Wyraźna zniżka wartości depozytów terminowych sprawiła, że w styczniu skurczyły się całkowite oszczędności gospodarstw domowych w bankach, choć na rachunkach bieżących przybyło blisko 1,5 mld zł. W porównaniu ze styczniem 2017 r. całkowite zobowiązania banków wobec gospodarstw domowych wzrosły o blisko 30 mld zł, najmniej od grudnia 2007 r.

Odpływ depozytów terminowych z banków może być teoretycznie skutkiem dobrej koniunktury na polskiej giełdzie. Tak się działo w czasie poprzedniej hossy na GPW, która dobiegła końca właśnie jesienią 2007 r. Wtedy wartość lokat terminowych topniała w ujęciu rok do roku nieprzerwanie przez ponad pięć lat.

Zdaniem Karola Pogorzelskiego, ekonomisty ING Banku Śląskiego, dzisiaj dobra koniunktura na giełdzie ma drugorzędne znaczenie. Kluczową przyczyną topnienia oszczędności w bankach są niskie w ujęciu realnym (czyli po korekcie o inflację) stopy procentowe. Świadczy o tym fakt, że choć gotówka szerokim strumieniem płynie do TFI (w styczniu br. wpłaty przewyższyły umorzenia o 2,5 mld zł, najbardziej od marca 2015 r.), to klienci wybierają głównie fundusze bezpieczne (pieniężne i obligacji).

Choć niektórzy członkowie Rady Polityki Pieniężnej obawiają się konsekwencji długoterminowego utrzymywania realnych stóp procentowych poniżej zera, gremium to ani myśli, aby ten stan rzeczy zmienić. Z opublikowanego w czwartek opisu dyskusji na lutowym posiedzeniu RPP wynika, że większość sterników polityki pieniężnej nie widzi powodów do podniesienia stopy referencyjnej NBP, która od marca 2015 r. wynosi 1,5 proc. Większość ekonomistów sądzi, że na jej podwyżkę RPP zdecyduje się dopiero w 2019 r.