Takiego obrotu sprawy można się było spodziewać już po pierwszych trzech miesiącach, kiedy przybyło około 26 MW.

W całym półroczu najdynamiczniej rozwijały się instalacje wykorzystujące biomasę – tu od końca ubiegłego roku zainstalowano ponad 42 MW. Drugi co do wielkości przyrost zanotowała energetyka wiatrowa – około 17 MW nowych mocy. W pozostały technologiach ekologicznego wytwarzania prądu widać jedynie minimalne zwiększenie potencjału. Przykładowo w elektrowniach słonecznych powstało niespełna 3 MW mocy, a na biogaz – niewiele ponad 1,6 MW. Ubyło za to mocy z hydroenergetyki – 1,26 MW.

– Zmieniająca się sytuacja legislacyjna działa na niekorzyść tego sektora, więc te dane nie są zaskakujące – tłumaczy Beata Wereszczyńska-Dembska z departamentu komunikacji społecznej Urzędu Regulacji Energetyki, który co kwartał robi podsumowanie rynku.

Chodzi tu m.in. o blokadę dla rozwoju wiatraków po wejściu w życie ustawy odległościowej (wyznacza minimalną odległość farm od domów), ale także kryzys na rynku zielonych certyfikatów i niepewność co do długoterminowego zapotrzebowania na zieloną energię w ramach aukcyjnego systemu wsparcia zielonej energetyki. Ustawa o OZE przejdzie w tym roku dwie nowelizacje – pierwsza czeka na podpis lub weto prezydenta.

Wiele o kondycji rynku mówią dane o produkcji prądu z ekoelektrowni. Po półroczu tego roku jest ona zaskakująco niska. Od stycznia do czerwca we wszystkich zielonych siłowniach wyprodukowano niespełna 5 TWh energii. Nie dziwi spadek do zera produkcji z instalacji wykorzystujących technologię współspalania. Jednak znaczący spadek potencjału produkcji widać zarówno w elektrowaniach wiatrowych, słonecznych, jak i biogazowych i wodnych. Dla porównania 2016 r. zakończył się produkcją na poziomie prawie 20 TWh. AWK