W ciągu jednego dnia jen umocnił się do dolara o 1 proc. To spory ruch jak na tę parę walutową. Bank Japonii ograniczył wielkość skupu obligacji, tymczasem analitycy i zarządzający cały czas podkreślają, że banki centralne na pewno będą bardzo ostrożne i z rozwagą będą kształtowały politykę pieniężną, żeby nie zachwiać rynkami finansowymi. A tu taka niespodzianka...
Niewątpliwie jest to zaskoczenie, natomiast nie świadczy o jakichkolwiek zmianach w programie QE. Bank centralny zgłosił po prostu mniejszy popyt na obligacje skarbowe. Odebrano to jako sygnał nadchodzącej zmiany w polityce pieniężnej w Kraju Kwitnącej Wiśni, również dlatego, że do tej pory dominowało przekonanie, że Bank Japonii zapewne będzie ostatnim, który odejdzie od bardzo łagodniej polityki. Osobiście uważam, że instytucja zdecydowała się po prostu wysondować rynek. Inwestorzy zareagowali gwałtownie, w konsekwencji Bank Japonii tego manewru szybko nie powtórzy. Silny jen nie jest na pewno tym, o co mu teraz chodzi, inflacja wynosi zaledwie 0,5 proc., jest więc odległa od celu. W efekcie po tym drobnym wstrząsie, japońska waluta szybko się ustabilizuje. Notowania jena mogłyby dalej rosnąć w przypadku eskalacji napięć w Korei Północnej, na co się jednak nie zanosi, bo za chwilę w Korei Południowej zaczyna się olimpiada zimowa, będzie więc spokój przynajmniej przez 1,5 miesiąca. Do tego na rynkach akcji dominują dobre nastroje, trudno więc, żeby japońska waluta miała dalsze paliwo do wzrostów.
W 2018 r. złoty był jedną z najmocniejszych walut na świecie, wielu zagranicznych analityków przewiduje jego dalsze umocnienie...
Zawsze najłatwiej wyekstrapolować dotychczasowy trend. Myślę jednak, że 2017 r. się nie powtórzy - umocnienie rzędu 16 proc. do dolara to bardzo dużo. 2018 r. będzie okresem zmiennych, sinusoidalnych notowań z ostatecznym bilansem na minusie, szczególnie do dolara amerykańskiego. Zielony w najbliższych tygodniach będzie szukał dna by ostatecznie zyskać w perspektywie całego roku. Skończy się słaby okres dla amerykańskiej waluty.