Jordan zainspirował Robbena

Powroty piłkarzy z emerytury zawsze wzbudzają emocje, choć zwykle nie kończą się dobrze. Arjen Robben bez futbolu wytrzymał tylko rok. W przyszłym sezonie zagra w FC Groningen – klubie, w którym się wychował, dotkniętym finansowo przez pandemię koronawirusa.

Publikacja: 04.07.2020 20:00

– Jestem tu, by pomóc klubowi. Nie wyznaczyłem sobie żadnych celów. Ta przygoda może potrwać miesiąc

– Jestem tu, by pomóc klubowi. Nie wyznaczyłem sobie żadnych celów. Ta przygoda może potrwać miesiąc, a równie dobrze dwa lata. Nie mam nic do stracenia, chcę podjąć wyzwanie – zapowiada Robben, który ma pełnić w Groningen funkcję kapitana.

Foto: AFP

Pożegnanie z futbolem miał godne. Bramka, wysokie zwycięstwo Bayernu, przypieczętowany kolejny tytuł mistrza Niemiec. Można powiedzieć: wymarzone zejście z piłkarskiej sceny.

– Na początku w ogóle nie tęskniłem za murawą. Przez pół roku nie obejrzałem ani jednego meczu. Wreszcie mogłem zająć się rodziną. Z czasem obudził się jednak we mnie gen sportowca, siedzenie mnie męczyło, pojawiły się myśli, że mógłbym jeszcze pograć – przyznał Robben.

Nie jest łatwo rozstać się z futbolem, kiedy grało się w finale mundialu, poznało szatnie Realu i Chelsea, praktycznie co roku zdobywało trofea. W Monachium uzbierał ich najwięcej (20), przez dekadę rozegrał ponad 300 meczów, zanotował sto asyst i strzelił blisko 150 goli, w tym zwycięskiego w finale Ligi Mistrzów w 2013 roku. Do Bayernu przechodził za 25 mln euro, w najlepszym momencie kariery wyceniany był na 40 mln euro.

Szczęśliwi mieszkańcy

Bawaria stała się jego drugim domem, nic więc dziwnego, że to właśnie w ośrodku treningowym przy Saebener Strasse postanowił zadbać o powrót do formy. Kiedy pod koniec maja do mediów trafiły zdjęcia Robbena w otoczeniu byłych kolegów, m.in. Roberta Lewandowskiego, natychmiast ruszyły spekulacje, czy Holender planuje znów nałożyć koszulkę Bayernu. Sam zainteresowany równie szybko plotki zdementował. Ale dopytywany, czy zamierza wznowić karierę w innej drużynie, nie zaprzeczył.

Już wcześniej brazylijskie media informowały, że otrzymał ofertę z Botafogo. Można było przypuszczać, że jak większość zawodników zbliżających się do czterdziestki wybierze jakiś egzotyczny kierunek. Miejsce, w którym dobrze zarobi, będzie odcinać kupony od sławy, cieszyć się słońcem i życiem. Tymczasem podpisał kontrakt z klubem, z którego wyruszył w wielki świat.

200-tysięczne Groningen to szóste pod względem wielkości miasto w Holandii, ale z badań Komisji Europejskiej wynika, że jego mieszkańcy należą do najszczęśliwszych na Starym Kontynencie. Robben miał szansę się o tym przekonać, gdy w drugiej połowie lat 90. trafił do tutejszej akademii, a następnie rozpoczął w tym zespole seniorską karierę. Tu też poznał swoją przyszłą żonę i wziął ślub.

I właśnie małżonka Robbena miała odegrać istotną rolę w namówieniu go do powrotu na boiska. Poprosili ją o to działacze Groningen, którzy kusić piłkarza zaczęli już w ubiegłym roku, po jego ostatnim meczu w Bayernie. Wówczas Holender grzecznie odmówił, ale przed miesiącem rozmowy wznowiono. Zastosowano fortel, zmontowano fragmenty słynnego dokumentu Netflixa o Michaelu Jordanie i legendarnej drużynie Chicago Bulls z lat 90., przeplatając je urywkami ważnych meczów Robbena.

– W tajemnicy z jego żoną zaaranżowaliśmy spotkanie w Monachium. Zamówiliśmy sushi w ich ulubionej restauracji i pokazaliśmy mu kompilację filmów z „Ostatniego tańca" i jego akcji. Arjen był zaskoczony – opowiadał dyrektor klubu Mark-Jan Fledderus.

Koszulki i karnety wykupione

Jordan też zawiesił karierę, a po powrocie na parkiet poprowadził Byki do trzech kolejnych tytułów w NBA – ostatni z nich zdobywając w wieku 35 lat.

– Jestem tu, by pomóc klubowi. Nie wyznaczyłem sobie żadnych celów. Ta przygoda może potrwać miesiąc, a równie dobrze dwa lata. Nie mam nic do stracenia, chcę podjąć wyzwanie – zapowiada Robben, który ma pełnić w Groningen funkcję kapitana.

