Ryzyko tego, że Europa otworzy się na dużych minusach było spore, bo i spadki na Wall Street musiały działać na wyobraźnie. Wystarczy wspomnieć, że indeks Dow Jones Industrial znowu stracił ponad 4 proc. Istniało więc ryzyko, że będziemy mieli powtórkę z wtorkowej sesji, kiedy to WIG20 stracił grubo ponad 3,5 proc. I owszem, pierwsze minuty piątkowego handlu upływały pod znakiem przeceny, ale z jednej strony nie była ona aż tak straszna (indeks największych spółek zaczął dzień 0,8 proc. pod kreską), a poza tym z każdą upływającą minutą sytuacja na GPW się poprawiała.

Nie dość, że spadki wyhamowały to jeszcze po godzinie od rozpoczęcia sesji WIG20 wyszedł nawet na symboliczny plus. Co prawda to było na razie wszystko na co go stać, ale spadek rzędu 0,2 proc. o godz. 12.30 też nie jest powodem do niepokoju. Tym bardziej, że otoczenie zewnętrzne nie wywiera dzisiaj specjalnej presji na Warszawę. Co prawda niemal na wszystkich rynkach dominuje kolor czerwony, ale spadki rzędu 0,5 proc., które obserwujemy w Niemczech czy też Francji świadczą o tym, że o panice nie ma mowy.

Warto przy okazji zwrócić uwagę, że spadki nie są oczywiście domeną jedynie największych firm. Pod kreską są dziś średnie i małe firmy. mWIG40 jest 0,8 proc. pod kreską, natomiast sWIG80 traci prawie 1 proc.

Wrażenie, po raz kolejny, może robić aktywność inwestorów. Obroty po 3,5 godzinach handlu przekroczyły 450 mln zł. Jest to jednak zrozumiałe biorąc pod uwagę zmienność z jaką mamy do czynienia w ostatnim czasie.

Dalszy przebieg dzisiejszej sesji będzie przede wszystkim zależał od tego w jakim stylu dzień rozpoczną inwestorzy w Stanach Zjednoczonych. Pozostaje mieć nadzieję, że tak jak ich europejscy odpowiednicy, utrzymają oni nerwy na wodzy.