Andrzej Halesiak: W gospodarce małe nie jest piękne

#PROSTOzPARKIETU. Andrzej Halesiak: nie należy dawać małym firmom preferencji tylko dlatego, że są małe

Publikacja: 09.01.2019 16:12

Andrzej Halesiak, ekonomista z Towarzystwa Ekonomistów Polskich

Andrzej Halesiak, ekonomista z Towarzystwa Ekonomistów Polskich

Foto: parkiet.com

Od początku roku stawka CIT dla małych firm, tzn. tych o przychodach do 1,2 mln euro rocznie, została obniżona do 9 proc., z 15 proc. w ostatnich dwóch latach, co i tak było stawką preferencyjną. Jak ocenia pan tę zmianę?

Andrzej Halesiak: Według mnie ona stoi w sprzeczności ze strategią na rzecz odpowiedzialnego rozwoju, która stanowi fundament obecnej polityki gospodarczej. Znajdziemy w niej celną diagnozę, że jednym z problemów naszej gospodarki jest to, że rozwój firm w pewnym punkcie się zatrzymuje. Stąd mamy relatywnie dużo małych firm, które są mało produktywne, nie wnoszą dużo wartości dodanej. Należy więc przełamywać bariery rozwoju firm, działać na rzecz jego przyspieszenia. Wprowadzenie dla małych firm niższej stawki CIT niż dla większych firm moim zdaniem w żaden sposób nie wpływa na realizację tego celu. Przeciwnie, firmy nie będą chciały przeskakiwać progu przychodów, powyżej którego trzeba płacić zwykłą stawkę podatku.

Tyle że duże firmy wcale nie płacą 19 proc. podatku. W 2017 r., gdy już obowiązywała 15-proc. stawka dla małych firm, płaciły one do budżetu średnio 11,2 proc. dochodu, a duże firmy 14,6 proc. W relacji do przychodu małe firmy płaciły 1,5 proc., a duże zaledwie 0,9 proc. Może niższy CIT dla małych przedsiębiorstw to tylko wyrównanie szans, bo dużym łatwiej manipulować podstawą opodatkowania?

Pytanie, czy wyrównywanie szans powinno polegać na zachęcaniu małych firm do optymalizacji podatkowej. A według mnie podatek na poziomie 9 proc. stworzy właśnie bardzo silne bodźce do kreatywności idącej nie w kierunku innowacyjności procesowej i produktowej, tylko w kierunku optymalizacji podatkowej. Firmy zamiast rosnąć i przeskakiwać próg 1,2 mln euro, będą starały się wydzielać część działalności, tworzyć nowe spółki.

Czyli to, że optymalizacja jest domeną dużych firm, zatrudniających całe sztaby prawników, to mit?

Oczywiście, Polacy wielokrotnie dowodzili, że potrafią wykorzystywać istniejące przepisy do ograniczania swoich zobowiązań. To dotyczy nie tylko podatków, ale też np. składek do ZUS.

Rozumiem, że nawiązuje pan do popularności samozatrudnienia jako tańszej alternatywy dla umowy o pracę?

Tak, to jeden z przejawów tej kreatywności. Symptomatyczne jest porównanie produktywności pracowników w mikrofirmach (zatrudniających do dziewięciu osób – red.) i firmach dużych. W tych drugich jest ona ok. 2,5-krotnie wyższa niż w pierwszych. Wiele mikrofirm działa tylko dzięki rozmaitym formom wsparcia, a ich wkład w gospodarkę jest nieduży. Jeszcze kilka lat temu, przy wysokim bezrobociu, wsparcie drobnej przedsiębiorczości można było uważać za substytut polityki socjalnej. Mając do wyboru popchnięcie kogoś ku samozatrudnieniu lub płacenie mu zasiłku dla bezrobotnych, pierwsza opcja jest lepsza. Ale dzisiaj, przy dużych niedoborach pracowników, gdy stosunkowo łatwo jest znaleźć pracę na etacie, stymulowanie na siłę działalności gospodarczej wydaje mi się zupełnie niepotrzebne.

Takie programy jak ulga na start, preferencyjny ZUS i tzw. mały ZUS, które łącznie pozwolą mikrofirmom płacić obniżone składki na ubezpieczenia społeczne przez kilka lat, są w obecnych warunkach szkodliwe?

Jeżeli ktoś zakłada działalność, żeby korzystać z tych ulg, a mógłby pracować na etacie i więcej wnosić do gospodarki, to wybór wydaje się oczywisty. Kluczowa jest właśnie kwestia produktywności. Naszym celem powinno być przyspieszenie jej wzrostu. W sytuacji gdy wykorzystujemy praktycznie wszystkie zasoby pracy, jest to jedyna możliwość, aby podtrzymać wzrost gospodarczy. Jeśli będziemy popychać osoby w wieku produkcyjnym ku jednoosobowej działalności gospodarczej, to będziemy działali raczej w kierunku zahamowania wzrostu produktywności, zamiast go napędzać.

