Miniony tydzień przyniósł kontynuację krótkoterminowego trendu bocznego na wykresach warszawskich indeksów. Najlepiej widać to na wykresie WIG20. Od początku lipca zamknięty jest w konsolidacji między 2200 a 2130 pkt. Dolne i górne cienie dziennych świec pokazują, że jak na razie granice wahań skutecznie odpierają ataki byków i niedźwiedzi. Chyba śmiało można założyć, że kierunek wyjścia z trwającego marazmu zainicjuje silniejszy ruch, zgodny z kierunkiem wybicia. Mając jednak na uwadze jedną z naczelnych zasad techników mówiącą, by grać z trendem, zakładam, że wyższe jest prawdopodobieństwo wyjścia dołem. Tak więc sforsowanie wsparcia 2130 pkt powinno nie tylko zainicjować ruch do dołka bessy (2097 pkt), ale też go pogłębić. Oczywiście przebicie 2200 pkt będzie miało pozytywny wydźwięk i powinno skutkować ruchem do lokalnego szczytu z czerwca 2287 pkt. Ten drugi scenariusz wydaje mi się jednak dość odległy. I to nie dlatego, że cały czas Trump straszy i tweetuje, ale dlatego, że kiepsko wyglądają rynkowe statystyki dotyczące spółek. Już dawno nie było sesji, by liczba spółek ustanawiających co najmniej roczne maksimum była wyższa niż liczba tych, które wyznaczają analogiczne minimum. Ostatnio normą stało się, że tych drugich jest kilkanaście, a pierwszych kilka albo wcale. Gdy w środku tygodnia sprawdzałem, jak dużo spółek wybiło się górą i dołem ponad 20-sesyjne maksima, to okazało się, że tych pierwszych było sześć, a drugich dziesięć. To pokazuje, że emitenci mają problemy z wyjściem nawet ponad krótkoterminowe ekstrema. Do tej niekorzystnej układanki pasują też wykresy mWIG40 i sWIG80. Ten pierwszy od dwóch tygodni oscyluje w wąskim pasmie wahań przy 4200 pkt, a dołek bessy jest zaledwie 41 pkt niżej. Na razie trudno dostrzec na wykresie argumenty za zmianą kierunku trendu, a mówienie, że rynek jest już mocno wyprzedany, to moim zdaniem za mało, by liczyć na trwalsze odbicie. To samo dotyczy wskaźnika grupującego spółki o najmniejszej kapitalizacji. sWIG80 znajduje się niecałe 150 pkt nad dołkiem bessy i wyraźnie poniżej spadających średnich kroczących z 50 i 200 sesji. Do tego wszystkiego dochodzą niskie obroty. Wprawdzie w tym tygodniu było lepiej niż w poprzednim, gdy na pięć sesji na czterech wartość wolumenu nie przekroczyła 0,5 mld zł, ale trzeba uczciwie przyznać, że ta „połówka" pęka z coraz większym trudem.

Pocieszające może być to, że węgierski BUX, a więc indeks z naszego koszyka, miał się ostatnio gorzej niż nasze WIG-i. Gdy my poruszaliśmy się w bok, on pogłębiał dołek korekty. Mały zwrot na południe wykonał też pod koniec tygodnia niemiecki DAX. Z drugiej jednak strony technologiczny indeks Nasdaq wyznaczył w minionym tygodniu nowe historyczne maksimum. Jak widać – nastroje są coraz bardziej zmienne.