Tydzień temu pisałem w tym miejscu, że statystycznie czerwiec to najgorszy okres w roku dla szerokiego rynku warszawskiej giełdy. Indeks traci w tym miesiącu średnio 1,7 proc. Ostatni tydzień, a także cały maj, pokazały jednak, że rynek nie dba o historyczne analogie. Licząc do piątkowego popołudnia, w ciągu pięciu ostatnich sesji WIG zyskał 6,6 proc., WIG20 – 6,7 proc., mWIG40 7,2 proc., a sWIG80 – 4,5 proc. Cała czwórka wyznaczyła nowe szczyty trwających od marca fal wzrostowych i zrobiła kolejny krok, by powrót do poziomów z początku roku przestał być marzeniem optymistów, a stał się realnym scenariuszem.

Zresztą sWIG80 jest w zasadzie o krok od spełnienia tego marzenia. W piątkowe popołudnie do lutowego maksimum brakowało mu jedynie 1,7 proc. Przy ostatniej dynamice zmian, taki dystans jest do zrobienia w ciągu jednej lub dwóch sesji. Jeśli ktoś przeciera oczy ze zdumienia, to niech spojrzy na Nasdaq 100. Ten indeks wyznaczył w minionym tygodniu historyczny szczyt w ujęciu intraday. Jak się nie da, jak się da? Wracając do naszych maluchów – warto zwrócić uwagę, że średnia krocząca z 50 sesji zbliża się od dołu do 200-sesyjnej. Dzieli je około 200 pkt. Tyle brakuje więc, by powstała formacja złotego krzyża, stanowiąca długoterminowy sygnał kupna. Nie jest to oczywiście gwarant sukcesu, ale ostatnio jak taki krzyż pojawił się na wykresie, to wskaźnik maluchów wzrósł o 6,3 proc. w niecałe dwa miesiące.

Indeks mWIG40, dotychczas relatywnie słabszy, przebudził się ostatnio i nie dość, że przebił 61,8-proc. zniesienie Fibo, to w piątek zaatakował dzienną dwusetkę. Jeśli przebije się przez opór w najbliższych dniach to otworzy sobie drogę do lutowych szczytów. Z kolei WIG20 do 200-sesyjnej średniej ma jeszcze około 120 pkt, ale też pokonał 61,8-proc. zniesienie Fibo. Opory pękają, jak kiedyś pękali w ringu rywale Mike'a Tysona. Co istotne – zwyżkom na naszym parkiecie towarzyszą znów wysokie obroty. W minionym tygodniu regularnie przekraczały wartość 1 mld zł. Byczy walec jest rozpędzony nie tylko w Warszawie. Wspomniany Nasdaq 100 pobił historyczny rekord, a S&P 500 wyznaczył na początku piątkowej sesji nowy lokalny szczyt 3184 pkt. Niemiecki DAX doszedł natomiast do 12 800 pkt, a więc jest już na poziomie z końca lutego.

Ciekawe jest to, że rynki chętnie przyjmują dobre wiadomości (lepsze od prognoz dane z amerykańskiego rynku pracy), a ignorują te kiepskie (nowy rekord dziennych zachorowań na Covid-19 w ujęciu globalnym, zamieszki w USA). Wygląda więc na to, że liczy się tylko wzrost i tylko to co go uzasadnia. W tym kontekście nie dziwi fakt, że stopy zwrotu od marcowych dołków przekraczają na głównych indeksach 40 proc. Pytanie, czy to hossa, czy inflacja na giełdowych wykresach?