Dlaczego duże firmy są bardziej produktywne? W kręgach rządowych powszechne jest przekonanie, że to małe firmy są kołem zamachowym gospodarki.

To, że małe firmy są motorem gospodarki, to mit. Wśród państw UE bardzo dużo małych firm jest we Włoszech, a stosunkowo mało w Niemczech. Mimo to Niemcy rozwijają się lepiej niż Włochy. Nie ma więc prostej zależności między dominacją małych firm a zachowaniem gospodarki. Dlaczego tak jest? To wynika ze specyfiki dużych firm. One są bardziej złożone, mogą więc realizować zadania o większej wartości dodanej, częściej są proeksportowe, więcej inwestują, są bardziej kapitałochłonne, częściej wykorzystują technologie zwiększające produktywność. Mniejsze firmy bazują przede wszystkim na pracy. A ich subsydiowanie skutkuje często nadmiernym zatrudnieniem. Zatrudnienie dodatkowego pracownika, bo można na to dostać pieniądze, nie zawsze przekłada się na wzrost firmy. A gdy tak jest, to ten sam produkt dzieli się na więcej pracowników, więc produktywność każdego z nich maleje.

Aleksander Łaszek z FOR zauważył na Twitterze, że w Polsce od kilku lat maleje zatrudnienie w małych i średnich firmach (czyli zatrudniających między 10 a 250 osób), rośnie tylko w mikrofirmach i dużych przedsiębiorstwach. Te pierwsze zatrudniają już ponad 4 mln osób, podczas gdy duże tylko nieco ponad 3 mln, podobnie jak MSP. W świetle tego, co pan mówi, to zjawisko jednoznacznie negatywne. Ale może nie wynika ono wcale ze wspierania małych firm, tylko z czynników strukturalnych, np. szybkiego rozwoju sektora usług?

Zjawisko, o którym mówimy, ma wiele przyczyn. Można wspomnieć np. inne podejście młodych ludzi, którzy często nie poszukują pracy na etacie. Do tego internet otworzył wiele nowych możliwości, jeśli chodzi o modele biznesowe. Jestem daleki od wkładania wszystkich mikrofirm do jednego koszyka. Nie twierdzę też, że nie potrzebujemy małych firm. Zmierzam do tego, że nie powinniśmy dawać im preferencji tylko dlatego, że są małe. W ten sposób często wspieramy firmy, które sobie nie radzą, są mniej produktywne, mniej innowacyjne, gorzej zarządzane. Po co je subsydiować? Lepiej byłoby, żeby uwolniły zasoby, które mogłyby trafić do bardziej wydajnych firm.

Wróćmy do SOR. Jak wspierać rozwój polskich firm, żeby z małych rosły do średnich, a potem do dużych?

Musimy skupić się na produktywności. Trzeba wspierać działalność średnich i dużych firm, które tworzą naturalne ekosystemy, w których odnajdują się też mniejsze firmy jako usługodawcy, poddostawcy itp. W zakresie wspierania małych firm skupiłbym się na usunięciu barier rozwoju, na które one same się skarżą. To jest niestabilność prawa, nadmierna biurokratyzacja gospodarki. Takie rozwiązania jak uproszczenie rachunkowości czy zasad amortyzacji są uzasadnione. Trzeba też budować równe pole gry. Chodzi tu np. o eliminowanie firm, które wykorzystują pracowników, działają w szarej strefie, unikają podatków itp. Ważna jest też kwestia finansowania. Dojrzałe firmy mogą korzystać z długu, a odsetki można odpisywać od podatku. Małe firmy finansują się zwykle kapitałem własnym, bo nie mają wiarygodności kredytowej, więc nie korzystają z takich ulg. Trzeba szukać rozwiązań, które zrównywałyby kapitał z długiem.

Gospodarka krajowa
Problemów rolnictwa nie da się zasypać pieniędzmi
Gospodarka krajowa
Mariusz Zielonka, Konfederacja Lewiatan: Polski eksport zaraz złapie zadyszkę
Gospodarka krajowa
Co nam dała Unia, co jeszcze można poprawić
Gospodarka krajowa
MFW: Polaryzacja światowej gospodarki coraz większa, Polska zieloną wyspą
Materiał Promocyjny
Nowy samochód do 100 tys. zł – przegląd ofert dilerów
Gospodarka krajowa
Nie ma chętnych do władz PFR?
Gospodarka krajowa
Zagraniczne firmy już lepiej oceniają Polskę