Wśród zainteresowanych kupnem znajdujących się na skraju bankructwa aktywów wymienia się nie tylko zagraniczne fundusze i inwestorów branżowych, ale też spółki z udziałem Skarbu Państwa. – Rozmowy dotyczące potencjalnych transakcji toczą się dziś na dużą skalę. Pierwsze możemy zobaczyć już w pierwszej połowie 2018 r. Mogą dotyczyć nawet połowy działających farm, z których 70 proc. jest dziś nierentowna – tłumaczy Janusz Gajowiecki, prezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej.

To największa branża odnawialnych źródeł energii (OZE) w Polsce. Jej potencjał pod koniec września 2017 r. sięgał 5,85 tys. MW (na 8,54 tys. MW wszystkich zainstalowanych w ekoelektrowniach mocy). Fatalna sytuacja wiatraków to efekt spadających cen zielonych certyfikatów (stanowią wsparcie dla OZE), ale też niekorzystnych regulacji, które z jednej strony nie pozwalają tym cenom dynamicznie się odbić (nowela ustawy o OZE z lipca 2017 r.), ale też nakładają na te instalacje wyższe podatki od nieruchomości (ustawa wiatrakowa z lipca 2016 r.). – Chętnych w kolejce do kupienia tych aktywów jest wielu, np. wśród dużych funduszy spoza Europy, ale też tradycyjnych koncernów z innych krajów, które mogłyby w łatwy sposób zoptymalizować ich działanie – wskazuje prawnik w jednej z międzynarodowych kancelarii. W jego ocenie na razie niewielu jest takich, którzy spieszą się ze sprzedażą, nie chcąc oddawać aktywów za bezcen.

Inny prawnik mówi także o zainteresowaniu firm energetycznych z udziałem Skarbu Państwa. Z informacji rynkowych wynika, że do kupna dużego portfela farm wiatrowych szykuje się Tauron. Zainteresowanie zgłaszała też Energa, ale gdański koncern – jak ustaliliśmy – na razie nie szykuje żadnych przejęć.

Do zamknięcia tego wydania nie udało nam się uzyskać komentarza Taurona. Menedżer w jednym z dużych koncernów twierdzi, że dla energetyki kupno upadających farm nie jest priorytetem. – Na razie obserwujemy rynek, ale żadnych ruchów nie wykonujemy. Temat byłby bardziej interesujący, gdyby na rynku pojawiła się interesująca oferta – tłumaczy nasz rozmówca. Nie chodzi przy tym tylko o cenę, ale także wielkość portfela. Państwowa energetyka doskonale zdaje sobie sprawę, że taka transakcja będzie negatywnie oceniona w sytuacji, gdy państwowe regulacje doprowadziły wiatraki na skraj bankructwa.