Sprawdzony historycznie model AIEA (Average Investor Equity Allocation – pokazuje, jaką część wszystkich aktywów finansowych stanowią akcje) prognozował wtedy długoterminowe stopy zwrotu na poziomie ledwie powyżej 2 proc. w skali roku, podczas gdy rentowność obligacji dziesięcioletnich zbliżała się do 3 proc.

W tym kontekście lutowe załamanie S&P 500 o 10 proc. w pewnym stopniu poprawiło sytuację – w dołku projekcja oparta na modelu urosła do prawie 4 proc. Tyle tylko, że postępujące odreagowanie w górę na nowo zaczyna pogarszać długoterminowe perspektywy. Zresztą nawet w dołku tąpnięcia premia za inwestowanie w amerykańskie akcje na poziomie około 1 pkt proc. była ciągle skromna – z pewnością przecena nie stworzyła superokazji do zakupów.

Niemniej widać, jak ważna jest obserwacja rentowności obligacji. Na krótką metę ich notowania bywają chwiejne (spadek pomógłby akcjom), ale na dłuższą mogą być nadal pod presją. Choćby ze względu na beztroską politykę fiskalną prezydenta Trumpa. Analitycy BofA/ML szacują, że już w przyszłym roku USA mogą odnotować największy deficyt budżetowy od globalnego kryzysu finansowego, w skali biliona dolarów. Jednocześnie pamiętajmy, że od jesieni ub.r. nabywcą obligacji przestała być w dużym stopniu Rezerwa Federalna – od października jej portfel papierów skarbowych skurczył się o prawie 30 mld USD.