Przedświąteczny tydzień przyniósł kontynuację korekcyjnej fali wzrostowej w głównych segmentach warszawskiego rynku akcji. WIG20 dotarł w porywach do 1655 pkt, mWIG40 do 3143 pkt, a sWIG80 do 10 643 pkt. Wyznaczenie drugiego lokalnego maksimum w ramach trwającej korekty oznacza, że na wykresach klaruje się klasyczny, krótkoterminowy układ wzrostowy (wyżej położone dołki i szczyty). Każdy z indeksów pokonał już 23,6-proc. zniesienie Fibonacciego dla lutowo-marcowego załamania, więc z perspektywy rynkowych proporcji można powiedzieć, że indeksy zrobiły pierwszy ważny krok do trwalszego umocnienia. Kolejne zniesienie – 38,2 proc. – stanowić będzie w tym tygodniu techniczne wyzwanie. Dla WIG20 znajduje się ono na poziomie 1600 pkt, a więc tam, gdzie przez ostatnie dni notowania indeksu oscylowały. W przypadku mWIG40 jest to poziom 3230 pkt, a sWIG80 – 10 700 pkt. Wsparcie na ten tydzień wyznaczają lokalne maksima z 20 marca, czyli dla wymienionych indeksów jest to odpowiednio: 1547 pkt, 3094 pkt oraz 10 351 pkt.

Symptomy wyczerpania siły popytu, o których pisałem w tym miejscu tydzień temu, okazały się fałszywe. Tym samym zasadne staje się pytanie, czy aktualna skala zwyżek uprawnia do większego optymizmu. Licząc od dołka intraday z 16 marca do maksimum minionego tygodnia, WIG20 zyskał już 32,6 proc., mWIG40 17,5 proc., a sWIG80 17,1 proc. Pierwszy z dużą nawiązką przekroczył już próg hossy, a dwóm pozostałym niewiele do tego progu brakuje. Wygląda obiecująco, ale wielu analityków podkreśla, że przy utrzymującej się wciąż wysokiej zmienności i makroekonomicznych znakach zapytania scenariusz kolejnej fali załamania i pogłębienia marcowego dołka jest nadal bardzo prawdopodobny.

Żeby nie być gołosłownym, sprawdziłem, jak sytuacja po pierwszej fali tąpnięcia rozwijała się w bessie z 2007 r. I tak w przypadku WIG20 to pierwsze uderzenie podaży sprowadziło notowania z okolic 4000 pkt w październiku do 2670 pkt w styczniu 2008 r. Później nastąpiło odbicie, które zniosło dokładnie 38,2 proc. pierwszej fali. Rynek przeszedł następnie w fazę boczną, by na jesieni 2008 r. tąpnąć ponownie i dołek bessy znaleźć dopiero przy 1253 pkt w lutym 2009 r. W przypadku mWIG40 pierwsza fala uderzyła już w czerwcu 2007 r. i w dwa miesiące sprowadziła kurs z 5730 do 4100 pkt. Potem rynek średnich spółek odbił, osiągając maksymalnie 50-proc. zniesienie Fibonacciego, by później dno bessy znaleźć dopiero przy 1220 pkt w lutym 2009 r. W bardzo zbliżony sposób zachował się w tamtym okresie także sWIG80.

Trzymając się tych analogii, ostrzeżenia analityków wydają się uzasadnione. Wprawdzie indeksy mogą jeszcze poprawić aktualne wyceny w ujęciu średnioterminowym, ale ich zasięg wydaje się ograniczony strefą zniesień Fibonacciego 38,2–50 proc. W szerokim horyzoncie czasowym aktualny dołek bessy nie wydaje się być tym ostatecznym.