie za sobą ofiary śmiertelne (wskutek niedofinansowania służby zdrowia, depresji związanej z bezrobociem itp.), to wyborcy nie będą wiązali ich z bieżącymi decyzjami polityków. Inaczej niż zgonów spowodowanych koronawirusem. – Poza tym jesteśmy wrażliwi na to, co dzieje się za granicą – dodaje Kaczor. Tu przykładu dostarcza Singapur, który również nie zdecydował się na drakońskie metody walki z epidemią. Mimo to gospodarka azjatyckiego państwa miasta w I kwartale kurczyła się w tempie 10,6 proc. rocznie.