W środę na konferencji prasowej po posiedzeniu Rady Polityki Pieniężnej prezes NBP powiedział, że w sprawie płac w tej instytucji „opinia publiczna została wprowadzona w błąd". Podkreślił, że poziomem odniesienia dla wynagrodzeń w banku centralnym są banki komercyjne, a nie inne instytucje publiczne.

Czytaj także: Już wiadomo, ile zarabiają zaufani prezesa NBP

- To normalne, że prezes banku centralnego zarabia lepiej niż prezydent. Tak jest wszędzie w Europie – powiedział.

W zeszłym tygodniu NBP ujawnił w Biuletynie Opinii Publicznej ubiegłoroczne zarobki wszystkich osób zatrudnionych w tej instytucji na dyrektorskich stanowiskach. Bank centralny zobligowała do tego ustawa o jawności zarobków w NBP. Ustawa to pokłosie grudniowych doniesień „Gazety Wyborczej", wedle których Martyna Wojciechowska, dyrektor Departamentu Komunikacji Promocji w Narodowym Banku Polskim, jedna z najbliższych współpracownic prezesa Adama Glapińskiego, zarabia 65 tys. zł miesięcznie.

Z informacji ujawnionych przez NBP wynika, że w 2018 r. płaca Wojciechowskiej wynosiła średnio 49,6 tys. zł brutto miesięcznie. Dodatkowo jednak otrzymywała ona wynagrodzenie jako przedstawiciel prezesa NBP w radzie Bankowego Funduszu Gwarancyjnego. Takiej pensji, jak Wojciechowska, nie otrzymywał żaden inny dyrektor NBP. Wśród najlepiej opłacanych dyrektorów w banku centralnym była też Kamila Sukiennik, szefowa gabinetu Glapińskiego.