– Wszyscy traktują atom jak kukułcze jajo. Nikogo na taki wydatek nie stać, zwłaszcza przy braku gwarancji państwa – twierdzi osoba zbliżona do spółek, które od lat jako udziałowcy PGE EJ1 ponoszą koszty przygotowania inwestycji. Są w niej PGE z 70-proc. udziałem oraz Tauron, Enea i KGHM, które mają po 10 proc.

Jest niemal pewne, że wejście kolejnych partnerów do projektu część obecnych udziałowców potraktuje jako szansę nawet na wyjście z niego. Zwłaszcza że koszt budowy – jak zapowiedział minister energii Krzysztof Tchórzewski – mają wziąć na siebie spółki. Od pewnego czasu trwają więc poszukiwania kolejnych zainteresowanych. Jeden potencjalny kandydat już jest. To PKN Orlen, który potwierdził przed niemal dwoma miesiącami, że prowadzi analizy pod kątem wejścia w energetykę jądrową.

– Dziś najlepszą sytuację bilansową mają PGE i Orlen. To prawdopodobnie one wezmą na siebie największy ciężar. Najłatwiej z projektu będzie się wycofać mocno zadłużonemu Tauronowi i Enei, której zdolności zadłużania są ograniczone ze względu na zaangażowanie w budowę Ostrołęki i elektrowni na zgazowany węgiel – uważa Robert Maj z Ipopemy Securities.

Z kolei Paweł Puchalski z DM BZ WBK podejrzewa, że do projektu zostanie „doproszona" jeszcze Energa i być może PGNiG. Analityk zauważa jednak, że ta druga spółka może dostać dyspensę ze względu na duże inwestycje w segmencie gazowym, także istotnym dla kraju. Eksperci nie mają wątpliwości, że zaangażowanie w projekt wstrzyma płatności dywidend na wiele lat. Negatywnie wpłynie też na wycenę poszczególnych spółek.