Holender zaznacza, że nie przerwałby emerytury dla żadnego innego klubu. Nawet dla Bayernu. Choć jeszcze nie wyszedł na boisko, już pozwala zarobić Groningen, którego finanse ucierpiały przez pandemię koronawirusa i wcześniejsze zakończenie sezonu w Eredivisie. Konieczne były zwolnienia, straty klubu szacowane są na 5 mln euro (to 25 proc. rocznych obrotów). Zrekompensować je może sprzedaż koszulek z nazwiskiem Robbena i karnetów (zaraz po podpisaniu umowy ze skrzydłowym rozeszło się ich 2,5 tys.).

– Wiedzieliśmy, że zainteresowanie będzie duże, ale nie spodziewaliśmy się, że aż tak – mówi szef marketingu Groningen Edwin Froma.

W ubiegłym sezonie zespół zajął dziewiąte miejsce, ale zdaniem Robbena podium i europejskie puchary są w zasięgu.

Kto wie, może wpływ na jego decyzję miała również postawa Francka Ribery'ego. Francuz, z którym w Bayernie tworzył jeden z najgroźniejszych duetów skrzydłowych, też przed rokiem opuścił Monachium, ale na emeryturę się nie udał. I mimo prawie 37 lat na karku oraz kłopotów zdrowotnych wciąż błyszczy w Fiorentinie.

Utopił miliony w korycie

Robben nie jest pierwszą gwiazdą futbolu, która podjęła próbę powrotu na boisko. Już w 1978 roku, po kilku miesiącach rozłąki z piłką, kontrakt z Los Angeles Aztecs podpisał Johan Cruyff. Chciał się odkuć finansowo.

– Straciłem miliony, inwestując w farmę świń – tłumaczył trzykrotny zdobywca Złotej Piłki, który padł ofiarą nieuczciwego wspólnika. Miał wówczas dopiero 31 lat. Z sukcesami grał jeszcze przez pięć sezonów, m.in. w Ajaksie i Feyenoordzie.

Tak udanego powrotu nie miał inny Holender Marc Overmars. Świetny skrzydłowy Ajaksu, Arsenalu i Barcelony zakończył karierę w 2004 roku przez kontuzję kolana. Cztery lata później zanotował tak dobry występ w pożegnalnym meczu Jaapa Stama, że zaczął otrzymywać oferty z Niemiec i Holandii. Odmawiał, przekonała go dopiero propozycja z Go Ahead Eagles – klubu, w którym stawiał pierwsze kroki. Rozegrał 24 mecze i w wieku 36 lat pożegnał się z boiskiem na dobre.

Paul Scholes po zejściu z murawy pozostał w Manchesterze United, w którym spędził całą karierę. W 2011 roku dołączył do sztabu szkoleniowego, ale po sześciu miesiącach znów włożył koszulkę Czerwonych Diabłów, by pomóc drużynie trapionej kontuzjami. Grał jeszcze przez półtora roku, zdobył ostatnie mistrzostwo Anglii dla United, aż w końcu odszedł razem z sir Aleksem Fergusonem.

Wierzył w koniec świata

Powody zawieszenia kariery bywają różne. Argentyński bramkarz Carlos Roa po świetnym mundialu we Francji – na którym w fazie grupowej nie puścił żadnego gola, a w meczu 1/8 finału z Anglią obronił w serii rzutów karnych dwie jedenastki – wstąpił do Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego, co uniemożliwiało mu grę w piątki wieczorem i w soboty. Nie chciał przedłużyć umowy z Mallorcą, wierząc, że w 2000 roku nastąpi koniec świata. Do bramki wrócił po roku, ale już nigdy nie prezentował takiej formy jak wcześniej.

Paul Gascoigne, zanim przepuścił swój majątek, był gwiazdą Premier League i reprezentacji Anglii. Potem rozmieniał się już tylko na drobne w lokalnych zespołach, których nazw pewnie sam nie pamięta.

Z boiskiem trudno było się też rozstać brazylijskim legendom. Pele przedłużył swój piłkarski żywot w USA, Zico – w Japonii, Romario w klubie z Rio de Janeiro, któremu kibicował jego ojciec, a Rivaldo w wieku 43 lat grał w ojczyźnie u boku swego syna.

Parkiet PLUS
Dlaczego Tesla wyraźnie odstaje od reszty wspaniałej siódemki?
Parkiet PLUS
Straszyły PRS-y, teraz straszą REIT-y
Parkiet PLUS
Cyfrowy Polsat ma przed sobą rok największych inwestycji w 5G i OZE
Parkiet PLUS
Co oznacza powrót obaw o inflację dla inwestorów z rynku obligacji
Parkiet PLUS
Gwóźdź do trumny banków Czarneckiego?
Parkiet PLUS
Sześć lat po GetBacku i wiele niewiadomych